niedziela, 30 października 2016

#dziewiętnaście


 Studiowanie i bycie rodzicem na pełen etat było niewątpliwie wyzwaniem. Zwłaszcza dla samotnej matki. Nie narzekałaś, bo przecież nie miałaś prawa. Sama sobie skomplikowałaś życie i musiałaś przełknąć tą gorzką pigułkę. Choć bywały chwile w których miałaś ochotę rzucić studia w cholerę, to się nie poddałaś. Bo przecież nie robiłaś tego tylko dla siebie. Robiłaś to przede wszystkim dla Avy. Żeby dzięki studiom znaleźć dobrą pracę i zapewnić jej dobre warunki do życia. O wiele ważniejsza była jej wygoda, aniżeli twoja własna. Nie chciałaś by któregoś dnia wypominała ci, że miała nieprzyjemne dzieciństwo czy okres dorastania. Postawiłaś sobie za cel w życiu, by twoje dziecko kiedy dorośnie, mogło powiedzieć, że mama była dla niego wzorem i sprawiła, że życie było lepsze. Sama tak naprawdę nie miałaś matki, bo Carol stosowała bardziej tresurę, aniżeli wychowanie. Dlatego musiałaś zrobić wszystko, by nie powielić tego błędu. Tak naprawdę to Karen była dla ciebie prawdziwym wzorem matki. Tej kochającej bezgranicznie swoje dzieci, gotowej na wszelkie poświęcenia. Taką właśnie chciałaś być.
 Czas po świętach i powrotu z Kanady minął naprawdę w ekspresowym tempie. Nowy Rok tak naprawdę przespałaś, bo poprzedniej nocy Ava była dość niespokojna i zmuszała cię do pobudki co pół godziny. Po Nowym Roku zaczął się gorący okres na uczelni, więc kiedy tylko twoja córka usnęła, rozpoczynałaś naukę. Na początku ciężko ci się było odnaleźć w szkole. Twoi znajomi już skończyli naukę, bądź kończyli w innej grupie. Nie widywałaś co przerwę Steph narzekającej na nudę na zajęciach czy dostarczającej ci nowości z wszelkich spotkań i imprez. Dookoła ciebie były zupełnie inne osoby, niektóre mniej lub bardziej przyjazne. Już niemal na wstępie dorobiłaś się znajomego. Na pierwszych zajęciach dosiadł się do ciebie Ian, do którego wzdychała co najmniej połowa twojego roku. Nie za bardzo rozumiałaś dlaczego wybrał akurat ciebie, ale ogólnie był dość nieszkodliwy. 
 -Co tam kumpelo?-pyta kiedy tylko dosiada się do ciebie na przerwie
 -Nie przypominam sobie, żebyśmy zawierali przyjaźń.
 -Siedzimy razem na wykładach, więc to mówi samo przez siebie.-śmieje się
 -Może w końcu powiesz mi czym sobie zasłużyłam na taki zaszczy?-pytasz wprost
 -Bo w całym tym tłumie wydawałaś się najnormalniejsza i masz gdzieś jak wyglądam.
 -To już nie jestem normalna?
 -No tak, wy kobiety wszędzie znajdziecie jakieś podteksty.-śmieje się- Wciąż jesteś normalna, nie pomyliłem się w swoich osądach.
 -Mimo, że jestem od ciebie starsza i mam dziecko?
 -Jesteś starsza o cztery miesiące tak w woli ścisłości, a twoja córka to strasznie urocze stworzenie.-odpowiada- Więc jeśli wszystko sobie wyjaśniliśmy kumpelo, to czas na kolejne pasjonujące wykład.-uśmiecha się ciepło, a ty już wiesz, że nie ma sensu wciąż z nim dyskutować.
 Funkcjonowałaś między domem i uczelnią, przez co kompletnie straciłaś rachubę czasu. Biała pokrywa śnieżna za oknem została wyparta przez ciepłe promienie słoneczne. Krajobraz wyglądał teraz o wiele przyjemniej, zwłaszcza dla takiego zmarzlucha jak ty. Dookoła widać było zielone liście czy kwitnące kwiaty. Czuć było w powietrzu wiosnę. Dlatego korzystałaś z niej ile mogłaś i większość dni spędzałaś z Avą na świeżym powietrzu. Zwłaszcza, że twoja córka była naprawdę bliska postawienia swojego pierwszego, samodzielnego kroku. Tym samym sposobem miałaś przyjemność poznać całą masę młodych matek, także doglądających swoich pociech. W większości były niewiele starsze od ciebie, jedna okazała się być twoją rówieśniczką. Była to na pewno jakaś rozrywka w twoim życiu, bo ze Steph widywałaś się naprawdę rzadko. Zwłaszcza, że weekendy spędzałaś na uczelni, a twoja przyjaciółka miała wolne właśnie te dni. Mimo to wiedziałaś, że musisz zacisnąć zęby i przetrwać. Została ci tak naprawdę ostatnia prosta do zdania egzaminów końcowych i zdobycia upragnionego dyplomu. Czasami zarywałaś noce, ale nie narzekałaś.
 -To kiedy masz ten egzamin?-dopytuje Steph
 -W przyszłym tygodniu.-wzdychasz- Okropnie się stresuję Steph.
 -Spokojnie kochana, nie znam tak wykutej osoby jak ty. Poradzisz sobie, będę trzymać za ciebie kciuki!
 -Dzięki, przydadzą się, bo naprawdę obawiam się, że jednak nie umiem.-krzywisz się
 -Dramatyzujesz.-wzdycha- A propos tego, rozmawiałam z Jaimie.
 -I?-ciągniesz
 -Jest we Włoszech.
 -To akurat wiem.-odpowiadasz
 -Niedługo wraca do domu i... mówiła, że chce się z tobą spotkać.
 -Powinnam się obawiać kolejnego kazania?-jęczysz
 -Nie, raczej przeprosin.
 -Co?-pytasz
 -Jak to Jaimie, trochę przemyślała to i owo. Także spodziewaj się jej wizyty całkiem niedługo.-mówi przyjaciółka.
 Po tej rozmowie czas zleciała w mgnieniu oka i nim się zorientowałaś nadszedł dzień egzaminu. O poranku wpadła do ciebie Karen, która zobowiązała się zająć w tym czasie Avą. Byłaś chodzącą kulką nerwów. Byłaś okropnie zestresowana przez co chodziłaś w tą i z powrotem. Nawet będąc już pod salą egzaminacyjną nie potrafiłaś usiedzieć na miejscu. Siedzący obok Ian miał naprawdę spory ubaw patrząc na ciebie.
 Wszystkie negatywne emocje odpłynęły jednak w chwili, w której otrzymałaś do rąk arkusz. Wtedy kompletnie wyłączyłaś wszystkie mechanizmy, poza myśleniem. Test nie należał do najłatwiejszych, paru odpowiedzi nie byłaś pewna, lecz wyszłaś z sali w poczuciu, iż powinnaś znaleźć się w gronie szczęśliwców, którzy zdali. Po pół godzinnej przerwie czekała cię kolejna część egzaminów. Te wydawały ci się o wiele łatwiejsze, gdyż sprawiły mniej problemów. Suma summarum, wyszłaś z sali naprawdę usatysfakcjonowana. Wiedziałaś, iż dałaś z siebie wszystko co mogłaś i liczyłaś, że to wystarczy.
 Jako, że nazajutrz miały być wyniki w nocy nie zmrużyłaś prawie oka. Szczerze mówiąc to nawet Ava była spokojniejsza w nocy i nie marudziła. Choć wiedziałaś, że dobrze ci poszło, to mimo wszystko naprawdę zżerał cię stres. Przez to mało spałaś w nocy, a gdy w końcu usnęłaś, Ava zbudziła cię chwilę po szóstej i nie było już możliwości by powtórnie zasnąć. W wyniku tego wysprzątałaś niemal każdy cal mieszkania co najmniej trzy razy. Po dwunastej wpadła Steph, która obiecała pójść z tobą po wyniki. Oczywiście nie mogła nie zauważyć nadmiernej sterylności w mieszkaniu i tego nie skomentować.
 -Sophie wariatko, zwolnij trochę.-mówi zasapana
 -Co?
 -Prawie biegniesz, przecież się nie pali.-wzdycha ciężko
 -Przepraszam, po prostu chciałabym jak najszybciej poznać te wyniki.-jęczysz
 -Założę się o grube pieniądze, że zdałaś i to bardzo dobrze kujonie.
 -Nie jestem kujonem.-boczysz się
 -Jesteś.-wtrąca się nagle do rozmowy Ian- Cześć, Steph.-uśmiecha się
 -Jesteście okropni.-przewracasz oczami po czym wymijasz swoich rozmówców i wchodzisz do środka budynku. Bierzesz głęboki oddech i po uprzednim zapukaniu wkraczasz do odpowiedniego pomieszczenia w celu uzyskania wyników. Dopiero gdy wychodzisz powtórnie na korytarz uchodzi z ciebie cały stres i jesteś gotowa na poznanie wyników. Kiedy je otwierasz, mimowolnie się uśmiechasz. Twoje wyniki były naprawdę satysfakcjonujące, więc nie pozostało ci nic innego jak za parę dni udać się na ceremonię odebrania dyplomów ukończenia studiów.
 W celu uczczenia twojego małego sukcesu wybrałaś się wraz z Steph, Avą i Ianem do lodziarni. Po drodze informujesz ojca i Karen o wynikach, by potem oddać się w pełni radosnemu popołudniu.
 Dni do uroczystości zakończenia przez ciebie uniwersytetu upłynęły w mgnieniu oka. Nim się zorientowałaś siedziałaś już pośród wystrojonych w togi znajomych z roku. Całe wieki trwało zanim wkroczyłaś na podium po swój dyplom, aczkolwiek w końcu ci się udało i już po tym dzierżyłaś w swojej dłoni dyplom. Na sam koniec wszyscy absolwenci wyrzucili w powietrze swoje birety, po czym wpadli w tłumy swoich znajomych i rodzin.
 -Słoneczko, jesteśmy z ciebie dumni!-mówiła uradowana Karen trzymając na rękach równie ucieszoną Avę
 -Witam w klubie siły roboczej!-chichocze Steph- Ach no i chciałam ci powiedzieć, że ktoś jeszcze wpadł.-uśmiecha się tajemniczo, a po chwili wskazuje ci dobrze znaną sylwetkę. Na twojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. Widzisz także, że i ta osoba odwzajemnia twój gest.
 -Gratulacje Phi, wiedziałam, że sobie poradzisz.-mówi Jaimie po czym dość zaskakująco przytula cię tak, że z trudem łapiesz dech w piersiach- No i strasznie mi cię brakowało. Przepraszam.-mówi
 -Nie mówmy o tym teraz, dobrze?
 -Jasne, dzisiaj jest twój dzień.-uśmiecha się- Cieszę się, że wróciłam.-mówi, a ty wiesz, że nie mówi tylko o powrocie do ojczyzny.
 Zawsze wiedziałem, że sobie poradzisz Phi. 
Gratulacje :)) !
Myślę o Tobie, T.

