sobota, 26 listopada 2016

#Epilog.

#muzyka

  Życie ludzkie to nieprzerwany splot najróżniejszych wydarzeń. Momentów bogatych we wzloty i upadki. Chwile wzruszeń i smutku. Czasami pełne skrajności, które mogą wydawać się czasem nie do przejścia. Zatrzymują nas w martwym punkcie, nie pozwalając na żaden krok. Bywa, że człowiek nie potrafi wyrwać się z tego marazmu i nie żyje pełnią życia. Czuje jak wszystko ucieka mu przez palce. Jakby obserwował własny żywot z boku, bez możliwości żadnej, najmniejszej ingerencji. Wtedy wydaje się, że nie ma możliwości zmiany, trzeba nauczyć się funkcjonować w ten sposób. Jednak w najmniej spodziewanej chwili pojawia się coś, bądź ktoś, kto wszystko zmienia. Impuls, który pobudza do zmiany, podjęcia działania. Coś w rodzaju światełka w tunelu, podczas gdy nasze oczy przyzwyczaiły się do panujących ciemności.
 Choć wtedy wszystko wciąż wydaje się nadmiernie skomplikowane, to jednak człowiek odczuwa w swoim wnętrzu tą nieodgadnioną chęć zmiany. Poczucie, że jest w stanie w końcu zrobić krok do przodu, choćby ten najmniejszy. Bo można się cofać, ale najważniejsze to nigdy nie stracić wiary w to, iż przemieścimy się w przeciwnym kierunku. Bo chociażby jej cień sprawi, że pewnego dnia będziemy do tego zdolni. Często nie bez udziału osób drugich, ale każdy w swoim życiu potrzebuje kogoś takiego. Kogoś w rodzaju wybawiciela, a tych pamięta się potem do końca życia, nawet jeśli już nie są obok. 
 Prawdziwe życie zdecydowanie różni się o tej idyllicznej wersji przedstawianej w książkach czy filmach. Rzadko zdarzają się prawdziwe, hollywoodzkie zakończenia pełne szczęścia i miłości. Zawsze czegoś w nich brakuje. Bo przecież nie można mieć wszystkiego. Za marzenia się nie płaci materialnie, jednak uczucie rozczarowania to wystarczająca opłata. Bo która z kobiet nie marzyła od dziecka o idealnym mężczyźnie, który zawróciłby jej w głowie i kochał do szaleństwa? Która z nas nie śniła o pięknej, śnieżnobiałej sukni czy o szczęśliwej rodzinie? Wszyscy marzymy, bo to coś, co pozwala człowiekowi na oderwanie od przygnębiającej rzeczywistości. W sferze marzeń wszystko jest prostsze i lepsze. Rzadko jednak kiedy ma to przełożenie na rzeczywistość. A ta potrafi być bardzo brutalna. Potrafi kopać i poniewierać raz po raz. Odebrać wszelkie chęci do życia. Wtedy nie można się poddać. Trzeba wstać, chociażby i z parteru i po prostu iść. Jeśli się poddamy, przegramy własne życie. A to najgorsza porażka dla człowieka. Nie słabo płatna praca, czy niepowodzenie w życiu osobistym. Chociaż to także boli. 
 Ty czułaś się wygrana. Owszem, twoje dotychczasowe życie to była prawdziwa sinusoida dobrych i złych momentów. Możliwe, że tych mniej przyjemnych było o niebo więcej, ale wiedziałaś, że i one wiele cię nauczyły. Przede wszystkim tego, że człowiek bez wsparcia rodziny czy przyjaciół to tak naprawdę słaba i nic nie warta istota. Gdyby nie ci ludzie, nie byłabyś w miejscu, w którym byłaś aktualnie. Możliwe, że w ogóle by cię nie było, bo śmierć Tedd'a kompletnie zabiła cię wewnętrznie. Nie widziałaś wtedy sensu życia. Czułaś się kompletnie bezwartościowa. Błądziłaś w ciemności do czasu, aż wreszcie odnalazłaś drobny promyk. Ten którego trzymałaś się przez długi czas i który stopniowo płonął co raz większym ogniem. 
