Wdech i wydech. Słyszysz jedynie świszczące powietrze, wydobywające się z twoich ust. Policzki miałaś mokre od łez. W twojej głowie właśnie toczył się istny armagedon. Była pełna od zupełnie skrajnych myśli. Przede wszystkim takich, jak powiedzieć o tym osobom, które tak bardzo cię wspierały. Tym, które pewnie w tej chwili zawiedziesz. Bo czułaś jakbyś już zawiodła siebie. Nawet jeśli nie miałaś na to do końca wpływu.
-Sophie, proszę, powiedz mi.-przerywa ogłupiającą ciszę spoglądając na ciebie z troską
-Pamiętasz, byliśmy z Tedd'em tuż przed jego wyjazdem w Górach Skalistych?-pytasz z trudem panując nad emocjami
-Pamiętam, to było jakieś dwa miesiące temu. No może prawie trzy.-zastanawia się
-No właśnie.-przytakujesz czując łzy cisnące się do oczu- Steph, ja...-urywasz nie wiedząc jak jej to powiedzieć
-Jesteś chora?-pyta wprost
-Niezupełnie.-krzywisz się
-O mój Boże.-dodaje po chwili zupełnie zszokowana- Jesteś w ciąży?-pyta ciszej, a ty jedynie kiwasz głową. Nie jesteś w stanie nawet o tym myśleć, co dopiero mówić. Spodziewałabyś się wszystkiego, ale nie tego. Nie uważałaś, że było to przekleństwo, ale też nie było błogosławieństwem. Nie w tej chwili.
Pomimo szoku, Stephanie przyjęła tą informację naprawdę dobrze. Miałaś nawet wrażenie, że z waszej dwójki, to ona bardziej się z tego cieszy. Bo ty aktualnie się nie cieszyłaś. Nie chciałaś dziecka w najbliższych latach, a już na pewno nie teraz. Miałaś przed sobą ostatni rok studiów, beznadziejne kontakty z matką, a twój ukochany, a zarazem ojciec dziecka nie żył. Nie miałaś pojęcia czym sobie zasłużyłaś na ten podarek od losu. Nieustannie miałaś pod górkę, a obecnie wydawało ci się, jakbyś miała iść pod pieprzony Mount Everest albo Himalaje. Bo jakie życie mogłaś zapewnić temu dziecku? Jaką mogłaś być matką skoro nie miałaś żadnego wzorca? Nie widziałaś nawet możliwości, aby je zatrzymać. Nie miałaś do tego żadnych warunków.
-Steph, jutro wraca Thomas.-mówisz w końcu- Jak ja mam to mu powiedzieć?
-Najlepiej prosto z mostu, w końcu to będzie widać Sophie.-odpowiada szczerze- Kiedy masz no wiesz, termin?
-Nie wiem dokładnie, gdzieś w kwietniu.-wzdychasz- Nie zatrzymam go.-dodajesz po chwili wbijając wzrok w ziemię
-Nie podejmuj takich pochopnych decyzji, jesteś na razie w szoku.
-Nie poradzę sobie Steph, ktoś inny pewnie marzy o dziecku.-zagryzasz wargę
-Masz jeszcze dużo czasu do namysłów.-kładzie dłoń na twoim ramieniu- Jakiej decyzji byś nie podjęła Sophie, to pamiętaj, że wbrew pozorom nie jesteś sama. Wiesz, że ci pomogę. I jestem pewna, że nie tylko ja.-uśmiecha się pokrzepiająco.
Wiedziałaś, że mówiła prawdę i że nie zostaniesz sama, ale już u tak robili dla ciebie bardzo dużo. Nie mogłaś ich prosić o więcej, zwłaszcza, że to był twój problem. Oczami wyobraźni widziałaś jak bardzo wścieka się na ciebie Carol. Byłaś bardziej niż pewna, że cię wydziedziczy, a już na pewno wyrzuci z domu. Dlatego, aby zapobiec tej katastrofie postanowiłaś sama usunąć się z jej pola widzenia. Miałaś zarobionych trochę pieniędzy, do tego dochodziły oszczędności od ojca. Postanowiłaś to zrobić na dniach, jednak najpierw musiałaś się zmierzyć z Thomasem. A tego bałaś się jeszcze bardziej aniżeli konfrontacji z matką.
-Hej Phi, lepiej wyglądasz.-mierzy cię wzrokiem
-Tak, bo czuję się lepiej.-nie masz odwagi na niego spojrzeć
-Nie zabiję cię wzrokiem, wiesz o tym?-stara się zażartować, jednak widząc twój kompletny brak reakcji kontynuuje- Co się dzieje?