 Widząc tego smsa uśmiechasz się, choć wciąż był to uśmiech przez łzy. Bo w dalszym ciągu nie mogłaś sobie wybaczyć tego, co mu zrobiłaś. Zwłaszcza, że mimo to, on wciąż o tobie pamiętał. A o dawało ci nadzieję, nawet tą najmniejszą. Nadzieję na to, że jeszcze kiedyś będziecie potrafili ze sobą rozmawiać, jak dawniej.

~*~
Rozdział z serii, życie Phi po "rozstaniu" z Thomasem. Stara się jakoś funkcjonować, choć czasami nie wychodzi. W zasadzie to nawet często. No i mamy też nowego bohatera. Ciekawa jestem Waszych przewidywań względem niego ;)
Miłego wieczoru ☻

niedziela, 23 października 2016

#osiemnaście.

#muzyka

  Łudziłaś się, że to był sen. Naprawdę chciałaś, aby to nie miało miejsca. Przynajmniej nie w tym miejscu i czasie. Bo to nie był jeszcze odpowiedni moment na takie czyby. Jednak, gdy otworzyłaś ciężkie powieki i poczułaś przyjemne ciepło u swojego boku wszelkie twoje nadzieje zostały rozwiane. Nawet przeraźliwy ból głowy był niczym w porównaniu z wydarzeniami minionych godzin. 
 Powoli wyplątałaś się z objęć i usiadłaś na brzegu łóżka. Starałaś się jakkolwiek zebrać myśli. W głowie panował kompletny mętlik i chaos. Ale co mogło tam być skoro przespałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem? Czułaś się naprawdę fatalnie. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jedyne co przyszło ci w obecnej chwili do głowy to pozbieranie swoich rzeczy i opuszczenie jego pokoju zanim się obudzi. Sama nie wiedziałaś na co tym sposobem liczyłaś. Może i obydwoje byliście pijani, ale nie na tyle by tego wszystkiego nie pamiętać. Popatrzyłaś jeszcze przed wyjściem na pogrążonego we śnie Thomasa i po cichu opuściłaś pokój. W mgnieniu oka dotarłaś do tego, zajmowanego przez siebie i wskoczyłaś do łazienki. Potrzebowałaś długiego prysznica i chwili kompletnego wyłączenia się. Kiedy wreszcie opuściłaś pomieszczenie i owinięta w ręcznik weszłaś do pokoju o mało nie dostałaś zawału widząc Jaimie siedzącą na twoim łóżku.
 -Albo miałaś kamienny, pijacki sen albo nie spędziłaś nocy u siebie. Który wariant jest poprawny?-dopytuje
 -Spałam.-gryziesz się w język
 -Więc jak było z Thomasem?
 -Nie rozumiem.-odpowiadasz
 -No na weselu głupku.-przewraca oczami- Czy coś między wami zaszło i chciałabyś mi to powiedzieć?
 -Po pierwsze, nic się nie wydarzyło.-kłamiesz- Po drugie, nie uważasz, że byłoby dość niezręcznie słyszeć takie rzeczy o własnym bracie? To jakby Laureen mówiła ci jak minęła jej noc poślubna z Jasonem.
 -Fu.-krzywi się
 -No właśnie.
 -Czyli nic, a nic?-dopytuje- Kurde, a tak wyglądaliście jakby jednak coś miało pójść do przodu.-wzdycha zrezygnowana
 -A może ty mi coś opowiesz?-starasz się zmienić temat
 -Co ci mam powiedzieć?-chichocze- Zasnęłam ledwo po wejściu do pokoju, oto cała historia.-dodaje- Do tego piekielnie boli mnie głowa.-marudzi rozwalając się na łóżku
 -Wyobraź sobie, że mnie też.
 -Coś takiego.-udaje zdziwioną- Trzeba było pić?
 -Ciężko było się uwolnić od pewnej upierdliwej imprezowiczki.-przewracasz oczami- A teraz idź poszukaj Jamesa czy kogoś innego, potrzebuję prywatności.-wyganiasz ją z pokoju po czym w spokoju rzucasz się na łóżko. Musiałaś skłamać. Nie mogłaś jej przecież powiedzieć prawdy. Przynajmniej do czasu aż porozmawiasz z jej bratem. A musiałaś przyznać, naprawdę się tego bałaś. Co jeśli on będzie chciał więcej? Przecież go zranisz, jeśli już tego nie zrobiłaś. A to bolałoby jeszcze bardziej. 
 Dopiero po chwili wreszcie zmusiłaś się do ubrania się i pomalowania. Wtedy też wędrujesz ku drzwiom w przekonaniu, iż ujrzysz tam dociekliwą Jaimie. Serce ci staje, kiedy widzisz opartego o framugę Thomasa. Bez słowa wpuszczasz go do środka i siadasz na łóżku. Nie potrafisz na niego spojrzeć. Boisz się, że zobaczysz w jego oczach ogromny zawód i rozczarowanie. Że przez to go stracisz.
 -Nie powinniśmy.-odzywa się w końcu, a kiedy zbierasz się na odwagę by na niego spojrzeć widzisz jego wzrok utkwiony w podłodze. Dopiero teraz dostrzegasz jak źle wyglądał. 
 -Owszem, ale stało się.-wypowiadasz- I źle się z tym czuje.-wzdychasz ciężko
 -Sophie, ja... nie wiem co mam ci powiedzieć.-w końcu patrzy na ciebie- Zależy mi na tobie i od dawna jesteś dla mnie kimś więcej.-kompletnie rozbraja cię swoją szczerością- Ale wiem też, że ty tego nie czujesz.
 -To nie tak.-kręcisz głową- Thomas, po prostu... nie czuję się gotowa. By była to właśnie ta chwila. Dużo kosztowało mnie odejście Tedda. Wiem, że byłeś przy mnie i naprawdę nie potrafię wyrazić swojej wdzięczności. Ale to za szybko.-mówisz- Jesteś dla mnie okropnie ważny i ciężko mi wyobrazić swoje życie bez ciebie, ale nie mogę.-mówisz czując łzy w oczach- Nie mogę ci dać niczego więcej w obecnej chwili. I nie wiem czy kiedyś będę potrafiła.-czujesz pojedynczą łzę spływającą po policzku- Tak bardzo cię przepraszam..-rozklejasz się
 -Nie masz za co.-odpowiada- Jakoś to przeżyję.-kiwa głową kompletnie nie ujawniając emocji- Mogłem to przewidzieć.
 -Thomas..-patrzysz na niego- To co się wydarzyło nie było dla mnie bez znaczenia.-przymykasz oczy
 -Ale nie możesz dać "więcej", rozumiem.