 Aktualnie było ci bliżej do trzydziestych urodzin niż dwudziestych. Z perspektywy czasu, mogłaś podzielić swoje całe życie na dwa etapy. Na czas po śmierci Tedd'a i ten przed jego odejściem. Ten drugi był o wiele prostszy i mniej zawiły. Wszystko miało wtedy swój porządek i nie było niewiadomych. Przynajmniej do czasu, w którym w grę zaczęło wchodzić uczucie. Potem wszystko jak jeden mąż, zaczęło się komplikować. A im starsza byłaś, tym więcej kłód miałaś pod nogami. W dniu skończenia liceum z całą pewnością nie spodziewałaś się, że zostaniesz samotną matką, a ojciec twojego dziecka zginie kilka miesięcy przed jego przyjściem na świat. Nie planowałaś wtedy kończyć zaocznie studiów ani wyprowadzki z Wheaton. Wszystko poszło w zupełnie odmiennym kierunku. Wtedy sądziłaś, że skończysz studia, wyjedziesz góra do Chicago, spotkasz faceta w którym się szaleńczo zakochasz i będziesz szczęśliwa. Nie myślałaś wtedy o byciu matką. Los zdecydowanie sobie z ciebie zadrwił. Mogłaś więc zdecydowanie potwierdzić, że wszelkie dalekosiężne życiowe plany nigdy się nie sprawdzają. 
 Byłaś już w takim wieku, że nie liczyłaś na żadne cuda. Nie planowałaś i nie wybiegałaś za bardzo naprzód. Żyłaś z dnia na dzień, realizując się przede wszystkim jako matka. Nigdy byś nie pomyślała, że da ci to aż tyle radości. Ale serce ci rosło, gdy widziałaś Avę. Miała już ponad sześć lat i była dla ciebie absolutnie całym światem. Nie byłaś do końca pewna, kiedy minął ten czas. Te sześć lat było dla ciebie naprawdę szalone i wiele zmieniło. Przede wszystkim ty się zmieniłaś. Byłaś szczęśliwa, nie czekałaś na żadne fajerwerki czy szaleństwa. Dodatkowo naprawdę uwielbiałaś spędzać czas z rodziną. Miałaś nawet kontakt z matką, która po latach postanowiła wreszcie przeprosić i schować dumę do kieszeni. Może nie zostałyście najlepszymi przyjaciółkami, bo wciąż miałaś jej wiele za złe, ale przynajmniej nie udawałyście, że się znacie, jeśli doszło już do spotkania. Spory w tym udział twojego ojca, który przekonał cię, że pora na zakończenie konfliktu. Dziękowałaś Bogu, że miałaś możliwość by odzyskać z nim kontakt. On i Karen byli dla ciebie niezastąpieni. Tak samo jak twoje rodzeństwo przyrodnie, które było dla ciebie prawdziwym skarbem. Może dzieliła was duża, a w przypadku najmłodszej Suzie, ogromna różnica wieku, jednak szczerze ich kochałaś i cieszyłaś, że ich masz. Pomimo upływu lat przetrwały także przyjaźnie, które również były bezcenne. 
 -Ziemia do Sophie.-krzyczy ci do ucha Jaimie- To już czas!-zapiszczała z zachwytu
 -Miejmy to za sobą.-wzdychasz
 -Okropna jesteś, to przecież była twoja wola.
 -Doskonale o tym wiem.-kiwasz zgodnie głową
 -No to akcję ślub, czas zacząć!-mówi podekscytowana po czym lądujesz wraz z nią i Steph, w objęciach fryzjera i kosmetyczki, czyli w kobiecym raju. 
 Po paru godzinach, efekt finalny był naprawdę zaskakujący. Oczywiście najbardziej zachwycona była Jaimie, która ja zwykle emanowała nadmiarem emocji.  
 Wtedy nadszedł czas na najważniejszą część, czyli dopełnienie wyglądu ubiorem. Wszystko czekało przygotowane w pokoju. Kiedy stanęłaś przed lustrem i przyjrzałaś się sukni wiszącej na ramie, mimowolnie się uśmiechnęłaś. Oczami wyobraźni widziałaś jak się będziesz w niej prezentować. Wiedziałaś, że była idealnym wyborem. A nałożenie jej, tylko utwierdziło cię w tym wyborze. Obróciłaś się wokół własnej osi zadowolona finalnym efektem. Wtedy przypomniałaś sobie o liście, który miałaś otworzyć właśnie dzisiaj. Wzięłaś więc kopertę do rąk, rozpieczętowałaś ją uważnie i zaczęłaś czytać.