-Muszę ci o czymś powiedzieć.-przełykasz głośno ślinę
-Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwą.-mówi na głos przyglądając ci się- Nie tak wyobrażałem sobie moją ulubioną jubilatkę.
-Bo chyba już nią nie będę.-wzdychasz cicho
-Po prostu to powiedz bo zaczynam mieć różne scenariusze w głowie.
-Ja.. jestem... w.. ciąży.-mówisz co raz ciszej, jednak wiesz, że to usłyszał. Słyszysz jak wypuszcza głośno powietrze z ust. Nie widzisz jego wyrazu twarzy, bo wciąż nie masz odwagi by na niego spojrzeć. A już na pewno nie w tej chwili. -Wiem, że cię zawiodłam. Przepraszam.-dodajesz- To mój problem, nie zamierzam was w to mieszać. Wystarczy, że sobie schrzanię życie, nie zamierzam niszczyć waszych.-wyrzucasz te słowa z siebie z prędkością światła po czym po prostu jak największy tchórz, uciekasz. Nogi niosą cię do mieszkania Stephanie, w którym ostatnio spędzasz więcej czasu, aniżeli we własnym domu. Wpuszcza cię bez słowa i pozwala zakopać się w pokoju. Wiedziała, że nie miałaś ochoty na żadne rozmowy, więc po prostu odpuściła ci kazania.
-Nie chcę o tym rozmawiać Steph.-rzucasz nie odwracając się, kiedy słyszysz, że ktoś wchodzi do pokoju. Kiedy jednak czujesz dotyk na ramieniu, wiesz, że to nie ona. Nie masz wątpliwości, kto właśnie siedział za tobą.
-Sophie.-mówi miękko, lecz nie odwracasz się- Proszę, popatrz na mnie.-dodaje spokojnie po czym mimowolnie obracasz się w jego kierunku. Unosi twój podbródek ku górze, zmuszając cię przy tym byś spojrzała mu w oczy.- Nie zawiodłaś mnie, nikogo z nas nie zawiodłaś.-mówi- I to nie jest tylko twoja sprawa, bo nie jesteś sama Sophie. Nie jesteś i nigdy nie będziesz, wiesz o tym.-wzdycha wciąż nie odrywając od ciebie wzroku- Takie rzeczy się zdarzają, trzeba to po prostu przyjąć, nie można cofnąć czasu.
-Przecież wiem, jak zareagowałeś.-dodajesz cicho
-Po prostu byłem w szoku, zrozum mnie.-odpowiada zgodnie z prawdą- Potrzebowałem chwili, żeby ochłonąć.
-Nie chcę was mieszać w moje problemy.
-Twoje problemy, to też nasze problemy.-uśmiecha się nieznacznie- Wiesz, że ci pomożemy.
-Nie chcę waszego poświęcenia, zwłaszcza twojego.-kręcisz głową- Nie możesz marnować swojego życia i szansy na szczęście przez swoją durną i nieodpowiedzialną przyjaciółkę, która jest w ciąży.-ciągniesz- W niedalekiej przyszłości spotkasz kobietę, którą pokochasz i która będzie dla ciebie całym światem. Nie mogę cię o to prosić i nie chcę żebyś się angażował.
-Wiesz, że możesz mówić co chcesz, ale mnie nie zniechęcisz.-gani cię- Jesteś dla mnie zbyt ważna, żebym właśnie w takiej chwili cię zostawił. Nie obchodzi mnie to, co będzie kiedyś. Wiem, że teraz naprawdę chcę przy tobie być.
-Nie możesz.
-Właśnie, że mogę i właśnie to zrobię.-przekomarza się z tobą- Nie tylko ty, dostałaś list od Tedd'a.-wyznaje ci- Prosił mnie o coś, a ja zamierzam spełnić jego wolę.
-Na pewno nie prosił cię o marnowanie swojego życia.-marszczysz gniewnie czoło
-Nie zmarnuję go, na pewno nie będąc przy tobie.-kręci głową- Zrozum Sophie, chcę to zrobić. Chcę ci pomóc, bo naprawdę nie jesteś mi obojętna.-mówi patrząc ci w oczy- Nie znam się na dzieciach i nie za bardzo wiem o co chodzi, ale jak tylko będę umiał, to będę cię wspierał.-ściska twoją dłoń- Więc nie uciekaj ode mnie, od nas.