 -Nie chciałam cię zranić.-wzdychasz- Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym sprawić zawód, ale właśnie to zrobiłam.-ciągniesz- Mam za sobą najbardziej porąbany rok w życiu. Dopiero niedawno tak naprawdę wyszłam na prostą.-spoglądasz nieśmiało w jego kierunku- Każde z nas ma swój świat. Mój jest w Wheaton z Avą. Twój gdzieś w Europie. Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego, bez takiego bagażu. Bo jesteś cudownym facetem i naprawdę żałuję, że w tym momencie nie mogę być więcej niż przyjaciółką. Ale chyba po prostu tak miało być.
 -Szkoda, że takim kosztem.-mówi smutno
 -Przepraszam.-pociągasz nosem- Zepsułam to wszystko.
 -Nie mów tak.-odpowiada ci otacza cię ramieniem- To co do ciebie czuje nie zniknęło Phi. Wciąż bardzo mi na tobie zależy mała, ale na razie potrzebuję chwili z dala od ciebie. Żeby jakoś poukładać to wszystko.-dodaje- I to co się stało, to nie tylko twoja wina. To nasza wspólna porażka.-opierasz głowę o jego ramię, bo czujesz, że to rozstanie będzie o wiele bardziej kosztowne niż to, które miało miejsce kilkanaście miesięcy temu, gdy żył Tedd. Między wasz wkradło się wiele niepotrzebnych emocji. No i niestety sprawdziło się stare porzekadło mówiące o tym, iż przyjaźń damsko-męska nie ma prawa się sprawdzić na dłuższą metę.
 Wiedziałaś, że to wasze pożegnanie. Może żadne z was nie określiło tego takim mianem, ale doskonale zdawaliście sobie z tego sprawę. Ciężko ci było wyobrazić sobie swoje życie bez niego, ale wiedziałaś, że była to słuszna decyzja. Skoro nie potrafiłaś w tej chwili spojrzeć na niego, jak na kogoś więcej jak przyjaciela, to nie mogłaś wymagać, aby wciąż był blisko. Doskonale wiedziałaś ile to będzie go kosztować, więc musiałaś pozwolić mu odejść. Nawet jeśli serce ci krwawiło, to tak należało zrobić. Bo nie mógł przecież czekać. Gdzieś na świecie czekała na niego kobieta, która pokocha go całym sercem i da mu szczęście. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy.
 Dlatego też wyjechałaś z Chicago. Nie mogłaś udawać, że między wami wszystko było w porządku. Bo nie było i możliwe, że nie będzie. Jaimie skłamałaś, że dzwoniła Karen, iż Ava jest chora. Na żadne inne kłamstwo nie było cię stać. Choć i tak musiało być dość marne, bo widziałaś w jej oczach, iż nie do końca wierzy twoim słowom. Nie byłaś gotowa by się z nią zmierzyć. Na pewno nie teraz. Zadzwoniłaś, więc do Sephanie. Nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu po ciebie przyjechała. Wiedziałaś, że będziesz jej musiała o wszystkim powiedzieć. Jednak najpierw czekała was podróż do Wheaton.
 Byłaś kompletną mieszanką emocji. Z trudem panowałaś nad łzami cisnącymi się do oczu. Już po chwili poczułaś jak zaczęły wypływać z twoich oczu. Płakałaś bo czułaś, iż coś ważnego skończyło się w twoim życiu. Wiedziałaś, że nie będzie już jak dawniej. Że już prawdopodobnie nigdy nie odzyskasz jego przyjaźni. Musiałaś się zacząć godzić z tym, iż to był naprawdę koniec.
 Steph podrzuciła cię bez słowa do mieszkania i zniknęła. Po chwili jedna stała u progu z całym zestawem kryzysowym w postaci lodów, czekolady i wina.
 -Chodzi o Thomasa, prawda?-pyta niepewnie- Rozmawiałam z Jaimie.-dodaje- Mówiła, że zniknęłaś, a on chodzi struty i nieobecny. Wiem, że mogłaś się krępować rozmawiać z nią na temat jej brata, ale mnie możesz powiedzieć Phi.-ściska twoją dłoń- Trochę ci ulży jeśli tylko wyrzucisz to z siebie.
 Więc zaczęłaś mówić. Słowa wychodziły z twoich ust samowolnie. Tak samo jak łzy z twoich oczu. Steph nie przerywała ci, ściskała cię pokrzepiająco za dłoń i z przejęciem wsłuchiwała się w twoje słowa.
 -Och Sophie.-wydusiła z siebie kiedy skończyłaś swoją opowieść- Życie to jednak podła suka.-dodaje ściskając cię- Dlaczego wy po prosu nie mogliście być razem, bez żadnych porąbanych przeszkód?
 -Nie wiem Steph.-mówisz cicho- Jestem na siebie zła, że nie potrafię.-łkasz
 -Przecież to nie twoja wina.-przeczy- Nie możesz z tym nic zrobić, czas musi po prostu zaleczyć wszystkie rany.
 -Ale znowu go zraniłam i zawiodłam mimo, że naprawdę był ze mną przez wszystkie trudne miesiące.
 -Założę się, że Thomas nie oczekiwał niczego w zamian. Był wtedy z tobą, bo cię szczerze kochał i wiedział, że go potrzebujesz. Do tej pory trzymał jakoś na wodzy te uczucia, ale w końcu nie był w stanie. Gdyby tylko minęło więcej czasu...-przygryza wargę
 -Straciłam go. Z wielkiej trójki przyjaciół nie pozostało już nic. Tylko ogromny smutek i żal.-wzdychasz żałośnie
 -Nie zasłużyliście na to po tym, co przeszliście.-przytula cię- Jeszcze będzie dobrze Soph. Nie wiem kiedy, ale wiem, że mam rację. Słońce w końcu wyjdzie.
 Długo ci zajęło dojście do siebie. Naprawdę nie sądziłaś, że dotknie cię to do żywego. Snułaś się jak cień po domu. Nawet zabawy z Avą nie sprawiały ci tak wiele radości jak zawsze. Nie rozmawiałaś od wesela ani z Jaimie ani tym bardziej z Thomasem. Chciałaś z nią porozmawiać, ale za nic nie potrafiłaś się do tego zebrać. Bo co miałabyś jej powiedzieć? Że najpierw przespałaś się z jej bratem, a potem dałaś mu kosza? Byłaś niemal pewna, że była na ciebie wściekła. Miała do tego zupełne prawo. Bo ty sama wciąż nie potrafiłaś sobie wybaczyć. A to było w tym wszystkim najtrudniejsze.
 Wróciłaś na uczelnię. Potrzebowałaś czegoś, by zająć swój umysł. Choć przez dwa dni w tygodniu, bo naprawdę zaczynałaś już wariować. Czas w tym wypadku nie działał kojąco, wręcz przeciwnie. Wciąż czułaś się fatalnie. Choć zewnętrznie wyglądałaś całkiem bez zarzutów, to jednak bolące serce nie dawało zapomnieć.