Sophie,
  To już ostatni raz kiedy nachodzę Cię z zaświatów. Oglądając kiedyś film o dość podobnej sytuacji do "naszej" widziałem jak mężczyzna "wysyłał" do swojej żony co jakiś czas listy. Zainspirowany tym wydarzeniem postanowiłem napisać także list. Jak już wspomniałem, będzie ostatni. Dlaczego po tylu latach? Bo to będzie pewnego rodzaju rozliczenie z przeszłością. Ostateczne i dość krótkie.
 Minęło już zapewne wiele czasu, wiele się zmieniło. Pewnych rzeczy nie jestem w stanie przewidzieć i nie będę tego robił. Jednak są sprawy, co do których mam absolutną pewność. 
 Chociażby to, że jesteś szczęśliwa i to w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Że cieszysz się życiem, choć to dość konkretnie Cię skopało. Jeszcze niejednokrotnie będzie ciężko i będą chwile zwątpienia. Takie niestety jest ta ludzka droga i trzeba iść dalej pomimo wszelkich przeciwności. A iść przez nią z kimś, zawsze jest raźniej. A wiem, że nie jesteś sama. Że prócz ludzi z Tobą spokrewnionych, Stephanie czy Jaimie jest ktoś wyjątkowy w Twoim życiu, jakiś facet, dla którego jesteś całym światem. Ktoś kto nie powie "I daj mi tylko jeden powód, a wstanę i pójdę dalej." Ktoś kto bez pytania to właśnie zrobi, bo na tym polega miłość. Nie wiem czy jest nim Thomas czy ktoś inny. Mam tylko nadzieję, że kochasz go nad życie i nie widzisz świata poza nim. Oraz że zdążył już spełnić Twój sen o białej sukni i dzieciach, którego ja nie mogłem zrealizować.