-Ale ja nie chcę tego dziecka. Nie chcę go zatrzymać.-mówisz czując łzy spływające po policzkach po czym kompletnie się rozklejasz. Thomas po prostu tuli cię do siebie, pozwalając ci się wypłakać. Zupełnie jak robił to kilka tygodni temu, gdy umierałaś od wewnątrz, nie potrafiąc sobie poradzić z odejściem Tedd'a.
-Sophie, nie możesz podejmować takiej decyzji w chwili, w której jesteś kompletnie roztrzęsiona i rozkojarzona.-mówi dopiero po chwili- Wiem, że teraz to jest zupełny kosmos i koniec świata, ale jestem pewien, że dasz radę. Nie będziesz w tym sama. Zastanów się, na spokojnie.-opiera swoją głowę o twoją- Wiem, że będziesz świetną matką, tylko daj sobie szansę.-dodaje nieco ciszej
-Łatwo ci mówić, zaraz wyjeżdżasz na pół roku na drugi koniec globu. Nie będzie cię tu. Nie będziesz musiał znosić tych poniżających spojrzeń ludzi. Nie o tobie będą plotkować. Nie ciebie będą wyzywać od puszczalskich i ladacznic.
-Więc wyjedź ze mną.
-Co?-spoglądasz na niego zszokowana jego słowami
-Dokładnie to, co powiedziałem.-odpowiada ci
-Myślisz, że jak zniknę na parę miesięcy, a potem nagle wrócę z wielkim brzuchem przejdzie bez echa? Będzie jeszcze gorzej, a i jestem bardziej niż pewna, że i ty dostaniesz rykoszetem.-kręcisz bezradnie głową- Już sobie wyobrażam jak mówią, że najpierw była z jednym, a potem nagle z drugim, a do tego wpadłam.-krzywisz się
-Dlaczego tak bardzo przejmuje cię opinia ludzi, Sophie?-ściąga brwi- Ludzie i tak będą mówić, zawsze to robią.
-To jest za dużo Thomas, nie mogę tego zrobić.
-Za bardzo to wszystko analizujesz i wyolbrzymiasz.-zauważa- Po prostu przestań być tak cholernie uparta i pozwól mi sobie pomóc. Naprawdę tego chcę.
-Jak to sobie wyobrażasz? Zamiast chodzić na randki, czerpać z życia, będziesz je marnował na mnie i moje dziecko?-wzdychasz ciężko- Nie zrobisz tego.
-Przestań ze mną dyskutować.-odpowiada gniewnie- Jeśli tak właśnie będę chciał zrobić, to wiesz, że to właśnie zrobię.
-Po prostu w głowie mi się nie mieści, że chcesz to zrobić.-wciąż nie dowierzasz- Który normalny facet by tak zrobił? Pewnie żaden.
-W takim razie nie jestem normalny.-mówi nieco rozbawiony
-Próbuje ci uświadomić, że popełniasz jeden wielki pieprzony błąd, pewnie największy w swoim życiu, a ty się ze mnie śmiejesz?
-Bo śmiesznie marszczysz czoło jak starasz się być zła.-chichocze- Uspokój się. Nie każę ci wyjeżdżać, teraz zaraz i siedzieć tam Bóg wie ile. Po prostu jeśli będziesz miała dość tutaj, wiesz, że gdzie będę.
-Nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłam.-jęczysz- Ten koleś na górze powinien znaleźć ci naprawdę fajną laskę za to, co chcesz zrobić.
-Już znalazł.-uśmiecha się nieśmiało- Możliwe, że nawet dwie.-spogląda nieznacznie na twój brzuch, rozjaśniając swoje zagadkowe słowa. Kręcisz jednie z niedowierzaniem głową i dajesz mu kuksańca w bok. Był niewątpliwie szalony i zbyt opiekuńczy. Nie wiedziałaś czy istniał sposób, aby go odwieźć od tego, co planował zrobić. Jednak chyba nie znałaś drugiego takiego faceta na całym bożym świecie. Drugiego takiego, który zdecydowałby się na tak szaleńczy krok. Który odsunąłby swoje życie prywatne na bok i poświęciłby je dla przyjaciółki. Naprawdę nie miałaś pojęcia, co taki facet jak on robił w twoim życiu. Bo inny, powiedziałby, że go to przerasta i będzie jedynie od czasu do czasu. Ba, tak by zrobił przyjaciel. Nie wziąłby na swoje barki takiego trudu. Po prostu by pomógł w dogodnej dla siebie chwili. Tym bardziej nie wiedziałaś, jak mu podziękować.