 -Jaimie.-mówisz zaskoczona, gdy chłodnego listopadowego wieczora wracasz z uniwersytetu, a na schodach dostrzegasz znajomą sylwetkę
 -Czas pogadać Richards. Poważnie porozmawiać.-mówi ze śmiertelnie poważną miną. Kiwasz jedynie głową i wpuszczasz ją do środka. Siadasz na przeciwko niej i nie wiesz nawet jak zacząć tą rozmowę, co jej powiedzieć.
 -Sophie, ja wiem co się stało.-mówi w końcu- Nie od Stephanie.-prostuje- Thomas niedawno powiedział mi o wszystkim.-dodaje ze zbolałą miną- Ja wiedziałam, że ten twój nagły wyjazd to nie była żadna choroba Avy.
 -Przepraszam, że cię okłamałam, ale co miałam ci powiedzieć?-pytasz- Wybacz, ale nie jestem gotowa na związek z twoim bratem, ale zanim mu to powiedziałam to się z nim przespałam?
 -Nie byłam idiotką żeby nie zauważyć oczywistych rzeczy.-wzdycha- Ostrzegałam go. Prosiłam żeby nie naciskał bo może się rozczarować.-dodaje- Boli mnie to. Zwłaszcza, że ludzie których kocham i którzy powinni być razem nie potrafią tego zrobić.
 -Nie jest mi obojętny, ale zrozum. Nie potrafię...
 -Przestań chrzanić.-przerywa ci- Nie da się kochać dwóch osób na raz. Albo wciąż kochasz Tedda i zabawiłaś się kosztem mojego brata bo poczułaś się samotna, albo nie. Czy tak ciężko ci powiedzieć prawdę?-podnosi ton głosu
 -Dobrze.-kiwasz głową- Kocham go, ale.. nie jestem w stanie mu ofiarować części siebie.
 -Sama sobie przeczysz.-kręci głową- Od lat stał w cieniu. Patrzył na ciebie i Tedda, choć krwawiło mu serce, że to nie on jest na jego miejscu. Był przy tobie i pozwolił wypłakiwać w rękaw, gdy opłakiwałaś jego stratę. Czekał pieprzone szesnaście lat by usłyszeć, że nie jesteś gotowa. Tuż po tym jak uprawiałaś z nim seks.Jeśli nie jesteś teraz, to nigdy nie będziesz i kompletnie zmarnowałaś mu kawał życia. I nie udawaj, że nie widziałaś, że cię kocha. Nie jesteś aż tak głupia.
 -Po co tak naprawdę przyszłaś Jaimie? Żeby sobie ulżyć? Proszę bardzo.
 -Nie, przyszłam dowiedzieć się prawdy.-odpowiada- Ale najwyraźniej straciłam tylko czas.-mówi gniewnie- Nie łudź się, że on będzie wciąż na każde twoje skinienie. Zbyt długo czekał.-dodaje- Przyjaźnie, przyjaźniami, ale to mój brat i wybacz, ale to po jego stronie będę stać. Niczyjej innej.
 Tym sposobem straciłaś dwoje przyjaciół. Bo od tamtego spotkania Jaimie nie odezwała się ani słowem. Nawet, gdy przypadkiem spotkałaś ją na mieście, zachowywała się jak obca ci osoba. Bolało cię to, ale po części rozumiałaś jej zachowanie. Była siostrą naprawdę związaną ze swoim bratem i tak samo jak on przeżywała całą tą sytuację. Musiałaś jakoś przełknąć tą gorzką pigułkę.
 Święta Dziękczynienia czy Bożego Narodzenia minęły dość szybko i bez zbędnych fajerwerków. O ile te pierwsze spędziliście z rodziną w Wheaton, to grudniowe świętowanie miało miejsce w Kanadzie. Nie oponowałaś temu pomysłowi, potrzebowałaś jakiejś zmiany. Ava miała już pół roku i była zupełną duszą towarzystwa. Co za tym szło, robiła najwięcej szumu i zamieszania wokół siebie. Nie byłaś pewna po kim odziedziczyła tą cechę, jednak serce rosło, gdy widziałaś jak duża już jest.
 -Jak samopoczucie skarbie?-pyta Karen podając ci kubek gorącej czekolady
 -Sama nie wiem.-wzruszasz ramionami- W ogóle nie czuję tych świąt.
 -Tęsknisz za nimi.-stwierdza
 -Chyba sobie na to zasłużyłam.-podciągasz kolana pod brodę
 -Wiesz, życie bywa przewrotne.
 -Co masz na myśli?-pytasz
 -My z twoim ojcem też się przyjaźniliśmy, dawno temu.-mówi- Był kolegą mojego starszego brata. Byliśmy nawet parą gdy byłam w szkole średniej, ale wtedy twój ojciec dostał się do szkoły w Stanach i wyjechał. Straciliśmy kontakt. Od mojego brata dowiedziałam się, że się ożenił i ma dziecko. To był dla mnie policzek. Dwa lata mi zajęło zanim się pozbierałam. W międzyczasie byłam zaręczona, planowałam ślub. Ale tuż przed nim mój narzeczony zdradził mnie ze swoją przyjaciółką i znów byłam sama. Miałam prawie trzydzieści lat i byłam sama. Dość frustrujące.-komentuje- Wtedy zupełnie przypadkiem spotkałam w Toronto twojego ojca. Upłynęło tyle czasu, że wszelkie spory i waśnie były wspomnieniem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Od słowa do słowa, okazało się, że jego małżeństwo było kompletną klapą, a my wciąż potrafimy ze sobą rozmawiać. Po kolejnych spotkaniach postanowiliśmy wykorzystać kolejną szansę od losu i tym razem jej nie zmarnowaliśmy.-mówi- Nie chcę ci w ten sposób pokazać, że to rodzinne u was, ale to, że w życiu po burzy, wychodzi słońce. I tak będzie u ciebie.-uśmiecha się- Jesteś młodą i piękną kobietą, całe życie przed tobą. Nie wiesz co ono przyniesie. Więc nie można się od razu skazywać na wieczny smutek i potępienie.
 -Tylko, że na razie ciężko szukać pozytywów.
 -Wiem skarbie.-uśmiecha się pokrzepiająco- Ale będzie lepiej. Ten gość na górze w końcu nagrodzi twoją cierpliwość. I mam nadzieję, że nastąpi to o wiele szybciej niż w moim przypadku.
 -Nie wiem Karen, nie chcę się rozczarować i czekać na niestworzone rzeczy.-wzdychasz- Co ma być, to będzie. Mam Avę, Steph i was, musi wystarczyć.-uśmiechasz się
 Nie wiesz jak będą wyglądać następne miesiące twojego życia, ale obiecujesz sobie jedno. Przestaniesz tkwić w tym martwym punkcie i rozpaczy. Życie musi toczyć się dalej, niezależnie od tego, jak bardzo cię dotychczas skopało.