Kocham Cię i zawsze będę,
Tedd.

 
Siedzisz dłuższą chwilę wpatrując się w słowa listu. Dopiero po chwili orientujesz się, że plamy widoczne na papierze to twoje łzy. Choć niewiele było na niej zawarte, to jego słowa kompletnie trafiły w sam środek twojego serca. Tęskniłaś za nim, ale już wiedziałaś, że to nie on był ci pisany. Tak samo jak niektóre rzeczy, o których ci napisał. Życie zweryfikowało pewne sprawy, niektóre mniej lub bardziej brutalnie. Zdążyłaś się już pogodzić z tym, że nie wszystko szło po twojej myśli. Przynajmniej dotychczas.
 -Sophie!-słyszysz piskliwy głos Steph- Jesteś gotowa?-spytała stając w progu pokoju 
 -Bardziej się nie da.-uśmiechasz się
 -Pięknie wyglądasz.-mówi wzruszona
 -Ty też mamuśko.-odpowiadasz przyjaciółce, która aktualnie spodziewała się swojego pierwszego dziecka- A gdzie Jaimie?
 -Tutaj!-wtrąca nagle ukazując się wam w pełnej okrasie- I jak?
 -O mój Boże, Jai!-mówi podekscytowana Steph
 -Ta sukienka jest zdecydowanie dla ciebie stworzona.-wtórujesz zachwytom przyjaciółki
 -Phi, nie płacz, błagam cię bo zaraz i ja się rozpłaczę.-mówi wyraźnie poruszona
 -Obiecuję, powstrzymam się do przysięgi.-chichoczesz
 -Wiesz, że twój dzień też nadejdzie.
 -Nie wiem, może.-wzruszasz ramionami
 -Ty nie wiesz, ale ja wiem.-uśmiecha się ciepło- Dopilnuję tego.
 -Nie chcę wam przeszkadzać, ale za chwilę spóźnisz się na własny ślub Jaimie.-przerywa wam męski głos 
 -Dobra, już idę.-przewraca oczami- A co jeśli Ian nie przyjdzie?
 -Nie panikuj, ze swoich źródeł wiem, że nie może się już doczekać.-uśmiecha się- Więc zapraszam do wyjścia.-dodaje po czym panna młoda posłusznie udaje się w kierunku wyjścia. Stephanie spogląda na ciebie znacząco po czym również udaje się w ślad za Jaimie. Pozostajesz sam na sam ze zjawiskowo wyglądającym w garniturze mężczyzną.Podchodzi do ciebie nieśpiesznym krokiem z uśmiechem na twarzy. 
 -Jak długo jeszcze będziesz mi kazała czekać żebym ciebie też zobaczył w białej sukni?-mówi cicho spoglądając na ciebie czule
 -Ile chcesz.
-Słucham?-pyta zaskoczony- Chyba mamy jakiś przełom. Powinienem spisać jakąś umowę bo się rozmyślisz.-śmieje się
 -Po prostu.. zazdroszczę Jaimie.-jęczysz
 -Poprosiłem cię o rękę dwa lata temu, więc nie mów, że o moja wina Phi.-zakłada kosmyk twoich włosów za ucho- Naprawdę chcę żebyś była moja.
 -Już od dawna jestem i zawsze będę, nie ważne jak będę mieć na nazwisko.-spoglądasz na niego
 -Dla mnie jako faceta to bardzo ważne.
 -Więc dobrze, zgoda. Chyba już pora na nas.-uśmiechasz się
 -Zdecydowanie skarbie, wszyscy dookoła się już zaobrączkowali, nawet Jaimie zaraz dołączy do tego grona.-mówi rozbawiony
 -My po prostu jesteśmy oryginalni i robimy wszystko w odwrotnej kolejności.-śmiejesz się
 -Zawsze tak mieliśmy.-wtóruje ci- Ale nie wiesz nawet jak bardzo mnie uszczęśliwiasz. Każdego kolejnego dnia.
 -Wiem, bo ty mi robisz to samo.
 -Cieszę się, że pomimo wszelkich porąbanych przeciwności losu w końcu nam się udało. Opłacało się tyle czekać.-opiera swoje czoło o twoje- Kocham cię Phi, nie mógłbym sobie wymarzyć nikogo innego na matkę moich dzieci i przyszłą żonę.
 -Nawet mimo faktu, iż kazałam ci czekać kolejne dwa lata po tym jak w końcu zgodnie stwierdziliśmy, że się kochamy?
 -Dla ciebie mógłbym czekać do końca świata i o jeden dzień dłużej.-odpowiada po czym łączy wasze usta w namiętnym pocałunku. Nie długo jest wam dane nacieszyć się prywatnością bo do pokoju wpada małe tornado. 
 -Tatooooooo!-rozlega się piskliwy głosik
 -Co tam królewno?-bierze Avę na ręce
 -Dlacego mas rózowe usta?-pyta mała
 -Sprawdzałem czy mama wybrała dobrą szminkę.-odpowiada rozbawiony wycierając usta- A gdzie Mason?
 -Z babcią.-odpowiada dziewczynka po czym opuszczacie pomieszczenie i udajecie się po waszą drugą pociechę
 -Hej kawalerze, gotowy na zabawę?-pyta chłopca, który był wyraźnie uradowany z powodu zainteresowania ze strony ojca- Przykro mi chłopie, ale musisz iść do mamy, ja mam do eskortowania tą pannę.-dodaje czochrając chłopcu czuprynę po czym dziecko biegnie w twoim kierunku z wyciągniętymi rączkami. 
 -Kocham cię Phi, najbardziej na świecie.-szepcze ci do ucha
 -Ja ciebie też Thomas.-uśmiechasz się szeroko po czym smakujesz jego ust. Kiedy spoglądasz na niego i widzisz z jaką miłością patrzy na Avę czy Masona wiesz, że to on zawsze był tym jedynym. Bo gdyby nim nie był, nie zaakceptowałby twojej córki i nie traktował jak własnej. Nie czekałby tak wielu lat, aby z tobą być. Nie pozwoliłby na nadmierne zwlekanie ze ślubem. 
 Równo dwa lata po pamiętnej kłótni i rozmowie w Boże Narodzenie ci się oświadczył. Nie spodziewałaś się tego, bo tak naprawdę w okresie poprzedzającym to wydarzenie tak naprawdę nie byliście razem. Dość długo zajęło ci, aby móc mu ponownie zaufać. By spojrzeć na niego bez posiadania w głowie obrazu z waszej kłótni i wściekłości w jego oczach. Był to bardzo powolny proces, ale mimo to był cierpliwy. Nie naciskał, ale też nie dawał o sobie zapomnieć. Starał się jeszcze bardziej niż powinien. Najpierw kupił w zupełności serce Avy, a potem odzyskał twoje. Choć oficjalnie nie byliście razem, to jednak była między wami czułość czy inne gesty świadczące o zakochaniu. Nie chciałaś się śpieszyć. Może i znaliście się prawie całe życie, to jednak gdzieś w głowie miałaś obawy. Dlatego tak długo zwlekałaś z decyzją o ślubie. Wiedziałaś, że w końcu zrobicie ten krok, jednak chciałaś by wszystko toczyło się swoim tempem. Kiedy w końcu byłaś gotowa, okazało się, że zostaniecie rodzicami i trzeba było odłożyć tą decyzję. Nie żałowałaś, że tak wyszło, bo dzieci dawały ci ogrom radości i szczęścia. Obydwoje byli waszymi oczkami w głowie. Najbardziej cieszyło cię, że Thomas czuł się pełnoprawnym ojcem Avy. Wiedziałaś, że była to dla niego ważna sprawa. Widziałaś go w wielu momentach w jego życiu, ale nigdy nie widziałaś jego łez, poza dwoma przypadkami. Było to w chwili, w której Ava po raz pierwszy wypowiedziała słowo "tata" w jego kierunku. Był to moment, który obydwoje zapamiętacie na długo. Tak samo jak ten, w którym po raz pierwszy mogliście wziąć na ręce waszego syna. Obydwoje popłakaliście się ze szczęścia bo była to wyjątkowo magiczna chwila. A tych, miałaś nadzieję, że będzie w waszym życiu jeszcze więcej. Bo po ciemnych czasach, przyszła wreszcie pora na samą magię i niezwykłość. Na coś o czym zawsze marzyliście i do czego dążyliście.