-On postradał zmysły.-zagryzasz wargę- Powinnam mu na to pozwolić?-pytasz przyjaciółki
-Pewnie nie powinnaś, ale wiesz, że to nic nie da.-odpowiada- Bo za bardzo cię kocha, żeby cię zostawić. Nawet w takiej sytuacji.
-Steph...-ganisz ją
-Wiesz, że nie zrobiłby tego, gdybyś była dla niego tylko przyjaciółką.-patrzy na ciebie z rozbrajającą szczerością
-To nie jest coś, o czym chcę i powinnam myśleć w tej chwili.-kręcisz głową z dezaprobatą
-Ale też nie powinnaś udawać, że tego nie widzisz.-mówi- Po prostu pozwól mu na to. Pozwól mu się kochać Sophie.
-Nie chcę go po prostu zawieść.-przymykasz oczy- Skrzywdzę go, jeśli mu na to pozwolę i nie będę umiała dać tego samego. On zasługuje na kogoś fantastycznego. Nie na mnie.-kręcisz głową
-Za bardzo to komplikujesz kochana.-prycha- Po prostu skup się na dziecku i swoim stanie. Reszta niech się po prostu toczy swoim tempem.
*
Czy zaskoczyło cię to, co usłyszałeś od Sophie? Cholernie. W życiu się nie spodziewałeś, że może być w ciąży. Do tego z twoim najlepszym przyjacielem, który zginął na misji. Nie byłeś zły, byłeś po prostu mocno zszokowany i ciężko ci było w to uwierzyć. Byłeś chyba nie mniej przestraszony od niej. Jednak kiedy spojrzałeś na nią, kompletnie przerażoną i skołowaną, wszelkie twoje odczucia zeszły na dalszy plan. Już wtedy wiedziałeś, że jej nie zostawisz. Nie planowałeś tego nawet przez sekundę. Zbyt mocno zależało ci na tej dziewczynie, aby po prostu stchórzyć. Owszem, porywałeś się na głęboką wodę i pewnie wiele osób pukałoby się w czoło. Ale nie ty. Co prawda kompletnie nie wyobrażałeś sobie w jakiej roli miałbyś występować u jej boku, ale po prostu wiedziałeś, że tak należy zrobić. Nie zastanawiałeś się co powiedzą rodzice, Jaimie czy znajomi. Mogli nie zaakceptować twojej decyzji, twierdzić, że zmarnujesz sobie życie angażując się w pomoc i wychowanie nieswojego dziecka. Jednak twoje serce wiedziało, że to najlepsza z możliwych decyzji. Zwłaszcza, że w głowie wciąż miałeś słowa z listu od Tedd'a. Znałeś je niemal na pamięć.
"Wiem, że na tym świecie jest tylko jeden facet, który będzie w stanie sprawić, że na jej cudownej twarzy wróci uśmiech. Który uczyni ją szczęśliwą i będzie w stanie kochać ją całym sercem, o ile już tego nie robi. Którego uszczęśliwi także ona i sprawi, że będzie największym szczęściarzem tego świata. Wiesz, że mówię o Tobie, Thomas. Wiem, że Sophie jest dla Ciebie niesamowicie ważna. Wiem, że ją kochasz. I wiem, że jesteś właściwym facetem. Uczyń, więc żeby się uśmiechała jak najczęściej, bo jej uśmiech wart jest każdych pieniędzy tego świata. Zaopiekuj się nią i po prostu ją kochaj. Bo wiem, że jesteście sobie pisani. Bo żaden facet nigdy nie patrzył tak na żadną kobietę. Bo żadna kobieta nigdy nie patrzyła tak na żadnego faceta.
Przepraszam, że musiałeś czekać. Teraz wiem, że to Ciebie powinna wybrać."
~*~
Witam ponownie :)
Już na wstępie przepraszam za wszelkie błędy i niedogodności w tym rozdziale, ale aktualnie moje narzędzie pracy, czyli laptop przebywa w naprawie i zmuszona jestem do publikacji na telefonie. A ten lubi sobie poprawiać słowa itp. więc wybaczcie jeśli pojawią się drobne błędy.
Wracając do rozdziału, niektóre z Was nie dały się wpędzić w maliny i dobrze wywnioskowały, co też "dolega" Sophie. Może i jestem okrutna, ale musicie mi wybaczyć :P
Miłego dnia!