~*~
Teraz pewnie nastąpi lincz Sophie albo mój :D No, ale jak wiecie, u mnie nie może być zbyt prosto i kolorowo. Rozdział dość gorzki, przyznam, że momentami sama byłam bliska łez (wiem, głupia ja ;p)
Między Sophie i Thomasem się posypało, przy okazji też z Jaimie i mini katastrofa gotowa!
Co będzie dalej? O tym niebawem ;)
Ściskam ♥
PS. Wiem, że trochę przeciągnęłam, ale nie zostawiajcie mnie, już bliżej jak dalej do końca! :)





sobota, 15 października 2016

#siedemnaście


 Po oficjalnej części nadeszła pora na zabawę. Jej wstępem był czarujący pierwszy taniec państwa młodych do przeboju Bryana Adamsa. Po tym zdarzeniu wszyscy goście weselni zajęli swoje miejsca i po drobnym poczęstunku parkiet zaczął się zapełniać tańczącymi parami.
 -Przepraszam, że to tyle trwało.-mówi Thomas kiedy w końcu pojawia się w twoim polu widzenia
 -No w końcu nie musimy robić za opiekę.-wtrąca Jaimie, po czym znika na parkiecie w objęciach swojego dzisiejszego towarzysza
 -To normalne, że jako drużba masz obowiązki.
 -Gorzej ode mnie ma i tak Patrick, który jest tym głównym.-śmieje się- A teraz pozwól, że cię porwę do tańca.-podaje ci swoją dłoń, którą ujmujesz i w pełni oddajecie się tańcu. Dookoła znajdowała się cała masa ludzi, których w zasadzie nie znałaś. Co prawda kojarzyłaś parę osób z rodziny Thomasa, jednak w całym morzu zaproszonych gości była to tylko mała kropla. Nie mogłaś też ukryć, iż fakt, że jest tu niemal cała jego rodzina, która z całą pewnością zwracała także uwagę na was, wcale cię nie obchodził. Doskonale wiedziałaś jak to wyglądało z boku i już sobie wyobrażałaś wszelkie opinie kochanych cioteczek, które każdy miał w swojej rodzinie. Jednak nie mogłaś się dziś tym przejmować. Zamierzałaś się po prostu dobrze bawić. 
 -Wspominałem ci już, że wyglądasz dzisiaj zjawiskowo?-szepcze ci na ucho w czasie tańca
 -Tak, ale możesz to powtórzyć.-chichoczesz
 -Cóż, wyglądasz dzisiaj zjawiskowo Sophie.-uśmiecha się
 -Dziękuję, starałam się wyglądać choć w połowie tak dobrze, jak twoja siostra.-mówisz rozbawiona
 -No tak, królowa jest tylko jedna.-wtóruje ci- Jednak powiem ci w tajemnicy, że ja osobiście mam inne typy co do najlepiej wyglądającej na tym weselu.
 -Mów dalej.
 -Przyszła ze zdecydowanie najprzystojniejszym drużbą, a czerwony to absolutnie jej kolor.
 -Na pewno mówisz o Janice, która przyszła z najlepszym przyjacielem twojego brata.-śmiejesz się
 -Jest blondynką.-krzywi się
 -I co z tego, twoja siostra też nią jest.-zauważasz
 -Wolę brunetki.
 -Powinieneś powiedzieć o tym na uczelni, myślę, że wzrosłaby liczba tego koloru włosów.
 -Wciąż nie byłbym zbyt zainteresowany, zwłaszcza, że niedługo znowu wyjeżdżam.-mówi obracając cię dookoła własnej osi w czasie tańca. Niestety przerywa wam jeden z drużbów wzywający Thomasa do obowiązków. Tym sposobem lądujesz przy stoliku obok Jaimie. A ta, postawiła sobie dzisiaj za cel upicia cię. Była to twoja pierwsza impreza od ponad roku, na której mogłaś skosztować alkoholu. Nie to, że miałaś w planach się totalnie upić. Nie karmiłaś już Avy, więc mogłaś sobie dziś pozwolić na przyjemności, których dotychczas musiałaś sobie odmawiać. 
 -On ewidentnie z tobą flirtował.
 -Co?-dopytujesz
 -Mój brat cię podrywa Sophie i robi to zdecydowanie zbyt śmiało jak na tą waszą przyjaźń.
 -Daj spokój.-mówisz upijając napój
 -O nie, dzisiaj nie będzie spokoju!-zarządza- Masz prawie dwadzieścia trzy lata Phi, pora pobawić się jak dwudziestotrzylatki-mówi podekscytowana po czym podsuwa ci pod nos kolorowego drinka. Nie podarowała ci dopóki nie wypiłaś choć połowy zawartości szklanki. W międzyczasie powrócił Thomas, który wedle tradycji, musiał jako drużba wznosić toast za zdrowie młodej pary. Nie mógł także odmówić swojemu przyjacielowi czy samej Jaimie. Więc po tym przerywniku wszyscy ponownie udaliście się w kierunku parkietu. 
 -Tommy!-rzuca starsza kobieta w kierunku twojego partnera
 -Cześć ciociu.-uśmiecha się serdecznie- Sophie to moja ciocia Marie, siostra mojej mamy. Ciociu to właśnie jest Sophie.-przedstawia was
 -Och, twoja mama mówiła, że jesteś piękną i uroczą kobietą, ale nie spodziewałam się, że aż tak.-unosi kąciki ust ku górze- Zdecydowanie ładnie razem wyglądacie.-kiwa głową- Jak tak was widziałam razem to się zastanawiam kiedy kolejne wesele w rodzinie, co?-szturcha Thomasa
 -Spokojnie, jeszcze nie skończyło się jedno.-studzi jej zapał
 -Ale jak coś, to pamiętaj o kochanej cioci, tak?-mówi kobieta- I pilnuj Sophie jak oka w głowie bo taka dziewczyna to skarb.-dodaje, a ty czujesz, że twoje policzki przybrały kolor adekwatny do barwy twojej kreacji. Thomas patrzy na ciebie rozbawiony po czym wyciąga cię z powrotem na parkiet, w kierunku bawiących się Jaimie i Jamesa. Po kolejnych długich minutach spędzonych na zabawie zostajecie z Jamesem sami, gdyż wasi towarzysze zostali wezwani do zabawiania rodziny i gości. Miałaś więc okazję do dłuższej rozmowy z towarzyszem twojej przyjaciółki. Musiałaś stwierdzić, iż naprawdę wiele ich różniło i przez chwilę zastanawiałaś się nawet jakim cudem oni są razem, ale przecież miłość nie wybierała. A razem wyglądali naprawdę dobrze. Widziałaś, że Jaimie była z nim szczęśliwa, więc mogłaś ich po prostu dopingować. 
 Kiedy tylko dopadła was panna Jaeschke nie mogłaś wywinąć się od kolejnego drinka. Zaczynałaś mieć poważne podejrzenia, iż miała w planach upicie cię. Po pięciu minutach byłaś już tego niemalże pewna.
 -Jaimie, doskonale wiem, że zamierzasz mnie upić.-ściągasz brwi- I wcale mi się to nie podoba.
 -Twój rycerz na białym koniu przepadł, więc nie masz żadnej obrony.
 -Doskonale wiesz, że mam słabą głowę i że kolejny drink może się źle skończyć. Zwłaszcza, że nie miałam w ustach alkoholu od ponad roku.
 -Tym bardziej powinnyśmy to uczcić!-rzuca uradowana
 -O nie, sama sobie to czcij, idę się przewietrzyć.-przewracasz oczami i odchodzisz od stołu. Wychodzisz na zewnątrz żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Byłaś zdecydowanie za mało asertywna. Już dawno powinnaś powiedzieć stanowcze "nie". A tymczasem naprawdę szumiało ci w głowie. Stałaś dłuższą chwilę wpatrując się w blask księżyca, dopóki nie poczułaś jak ktoś zarzuca ci na ramiona marynarkę.
 -Przed chwilą prawie dostałem zawału.-mówi- Moja wspaniała siostra powiedziała, że uciekłaś w popłochu.
 -Oczywiście jej uwierzyłeś?
 -Przez chwilę owszem bo nie mogłem cię nigdzie dojrzeć.-kiwa głową
 -Uciekłam, ale od niej.-śmiejesz się- Chce mnie usilnie doprowadzić do stanu nieważkości.-jęczysz
 -Jeśli cię pocieszę, to nie tylko ciebie.-śmieje się cicho stając tuż za tobą- Ach no i jeszcze jedno.-mówi tuż przy twoim uchu- Wszystkiego najlepszego Phi.
 -Szczerze mówiąc to zapomniałam.
 -Tak myślałem.-uśmiecha się po czym przytula cię. W niemal tej samej chwili podskakujesz z przerażenia bo nagle rozległ się głośny dźwięk wystrzeliwanych fajerwerków. Byłaś tak zaaferowana samą sobą, że nawet nie zauważyłaś, gdy wokół zebrało się pełno ludzi, podziwiających to widowisko. Oczywiście nie mogło zabraknąć Jaimie, która z szerokim uśmiechem patrzyła w waszym kierunku. Dopiero po kilku minutach dopadła was i wykrzyczała ci do ucha urodzinowe życzenia.