~*~
I tym sposobem dotarłyśmy do końca. Możliwe, że znaczna większość z Was się nie spodziewała, że właśnie dzisiaj ujrzy epilog, ale ja lubię zaskakiwać ;) Historia Sophie i Thomasa, choć dość zagmatwana to jednak zakończyła się happy endem. Naprawdę nie umiałabym inaczej tego skończyć, za dużo się "nacierpieli" przez mnie.
To pierwsza historia po mojej długiej przerwie, bywały lepsze i gorsze rozdziały, nie wszystko wyszło tak, jak to zaplanowałam, ale osobiście oceniam ją na plus.
Dziękuję Wam za obecność i czas poświęcony na czytanie, bądź komentowanie historii.
W niedalekiej przyszłości planuję zacząć TUTAJ
Raz jeszcze dziękuję ♥

niedziela, 20 listopada 2016

#dwadzieściatrzy.


  Mimo złamanego serca, życie musiało toczyć się dalej. Czas zaczął uciekać przez palce. Sama nie wiedziałaś kiedy Ava skończyła półtorej roku, a za oknami nastała jesień, a tuż po niej świat okryła śnieżna pierzyna. Kompletnie zerwałaś kontakt z Thomasem. Usunęłaś wszelkie możliwe kontakty, a wszelkie wiążące się z nim pamiątki skończyły w pudłach, ukryte głęboko na strychu. Postanowiłaś definitywnie zakończyć ten rozdział w życiu. Kochałaś go, ale nie mogłaś pozwolić by miłość i tęsknota przysłoniły ci cały świat. Był już przeszłością, do której nie chciałaś już nigdy wracać. Teraz byłaś kimś innym. Nie tylko zmieniłaś się pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Kruczoczarne, długie włosy zastąpiłaś krótkimi w odcieniu kasztanowym. Na twojej twarzy częściej gościł uśmiech. Spotykałaś się ludźmi, nawiązywałaś nowe kontakty. Pracowałaś, spełniałaś się, ale przede wszystkim byłaś matką. Ava była dla ciebie całym światem i cieszyłaś się każdą spędzoną z nią chwilą. Nie zapominałaś też w tym wszystkim, że wciąż byłaś młoda i czasem potrzebowałaś spotkać się wieczorem ze znajomymi i po prostu się pobawić. Wtedy z pomocą przychodzili ci nie tylko ojciec z Karen, ale i Jaimie, Ian czy Steph. Korzystałaś też z pomocy znajomej niani, bo jak się okazało ku uciesze całej rodziny, miałaś ponownie zostać siostrą. Była to dość nieoczekiwana nowina, ale naprawdę cieszyłaś się szczęściem Karen i ojca. Serce rosło, gdy widziałaś jak bardzo się kochali i wspierali. 
 A jeśli o miłości była mowa, nie dało się ukryć, że ostatnimi czasy Jaimie i Ian mieli się ku sobie. Bardzo pomógł jej w pozbieraniu się po rozstaniu z Jamesem. Widziałaś jak na nią patrzył i byłaś pewna, że to właśnie będzie ten właściwy facet dla Jaimie. Zasługiwała na to i życzyłaś jej tego z całego serca. Także i Steph nie próżnowała jeśli chodziło o życie miłosne. Zaręczyła się ze swoim długoletnim chłopakiem i w przyszłym roku planowali ślub. Byłaś przeszczęśliwa, gdy przekazała ci tą radosną nowinę, a tym bardziej wzruszył cię fakt, iż poprosiła cię o bycie główną druhną. Była dla ciebie jak siostra i nie wyobrażałaś sobie by odmówić. 
 Początkowo zarówno ty sama jak i twoi przyjaciele obawialiście się jak odnajdziesz się w sytuacji, w której tylko ty będziesz samotna. O dziwo nie było tak źle, bo wszystkich ich szczerze kochałaś i naprawdę cieszyłaś się ich szczęściem. Nie odczuwałaś żadnej wewnętrznej pustki z powodu swojej samotności. Twoje serce należało do twojej córki i to jej poświęcałaś większość myśli. Pewnie któregoś dnia przyjdzie kryzys i załamanie, ale nie chciałaś o tym teraz myśleć. Żyłaś chwilą teraźniejszą, nie wracałaś do przeszłości ani nie wybiegałaś naprzód. Po prostu cieszyłaś się aktualnym momentem. Nic więcej.
 -Dzisiaj prawie dostałam zawału przez moją mamę.
 -Bo?-ciągnie Steph
 -Przywitała mnie radośnie na progu informacją, że zostanę ciocią i to podwójną. A wiadomo o kim pomyślałam.-przewraca oczami- Ale na szczęście to tylko aż Jason i Laureen zmajstrowali sobie bliźniaki.
 -To świetnie, pogratuluj im od nas.-odpowiada Stephanie- A co u tego, którego imię jest zakazane?
 -Nie wiem i gówno mnie to obchodzi szczerze mówiąc.-wzrusza ramionami
 -Jak to?-dziwisz się
 -Powiedziałam mu, że dopóki będzie z tą zdzirą nie mam zamiaru z nim rozmawiać. I wciąż to podtrzymuje, zwłaszcza po tym, co zrobiła Sophie.
 -Jaimie, zerwałaś dla mnie kontakt z rodzonym bratem. Nie musiałaś.
 -Wiem, ale to moja własna wola.-uśmiecha się- Nie zamierzam patrzeć jak marnuje sobie życie z niewłaściwą kobietą. Zwłaszcza taką, która jest jak modliszka.
 -Czyli on w ogóle nie utrzymuje kontaktów z rodziną?-pyta Steph
 -Nie no, gada z rodzicami czy Jasonem. Swoją drogą oni jej też nie lubią. Głupia pinda.-prycha
 -Jej się nie da lubić.-wtrącasz
 -I tym należy ją podsumować.-dodaje Stephanie upijając łyk kawy, po czym udajecie się do salonu sukien ślubnych, w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji dla Steph. Oczywiście zajęło wam to dość sporo czasu, ale twoja przyjaciółka przynajmniej znalazła kilka odpowiadających jej modeli. W końcu jej wielki dzień miał się odbyć za nieco ponad cztery miesiące, więc nie mogła zwlekać. Jaimie jako druhna także nie próżnowała i wyręczyła cię już w paru obowiązkach. Szczerze podziwiałaś jej zmysł organizacyjny. 
 Nim się zorientowałaś, wielkimi krokami zbliżał się czas świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy biegali jak w amoku w pogoni za idealnymi świątecznymi prezentami czy dekoracjami do domu. Ty oczywiście jak co roku nie uczestniczyłaś w tej szalonej pogoni. Jeśli już czegoś potrzebowałaś, wybierałaś mniej zatłoczone miejsca. Nie byłaś Jaimie, która latała po każdej możliwej galerii handlowej w promieniu stu mil.
 -Jak tam samopoczucie mamuśko?-pytasz Karen kiedy wraz z dzieciakami stroicie choinkę
 -Jak na starszą panią to całkiem w porządku.-chichocze
 -Nie masz jeszcze czterdziestki, więc jaka starsza? Wyglądasz na co najwyżej trzydzieści.
 -Przynajmniej jedno dziecko nie narzeka.
 -Powinniście się cieszyć urwisy, że będziecie mieć braciszka lub siostrzyczkę.
 -Siostrzyczkę.-poprawia cię z uśmiechem
 -No to już wiem komu opchnę ubrania.-chichoczesz
 -A i jeszcze jedno Sophie. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli pierwszy dzień świąt spędzimy w restauracji? Nie chcę żebyś się zatyrała, zwłaszcza, że twój ojciec nie pozwala mi nawet pójść do łazienki.
 -Ja nie mam żadnych obiekcji.-wzruszasz ramionami- Zwłaszcza, że w tym roku mamy wyjątkowy spęd.-śmiejesz się
 -No tak, brat twojego ojca z rodziną, twój dziadek, moja siostra z rodziną. Całkiem spora gromada.-potakuje- Ale spokojnie, Jenny ci pomoże przy wigilii.-uśmiecha się.
 Naprawdę nie mogłaś się doczekać tegorocznych świąt. Pierwszy raz od dawna miałaś okazję spędzić je w nieco szerszym, rodzinnym gronie. Zwłaszcza cieszył cię przyjazd dziadka, z którym naprawdę długi się nie widziałaś. Siostry Karen nie znałaś, ale nie mogła być złą kobietą skoro ta wypowiadała się o niej w samych superlatywach. 
 Tuż przed dniem wigilijnej wieczerzy spotkałaś się ze swoimi przyjaciółmi. Tradycyjnie już wymieniliście się w swoim gronie drobnymi upominkami.
 -Phi, chodź na słowo.-odciąga cię Jaimie- Thomas wrócił na święta do domu.
 -Nie jestem zdziwiona.
 -Co prawda dalej mamy topór wojenny, ale wydaje mi się, że coś się zmieniło w nim. Na lepsze oczywiście. 
 -I czemu mi o tym mówisz?
 -Bo ten dureń o ciebie pytał, co wydało mi się podejrzane.-zastanawia się- Ale zawracaj sobie nim głowy w święta.-dodaje- Wesołych świąt moja wspaniała przyjaciółko, mam nadzieję, że to będzie czas cudów.-uśmiecha się tajemniczo, po czym ściska cię na pożegnanie i niedługo potem rozstajecie się. Kroczysz przez śnieżne zaspy, słysząc skrzypienie śniegu pod podeszwami. Na ulicach widać tylko pojedynczych przechodniów. Cała reszta z całą pewnością szykowała się do jutrzejszej Wigilii. Dlatego też zmierzałaś pośpiesznym krokiem w kierunku Square Avenue. 
 -Sophie.-słyszysz znajomy głos
 -Czego chcesz?-odpowiadasz oschle
 -Pogadać.-mówi wyraźnie zziajany
 -Nie mamy o czym.
 -Proszę.
 -Nie.-mówisz ostro- Nie mam czasu.-dodajesz starając się go wyminąć, na co ci nie pozwala
 -Przepraszam.-mówi cicho- Przepraszam, że byłem tak głupi.
 -I sądzisz, że to wystarczy?
 -Nie.-kręci głową- Myliłem się i to bardzo Sophie.