 Po pokazie sztucznych ogni wszyscy goście powrócili do środka, aby kontynuować zabawę. Wy także uczyniliście to samo.
 -Atmosferę między wami można ciąć nożem, jest tak gęsta.-rzuca James, kiedy tylko Jaimie zaciąga swojego brata do tańca, a tym samym ty lądujesz w objęciach partnera przyjaciółki
 -Nie wygłasza się opinii w stanie nietrzeźwości.
 -Nie jestem zbyt nietrzeźwy.-zauważa- Na pewno lepiej się trzymam jak wasza trójka.-śmieje się
 -Tobie Jaimie wciąż nie dolewa.-wzdychasz
 -Ona to robi celowo.-odpowiada ci twój rozmówca- Założyła się ze Stephanie, że to zrobi, a ja chyba nie powinienem był tego mówić.-śmieje się- Ale nie mogę już patrzeć jak cię męczy.
 -Nie wiem co ty w niej widzisz, ale to okropna paskuda.-mówisz- Tylko jej tego nie powtarzaj. Raczej nie powinnam tego mówić. Zwłaszcza, że wciąż jestem pod obserwacją.-chichoczesz
 -Wiesz, ta obserwacja tyczy się nie tylko ciebie.-kiwa głową w kierunku Thomasa i Jaimie, a ty momentalnie dostrzegasz ich spojrzenia- Więc chyba nie możemy się za dobrze bawić wspólnie.
 -Daję im dwie minuty aż się tu zjawią i będzie odbijany.
 -Zazdrość to drugie imię w tej rodzinie.-śmieje się James, a już po chwili wedle waszych przewidywań następuje zmiana partnerów. Na sali w jednej chwili rozbrzmiewają wolne rytmy "Always" Bon Jovi i wszyscy zwalniają. Przez chwilę zatrzymujesz wzrok na przyjaciółce. Może i byłaś na nią zła o zakład i jego usilną realizację, ale musiałaś przyznać, że kompletnie przepadła. Widziałaś jak patrzyła na Jamesa oraz to, jak on patrzył na nią. I naprawdę jej po cichu zazdrościłaś. Zazdrościłaś bo miała kogoś kogo kochała tak blisko, bez zbędnych życiowych komplikacji. Nie wiedziałaś czy wypity alkohol tak na ciebie działa i wprawiał w takie myślenie. Zwłaszcza, że naprawdę zaczęłaś rozważać słowa Jamesa. I kiedy tylko przeniosłaś wzrok na swojego tanecznego partnera zaczynałaś dostrzegać w tym cień prawdy. Wcześniej nie zauważałaś fakt, iż byliście bardzo blisko. Nie tylko w tańcu, choć i tu dzieliły was milimetry. Alkohol prawdopodobnie utrudniał racjonalne myślenie. Innego wyjaśnienia nie widziałaś. A może nie chciałaś widzieć?
 -Ktoś tu jest pijany.
 -Nie mniej niż ty.-zauważasz wciąż patrząc mu prosto w oczy
 -Tym bardziej czuję się jak na studniówce.
 -Nawet Jaimie, tak samo jak wtedy robiła za monitoring.-chichoczesz
 -To powinien być jej zawód, ciągłe swatanie nas i podglądanie.-uśmiecha się
 -Musi być bardzo zawiedziona.
 -Cóż, nie wydaje mi się.-odpowiada
 -To znaczy?
 -Patrząc na nas z jej perspektywy to wiesz jak to wygląda.-wzrusza ramionami
 -Zdaję sobie sprawę.-kiwasz głową- No bo ciężko przeoczyć co najmniej pięciu osób z twojej rodziny pytały ile jesteśmy razem albo kiedy ślub.-chichoczesz
 -Przepraszam za to.
 -Jakoś przeżyłam, najwyżej spłonę w piekle za kłamstwo.
 -A co im powiedziałaś?-dopytuje
 -Że czekam na oświadczyny.-żartujesz
 -To mnie wkopałaś.-mówi rozbawiony po czym wykonujesz efektowny piruet. Tym sposobem kończycie taniec zdecydowanie za blisko siebie. Przez chwilę żadne z was nie wykonuje gwałtownego ruchu. Kiedy patrzycie na siebie przez dłuższy moment, niemal wiesz co za chwilę może nastąpić. Ten moment przerywa jednak starszy brat Thomasa, proszący go na chwilę. Z nadmiaru emocji powędrowałaś w kierunku Jaimie, która chytrze podstawiła ci pod nos kolejną szklankę z kolorowym drinkiem. I tym sposobem poczułaś się totalnie pijana. Niezbyt odpowiedzialnie jak na matkę, co?
 -Za chwilę szósta, idę spać.-ziewa siarczyście Jaimie- Ile można siedzieć na weselu.
 -I upijać ludzi.-żartuje James
 -No co, to w dobrej intencji, to znaczy ku szczęśliwej drodze Jasona.-odpowiada mu- Dobra koniec bo nie wiem co mówię.-powiadamia was po czym wraz ze swoim towarzyszem opuszczają salę. Także i wy podążacie ich krokiem. Mimo wszystko obydwoje byliście już naprawdę zmęczeni wszelkimi wydarzeniami tego dnia. Pewnie dlatego nie zauważyłaś, iż trzymasz Thomasa za rękę i patrzysz na niego od dłuższej chwili.
 -Mam dla ciebie prezent urodzinowy, więc musisz wstąpić do mnie.-rzuca, a ty bez słowa idziesz po prostu za nim- Nie pamiętam czy składałem ci życzenia, pewnie tak, ale wszystkiego najlepszego dla najpiękniejszej i najwspanialszej dziewczyny jaką znam.-mówi wręczając ci podarek
 -Mów mi tak dalej.-chichoczesz wciąż czując buzujący we krwi alkohol po czym zabierasz się za nieporadne otwieranie prezentu. Widząc w pudełku absolutnie piękną bransoletkę przytulasz go w geście podzięki. Zaskakujesz siebie samą i całujesz go w policzek. Naprawdę przestawałaś kontrolować swoje ruchy. Bo przestawały być kompatybilne z umysłem. Bo w chwili w której poczułaś jego rękę na policzku naprawdę nie chciałaś żeby przestał. Po prostu stałaś jak urzeczona, w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia.
 -Powiedz nie, a przestanę.-mówi dość nieskładnie opierając swoją głowę o twoją. Nie spotykając protestu z twojej strony zrobił coś, czego zdecydowanie nie powinien robić przyjaciel. Poczułaś bowiem smak jego ust na swoich. Z początku delikatny i nieśmiały, jak gdyby czekając na przyzwolenie. Zupełnie przepadłaś. Pieścił twoje podniebienie swoim językiem, rękami zaś badając fakturę twojej skóry.
 Nie powinniście tego robić. Zdecydowanie należało to przerwać. Ale chyba żadne z was nie potrafiło bo nie myślało zbyt logicznie. Bo z każdą kolejną chwilą pocałunek robił się co raz bardziej zachłanny. Co raz bardziej pożądliwy. A to właśnie popchnęło was do dalszych działań. Bo twoja sukienka leżała na ziemi, tuż obok koszuli Thomasa. Pod wpływem upojenia alkoholowego miałaś w sobie zbyt mało silnej woli by powiedzieć "stop".
 -Sophie, co my...-wysapał w przerwach między pocałunkami także nie potrafiąc przestać. Nie chciałaś myśleć o tym, co będzie rano, gdy otworzysz oczy. Szczerze mówiąc nawet nie byłaś w stanie myśleć. Oddałaś się więc chwili i rozkosznej ekstazie jaka rozniosła się po całym twoim ciele, odbierającej ci tchu. Bo w chwili, w której poczułaś pod sobą materac łóżka, wszystko potoczyło się mimowolnie. Nie wiesz nawet kiedy naga leżałaś z głową na jego torsie starając się unormować oddech. W pokoju słychać było tylko wasze przyśpieszone tchy. Nic poza tym.
 Kiedy po chwili podniosłaś ciężką głowę i spojrzałaś na Thomasa poczułaś się naprawdę kiepsko. I nie chodziło o kaca. Miałaś wyrzuty sumienia. W ciemności nie mogłaś nic wyczytać z jego twarzy. Po prosu przewrócił cię na plecy i czule pocałował.
 -Wiem.-powiedział tylko, jak gdyby czytając w twoich myślach po czym po prostu zasnął. Byłaś zbyt zmęczona, aby jakkolwiek analizować to, co się między wami właśnie wydarzyło. Dlatego też zamknęłaś ciężkie powieki i odpłynęłaś w krainę snu, z nadzieją, że gdy wstaniesz rano, poczujesz się lepiej. Głownie psychicznie. Bo ból głowy spowodowany nadmiernymi ilościami alkoholu miałaś jak w banku.