 -Powiedziałam ci coś na ten temat kilka miesięcy temu. Zamknęłam już ten rozdział w życiu i nie ma w nim już miejsca dla ciebie.
 Znów nie pozwala ci odejść, tym razem nie pozostawia ci wielkiego pola manewru bo jednym zwinnym ruchem przyciąga cię do siebie i po prostu całuje. Próbowałaś się wyrwać, ale był od ciebie o wiele silniejszy. Kiedy tylko cię puszcza, niemal z miejsca go policzkujesz.
 -Dupek. Cholerny dupek.-niemal krzyczysz- Myślisz, że to wszystko załatwi? Rzygać mi się chcę na samą myśl, że wybrałeś kogoś takiego jak ona. Że uwierzyłeś jej, a nie mi. Wiesz jak się poczułam? Jak bezwartościowy śmieć, po tym wszystkim co razem przeżyliśmy. I gówno mnie obchodzi, że może zmądrzałeś. Mógłbyś tu paść na kolana i błagać mnie o przebaczenie, ale za żadne skarby ci go nie dam. Myślałam, że to ja cię zraniłam wtedy po weselu Jasona i długo przez to cierpiałam, ale jak widać niepotrzebnie. Szybko się pocieszyłeś jakąś plastikową blondyną. 
 -Cierpiałaś?-pyta zdezorientowany
 -Tak idioto, bo cię naprawdę kochałam!-wrzeszczysz
 -A teraz?-pyta cicho
 -Teraz nie mam ochoty na ciebie patrzeć.-grzmisz- Lepiej wracaj do swojej dziewczyny, byliście siebie warci. Szczęścia życzę.
Tym razem cię już nie zatrzymuje, daje ci odejść. Mimo to biegłaś jak głupia do domu. Kiedy wpadłaś do przedpokoju czułaś, że zaraz wyplujesz płuca. Jednak musiałaś się dość szybko ogarnąć bo w salonie czekała na przywitanie rodzina.
 Byłaś tak zaaferowana ich przyjazdem, rozmową i przygotowaniami, że nie miałaś pojęcia kiedy nastał czas zasiadania do wieczerzy. Ta minęła w miłej i rodzinnej atmosferze, o jakiej zawsze marzyłaś. Nazajutrz od rana trwało wielkie rozpakowywanie wszelkich podarków jakie zostały znalezione przez najmłodszych domowników. Późnym popołudniem wedle planów, wybraliście się do restauracji. Zjedliście wspólnie posiłek, po którym mieliście czas na pogawędkę. Jak się okazało, rodzina Jaimie spędzała w podobny sposób ten wieczór. Tak jak się spodziewałaś, ta wyciągnęła cię od bliskich na rzekome ploteczki.
 -Chyba sobie żartujesz.-mierzysz ją wzrokiem
 -Wiem, że mnie zamordujesz za ten spisek i że jego też, ale najpierw go posłuchaj. Proszę.-mówi po czym dość szybko się ulatnia
 -Czy to naprawdę nie mogło poczekać? Chciałabym spędzić ten czas z rodziną, nie z tobą.-rzucasz oschle
 -Sophie.-mówi nieco zakłopotany- Masz prawo mnie nienawidzić. Ja na twoim miejscu pewnie bym czuł to samo. Zdradziłem cię w pewien sposób i czuje się z tym potwornie. Zachowałem się jak gnój czego żałuję najbardziej na świecie. Byłaś ostatnią osobą, którą powinienem tak zranić. Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Dałem się kompletnie omamić i zawładnąć. Kompletnie wyłączyło mi się myślenie i czucie. 
 -Temu nie da się zaprzeczyć.-prychasz
 -Po weselu Jasona czułem się fatalnie. Byłem zagubiony i zraniony, nie wiedziałem co zrobić. Wiedziałem, że bycie obok ciebie nie będzie możliwe, tak samo jak życie z dala. Już to przerabiałem i to nie raz.-uśmiecha się nikle- Byłem rozdarty, a ona to po prostu wykorzystała. Ślepo wierzyłem, że będąc z Sarah, zapomnę o tobie i znajdę tą jedyną. I to mnie zgubiło i sprawiło, że zachowywałem się jak kompletny dupek. Wtedy wydawało mi się, że bez ciebie jest mi lepiej, że jestem szczęśliwy. Ale po naszym ostatnim burzliwym spotkaniu wreszcie coś we mnie pękło. Przejrzałem na oczy. Nigdy jej nie kochałem, nawet przez chwilę. To była tylko iluzja. Żałuję, że tak późno. Że musiało cię tak wiele kosztować. Bo nie powinienem uwierzyć kobiecie, która była pazerna tylko na rzeczy materialne. Powinienem uwierzyć kobiecie, którą kocham do szaleństwa od wielu lat i dla której jestem w stanie zrobić absolutnie wszystko. Która jest sensem mojego życia.-patrzy na ciebie- Kocham cię Sophie i proszę, wybacz mi, że się zgubiłem. Tylko z tobą chcę być. Z nikim innym. Teraz wiem, że jesteś jedyną kobietą na którą mogę czekać. Jedyną z którą chcę się zestarzeć.
 -Co jeśli ja tego nie chcę? Przez ostatnie miesiące wiele się zmieniło Thomas.-kręcisz głową- Obawiam się, że zbyt wiele by to pogodzić i po prostu zapomnieć.