~*~
Na wstępie przepraszam za nieco dłuższą przerwę. Uczelnia i inne obowiązki troszeczkę mnie pochłonęły, a że i zapasy mi się kurczą to musiałyście poczekać troszkę dłużej. Od dnia dzisiejszego rozdziały będą się raczej pojawiać co dwa tygodnie, oczywiście nie wykluczam, że może się ukazać coś wcześniej :)
Co do samego rozdziału, w końcu macie to, na co pewnie większość z Was tak bardzo czekała, tj. przełom na linii Thomas - Sophie. Nie ręczę, że teraz będzie już z górki. To przed Wami ;)

Ściskam,
wingspiker ♥

sobota, 1 października 2016

#szesnaście


  Ślub i wesele wypadły naprawdę dobrze. Bawiłaś się wręcz doskonale. Prawdę powiedziawszy nie pamiętałaś już nawet, kiedy ostatnim razem tak było. Możliwe, że właśnie na swojej własnej studniówce, na której przez zbieg okoliczności, także poszłaś z Thomasem. Ten nie odstępował cię niemal na krok. Przez kilka godzin bawiliście się wraz z innymi gośćmi na parkiecie. Udało ci się także podstępem skłonić go do tańca z Jaimie, a co za tym szło, do rozmowy. Z tej okazji miałaś chwilę by pobawić się z Jamesem i resztą jego kolegów z reprezentacji. Nie sądziłaś, że tak wysocy faceci potrafią w większości tak dobrze tańczyć. Oczywiście były wyjątki, takie jak Erik, który zdeptał cię co najmniej dziesięć razy w ciągu dwóch minut, ale z zasady byli naprawdę dobrymi partnerami do tańca. Suma summarum, twoje nogi naprawdę zaczynały odmawiać ci posłuszeństwa. Na dworze było już jasno, a niektórzy wciąż niezmordowani weselnicy nie zamierzali nawet kończyć zabawy. W tym gronie niestety, a może i stety nie było was, gdyż wróciliście w czwórkę do hotelu, naprawdę wykończeni całonocną zabawą. Po kilkugodzinnej regeneracji przyszła kolej na kolejne atrakcje, tym razem w nieco mniejszym gronie. Tym sposobem mogliście skorzystać ze słonecznych promieni tuż nad brzegiem oceanu. Nim się zorientowałaś, część twoich towarzyszy na leżakach odsypiała skutki zabawy. Dlatego też pogrążyłaś się w lekturze magazynu dla pań. W całym tym zamieszaniu zapomniałaś zadzwonić do Karen z pytaniem, czy u nich wszystko w porządku, więc w mgnieniu oka się zreflektowałaś. Z informacją, iż wszystko było w najlepszym porządku mogłaś spędzić kolejne dwadzieścia cztery godziny na Hawajach.
 Po niezwykle udanych czterech dniach, nadszedł czas powrotu do domu. Po cichu żałowałaś, że trwało to tak krótko, jednak okropnie stęskniłaś się za Avą. Kiedy tylko wpadłaś do domu wyściskałaś córkę, która wydawała się być równie podekscytowana twoim powrotem. Byłaś naprawdę wdzięczna Karen za to, iż tak bardzo ci pomagała. Ta kobieta była skarbem i szczerze cieszyłaś się, że twój ojciec na nią trafił. Zasługiwał na szczęście, mimo waszych wcześniejszych relacji. Dopiero jako dorosła kobieta zauważyłaś jak bardzo Carol zakrzywiała twoje zdanie o nim. Był naprawdę kochającym ojcem, a do tego świetnym dziadkiem i naprawdę momentami biłaś się w pierś, że przez tyle lat unikałaś głębszego kontaktu. Dlatego dziękowałaś temu na górze, iż dał ci drugą szansę. A tej nie zamierzałaś zmarnować. Twoja córka zasługiwała by był w jej życiu zarówno dziadek jak i babcia. I wcale nie miałaś tu na myśli Carol, bo ona z całą pewnością nie zasługiwała na ten tytuł.
 -Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?-dopytuje Stephanie, gdy tylko odwiedza cię po twoim powrocie
 -Steph, przecież opowiedziałam ci już wszystko ze trzy razy.-śmiejesz się- Naprawdę było świetnie.
 -O tak.-szczerzy się Jaimie- Gdybyś tylko widziała minę mojego brata jak ją zobaczył w tej szałowej kiecce!-ekscytuje się
 -Mówiłam, że zgłupieje.-chichocze Steph
 -Wesele Jasona będzie chyba gwoździem programu bo już teraz biedaczek nie potrafił patrzeć w innym kierunku.-chichocze
 -Wiecie, że ja tu jestem?-wtrącasz
 -I co z tego?-śmieje się Jaimie- I tak niczego z tego nie potwierdzisz.-dodaje
 -Bo jesteście OKROPNE.-przewracasz oczami
 -To ty jesteś okropna w tym, że udajesz, że nie widzisz oczywistego Sophie.
 -Może nie chcę widzieć..-dodajesz ciszej uciekając wzrokiem
 -Phi?-pyta ciepło Steph
 -Po prostu nie chcę niczego zmieniać, rozumiecie?-mówisz szczerze- Za mało czasu upłynęło odkąd odszedł Tedd. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić bym miała z kimś być. Nie teraz.-kręcisz głową- Więc po prostu mi tego nie utrudniajcie, ok? Muszę swoje po prostu.. odchorować.
 -Ciężko jest to robić, zwłaszcza jak się widzi was dwoje takich.. No wiesz, szczęśliwych i w ogóle.-mówi zakłopotana Jaimie- Ale wiem, że ci ciężko Phi, a ja ci jeszcze dokładam. Potworna ze mnie przyjaciółka.
 -Przez grzeczność nie zaprzeczę.-odpowiadasz
 -No wiesz co, spodziewałam się odpowiedzi w stylu, "no co ty Jaimie, jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie"!
 -Po tym numerze z Jamesem i Thomasem chyba spadłaś w rankingu.-chichocze Steph
 -On by mnie zamordował w innych okolicznościach, a tak nasza kochana przyjaciółka Sophie osłodziła mu tą sytuację, między innymi wrzucając go do wody.-mówi rozbawiona
 -Co?-śmieje się Steph- Czuję, że nie powiedziałaś mi wszystkiego.-zakłada ręce
 -No po prostu on był na mnie zły bo nic mu nie powiedziałam, więc w geście zemsty wrzucił mnie do wody. A że miałam ochotę go za to zamordować, to po prostu też pomogłam mu się wykąpać. Oto cała historia.-mówisz- I nie patrz tak Sephanie, wiem co ci chodzi po głowie.-gromisz ją wzrokiem.
 Jeśli te dwie coś sobie ubzdurały, to naprawdę ciężko im było to wyperswadować. Dlatego też nie zamierzałaś już nawet podejmować z nimi prób negocjacji. Mogły sobie mówić na wasz temat, co tylko chciały. Wiedziałaś swoje. Byliście przyjaciółmi i nic ponad to. Nawet jeśli cokolwiek mogło się komukolwiek wydawać.
 Dopiero po chwili ciszy ze strony Avy zdałaś sobie sprawę jaki dzień miał być jutro. Dla ciebie rok temu zatrzymał się czas. Przez długi czas panowały ciemności. Dopiero niedawno wreszcie z nich wyszłaś, aczkolwiek ta data wciąż przywołuje wszystkie wspomnienia. Bo one wciąż były żywe, niektóre mniej lub bardziej. Na samo wspomnienie miałaś dosłownie łzy w oczach. Bo rok temu straciłaś kogoś ogromnie ważnego. A jego odejście pozostawiło w twoim sercu ogromną wyrwę, która dopiero niedawno przestała krwawić.
 -To już rok.-mówisz do siebie stojąc nazajutrz przy jego nagrobku- Długich dwanaście miesięcy.-wzdychasz, starając się nie rozpłakać. Zbyt mało czasu upłynęło jeszcze byś mogła stać tutaj bez walczenia z emocjami. Kiedy po dłuższej chwili jesteś w końcu gotowa by odejść, wpadasz na Thomasem.
 -Tak myślałem, że cię tu spotkam.-mówi dość cicho
 -Musiałam.-odpowiadasz odwracając wzrok
 -Wiem, ja też.-mówi ze stoickim spokojem po czym zapada cisza. Ponownie walczysz ze sobą, aby tylko nie wybuchnąć płaczem. Twój towarzysz znał cię zbyt dobrze, by nie zauważyć twojego nastroju. Więc po prostu otoczył cię ramieniem, dodając otuchy. Zupełnie jak przed rokiem.
 -Brakuje mi go.-wypowiadasz wreszcie słabym głosem
 -Mnie też Phi.-odpowiada- Najbardziej nie mogę się pogodzić z faktem, że nie zdążyłem się z nim pogodzić. Że rozstaliśmy się w gniewie.
 -Nie mogłeś tego w żaden sposób przewidzieć.
 -Niby tak, ale i tak źle mi z tym.-wzdycha- Na pewno nie zasłużył na to, żeby tak szybko odejść. Zwłaszcza, że zostawił dwie fantastyczne kobiety.
 -Czasu niestety nie cofniemy.
 -Szkoda.-mówi-Ale damy radę Sophie, jakoś musimy. Chociażby dla Tedda-puentuje.
 Musieliście po prostu iść dalej. To jedyne co mogliście zrobić. Tedd z całą pewnością nie chciałby żebyście wciąż tkwili w martwym punkcie i go opłakiwali.
 Kolejne dni upłynęły dość spokojnie. Mimowolnie zbliżała się data kolejnego wesela, na jakie miałaś pójść z Thomasem. Słowo klucz, miałaś. Niestety Ava pokrzyżowała nieco twoje plany. Zaczęła kaszleć, w nocy napędzając ci niezłego strachu bo miała dość wysoką gorączkę. Skończyło się na wizycie na pogotowiu i przypisaniem leków na infekcję. Nie mogłaś przecież zostawić chorego dziecka i pójść się bawić, jaką matką musiałabyś być by to zrobić?
 -Thomas, strasznie cię przepraszam.-mówisz mu
 -Daj spokój, przecież cię rozumiem.-uspokaja cię- Wezmę Jaimie.-uśmiecha się
 -Topór wojenny zakopany?
 -Powiedzmy.-kiwa głową- Dalej nie do końca wybaczyłem jej tą sprawę z Jamesem, ale w końcu to moja siostra, do tego bliźniaczka. Zaraz wesele naszego starszego brata, więc trzeba żyć w zgodzie.-wzrusza ramionami
 -Będzie wniebowzięta.
 -W to nie wątpię, weselem Jasona ekscytuje się chyba bardziej niż sam pan młody.-śmieje się
 -W końcu nie codziennie twój starszy brat się żeni.
 -Niby tak, ale ja nie piszczę z zachwytu na samo wspomnienie o tym.
 -W twoim wykonaniu wyglądałoby to trochę dziwnie, nie sądzisz?-chichoczesz
 -Nie widziałaś nigdy piszczącego z zachwytu dwumetrowego faceta?
 -Wiesz, nie specjalnie.-kiwasz głową- Ale od razu uprzedzę, nie zamierzam tego widzieć.
 -Załatwione.-śmieje się.
 I tym sposobem spędziłaś weekend opiekując się chorym dzieckiem. Jaimie wedle waszych przewidywań była niezmiernie szczęśliwa z udziału w kolejnym weselu. W ramach podzięki otrzymałaś niemal relację na żywo. Musiałaś przyznać, że już dawno się tak nie uśmiałaś. Bo Jaimie mimo wypitego alkoholu, wciąż nie zapominała o wysyłaniu ci zdjęć czy filmików. Prawdopodobnie spali się ze śmiechu jak zobaczy niektóre z nich, ale nie zamierzałaś jej przerywać. Dopiero rano, gdy wróciła do normalnego toku rozumowanie zaczęła cię błagać o usunięcie wszystkiego, co wysłała ci po północy. Tego się właśnie spodziewałaś, aczkolwiek nie zamierzałaś jej pozwolić na tak szybkie załatwienie sprawy.
 -Więc wracasz na uczelnię?-pyta Steph
 -Jeśli teraz nie wrócę, to nigdy tego nie zrobię, a został mi ostatni rok.
 -Co z Avą?
 -Będę studiować zaocznie, więc w weekendy pomocni będą dziadkowie.-odpowiadasz- Steph, to jest jedyna rzecz jaką mogę zrobić dla siebie, ale i dla niej. Mając jakieś wykształcenie prędzej znajdę jakąś porządną pracę i jakkolwiek zapewnię jej życie na przyzwoitym poziomie. Sama wiesz.
 -Wiem, ja skończyłam uczelnię i od razu wcisnęli mnie do korporacji.-śmieje się- I trochę się słabo czuję, że cię zostawiam.-krzywi się
 -Nie możesz patrzeć na mnie, praca w Chicago to dla ciebie ogromna szansa.-mówisz jej- A do Wheaton nie jest wcale tak daleko.-uśmiechasz się
 -No wiem, ale zaraz wszyscy wyjedziemy. Może powinnaś...
 -O nie.-przerywasz jej- Macie swoje życie i pora się z tym pogodzić. Nie zamierzam nikomu się pakować w nie z butami. Z resztą mam Avę i to jej dobro muszę mieć na względzie.
 -Sophie, jesteś świetną matką, mówił ci ktoś o tym?-pyta- Prawda maleńka?-zwraca się do twojej córki, która zdecydowanie polubiła przesiadywanie na jej rękach. Sama tak do końca nie wiedziałaś kiedy to się stało, że twoja córka miała już blisko pięć miesięcy. Rosła i zmieniała się każdego dnia na twoich oczach. Była twoim oczkiem w głowie i naprawdę nie potrafiłaś wyobrazić sobie twojego życia bez tego małego człowieczka. Czasami bywało okropnie ciężko. Miałaś momentami dość wstawania w nocy. Jednak nie chciałabyś zamienić tego na nic innego. Wbrew twoim obawom, macierzyństwo było naprawdę przyjemne.
 -To już naprawdę ostatni raz.-mówisz
 -Sophie skarbie, uspokój się.-uśmiecha się twój ojciec- Zasługujesz na chwilę dla siebie, więc się nie martw, dziadek da sobie radę ze swoją królewną, a ty się baw dobrze.
 Nie było dane wam dłużej porozmawiać, bo do środka wpadł huragan Jaimie i w jednej chwili porwał cię do samochodu. Jako, że cała uroczystość odbywała się w Chicago, więc po kilkudziesięciu minutach jazdy zameldowałyście się w hotelu. Tam ledwie zdołałaś wrzucić swoje rzeczy do pokoju, a już zostałaś wyciągnięta przez tą szaloną kobietę, na maraton po kosmetyczkach i fryzjerach.
 -Ma wyglądać jak absolutne milion dolarów żeby rzucić mojego brata na kolana.-rzuca zadowolona Jaimie w kierunku kosmetyczki, a ta zabiera się do pracy. Musiałaś przyznać, że naprawdę podobał ci się efekt finalny, a spodziewałaś się, że ujrzysz coś o wiele gorszego. Nie było przesady, jakiej mogłaś się spodziewać po rekomendacji Jaimie. Także i ona była zadowolona z pracy makijażystki, więc czekało was tylko i aż układanie fryzury. To nie zajęło zbyt wiele czasu, więc miałyście jeszcze dużo czasu do ceremonii.
 -Co jak ten gamoń nie przyjdzie? Albo Laurel ucieknie sprzed ołtarza?-panikowała
 -Uspokój się, dlaczego masz takie czarne myśli?
 -Bo to stresujące!-rzuca- No i gdzie jest mój drugi głupkowaty brat.
 -Podejrzewam, że z Jamesem.
 -Dobrze podejrzewasz, ale miał tu być pięć minut temu!-lamentuje- Jako druhna i drużba musimy być wcześniej.
 -Jaimie uspokój się, weź głęboki wdech i wydech.-starasz się ją uspokoić- Możemy pójść ich poszukać, ok?
 Naprawdę chyba nigdy nie widziałaś jej tak zestresowanej. Nawet wszelkie szkolne i uczelniane egzaminy nie wyzwalały w niej aż tyle emocji. Nie zdziwiłaś się, więc, gdy pognała niemal biegiem w kierunku pokoju swojego brata. Dotarłaś tam dopiero po chwili i na wstępie ujrzałaś rozbawionego Jamesa i krzyczącą na swojego brata Jaimie. Ten wydawał się nie słuchać, bo jego wzrok utkwiony był w tobie.
 -A teraz nawet mnie nie słuchasz!-wybucha Jaimie- Ja wiem, że Sophie wygląda zjawiskowo, ale skup się.
 -Jaimie panikaro, uspokój się.-odpowiada jej- Przecież świat się nie kończy, Jason po prostu się żeni.
 -PO PROSTU?
 -Chyba powinien wziąć w tajemnicy ten ślub, przynajmniej miałabyś z głowy stres.-śmieje się
 -Głupszego pomysłu w życiu nie słyszałam.-przewraca oczami
 -Czy ty zawsze musisz robić taki dramat z niczego?
 -Po prostu przeżywam fakt, iż mój starszy brat się żeni.-boczy się
 -Jaimie, dla mnie to też jest wielkie wydarzenie, ale błagam cię. Postaraj się trochę mniej uzewnętrzniać twoje przeżycia bo James zaraz ucieknie w popłochu. I tak jestem zdziwiony, że tyle z tobą wytrzymał.
 -Głupek.-mówi dając brat kuksańca
 -Jak już skończyliście to tylko chciałbym wam powiedzieć, że jesteście prawie spóźnieni.-wtrąca się James
 -Mówiłam!-rzuca Jaimie- My idziemy, a wy dwoje nie spoufalać się za bardzo, będę was obserwować.
 Ledwo wypuściła te słowa z ust, a już ciągnęła swojego brata ku wyjściu. Widząc jego rozbawienie całą sytuacją wraz z Jamesem skwitowaliście to śmiechem.
 Po chwili rozmowy z partnerem Jaimie, przyszedł czas także na was. Kiedy tylko przybyliście na miejsce, niemal natychmiastowo zostaliście namierzeni przez szaloną druhnę. Ku jej niezadowoleniu nie miała czasu żeby się do was udać, bo rozpoczęła się ceremonia. A ta miała naprawdę piękną oprawę, tuż nad jeziorem Michigan. Zarówno Laureen jak i Jason wyglądali na poruszonych, ale i niezwykle szczęśliwych. Każda z czterech druhen niemal płakała. Nawet w oczach Jaimie pojawiły się ogniki.
 Już po kilku dłuższych minutach przyszedł czas na kontynuowanie zabawy. A na tą wszyscy w zasadzie czekali.
~*~
Tym razem rozdział publikowany już z Krakowa. Od poniedziałku wkraczam oficjalnie w
szeregi studentów UJ :D (Tak, musiałam się pochwalić!)
Wiem, że wszystkie czekacie na jakiś rozwój akcji między Thomasem i Phi, ale jak widzicie, jeszcze chwilkę musicie poczekać :P Wiem, okropna jestem ;)
Nie przedłużając, życzę miłego weekendu i nadchodzącego tygodnia ♥