~*~
Wiem, że szaleje z częstotliwością dodawania rozdziałów, ale po prostu chcę szybciej skończyć.
Myślę, że raczej nie będziecie narzekać :P
W rozdziale wiele się dzieje, upłynęło też trochę czasu od poprzednich wydarzeń. Końcówka oczywiście taka, jaką "kochacie" najbardziej ;)

Ściskam ♥

środa, 16 listopada 2016

#dwadzieściadwa.


  Znałaś Jaimie naprawdę długo, ale w życiu nie widziałaś jej w takim stanie. Zawsze nawet w najtrudniejszych sytuacjach w życiu potrafiła trzymać emocje na wodzy. Wydawać się mogło, że nic nie jest w stanie jej poruszyć. Jednak każdy z nas jest tylko i aż człowiekiem, mającym słabości. A widok kompletnie rozbitej i nieszczęśliwej przyjaciółki mógł cię tylko utwierdzić w tym przekonaniu. Ewidentnie sprawa z Jamesem bardzo ją dotknęła, a Thomas tylko dobił. 
 Serce ci się krajało jak widziałaś ją w takim stanie. Nie przypominała w tej chwili tej pewnej siebie i pełnej energii dziewczyny. Miała napuchnięte od płaczu, czerwone oczy, a na jej twarzy malował się smutek i rozpacz. 
 -Przecież między wami jeszcze niedawno było dobrze.-zaczynasz
 -O to właśnie chodzi.-wzdycha- Wciąż było tak samo, monotonia.
 -I o to poszło?-dopytujesz
 -Nie.-kręci głową- Męczyło mnie bezczynne siedzenie we Włoszech i czekanie w domu jak kura domowa. To nie było kompletnie dla mnie, ale nie mówiłam na głos, chciałam być z Jamesem. To naprawdę cudowny facet, ale to co było między nami na początku gdzieś zniknęło. Nie było już tej magicznej nici porozumienia. Zaczęło nam się ciężko ze sobą rozmawiać, powoli dochodziły jakieś głupie sprzeczki. Obydwoje wiedzieliśmy, że to do niczego nie prowadziło. Dlatego oficjalnie postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, ale wszyscy wiedzą, że tak tylko delikatniej się określa rozstanie.-krzywi się- Naprawdę wydawało mi się, że go kocham Phi.-zawodzi żałośnie- Że to jest właściwy facet. Dlaczego to nie mógł być on?-chlipie
 -Bo gdzieś czeka na ciebie ten jedyny Jai.-starasz się ją jakoś pocieszyć- Kto wie, może już go znasz?
 -Z całą pewnością czeka na mnie za drzwiami.-ironizuje przez łzy- Przez to zaniedbałam relację z moim głupszym bratem i czuję się kompletnie odizolowana.
 -Jakim cudem?-zastanawiasz się
 -Bo Sarah jest straszną suką i nienawidzę jej całym sercem.-szokuje cię swoją szczerością- Wcale nie jest taka doskonała jakby mógł to przedstawić Thomas.-krzywi się- To fałszywa i dwulicowa dziwka.
 -Jaimie.-ganisz ją
 -Wybacz, ale nie będę udawać, że ją lubię czy szanuję Sophie.-odpowiada- Za dobrze ją znam i zbyt wiele legend o niej krążyło na uczelni.
 -Skoro jest taka jak mówisz, jakim cudem Thomas z nią jest?
 -Bo jest ślepym durniem.-przewraca oczami- Bo ta idiotka postawiła sobie za życiowy cel usidlenie go, a gdy to się udało to owinęła go sobie wokół palca i wyprała mózg.
 -Ciężko uwierzyć.
 -Wiem, że czasami zdarzało mi się wyolbrzymiać, ale mówię prawdę. Możesz nawet spytać Steph o Sarah Smith. Nic dobrego nie usłyszysz. No może poza tym, że jest ładna i pracuje jako modelka.-kpi
 -Może się zorientuje.
 -Kiedy? Jak go wrobi w małżeństwo i dziecko?-wybucha- Krew mnie zalewa jak widzę jak ta idiotka się panoszy i rządzi. A co gorsze, on jej na to pozwala bo kompletnie przestał myśleć. Ty byś z nim nigdy czegoś takiego nie zrobiła.-jęczy
 -Czy ty mi coś sugerujesz?
 -Tylko tyle, że jesteś jedyną osobą we wszechświecie, która może mu przemówić do rozsądku i go uratować.
 -Wiesz, że nie mogę.-przygryzasz wargę- Wybrał i nie mam prawa się mieszać, nawet jeśli popełnia największy życiowy błąd.
 -Życie jest spieprzone, zamiast siedzieć tu we dwie i wyć przez facetów, powinnyśmy być szczęśliwe.-wzdycha ciężko
 -Myślisz, że z Jamesem to definitywny koniec? Może po prostu za bardzo się śpieszyliście?
 -Ja nie myślę, ja to wiem.-odpowiada smutno- Spodziewałam się poniekąd tego, ale mimo to w cholerę ciężko to przyjąć.-dodaje- Masz wino? Muszę się napić bo oszaleję.-kiwasz głową, by po chwili wrócić do swojej towarzyszki z butelką czerwonego wina i dwoma lampkami. 
 -Wiesz co jest najśmieszniejsze?-pyta nagle po wypiciu co najmniej czterech lampek wina- Że ta zdzira kazała mi się nie mieszać do ich związku.
 -Żartujesz?
 -Chciałabym Phi.-prycha- Gdybym mogła, wytargałabym ją za te jej blond kudły i wykopała na Antarktydę do tygrysów.
 -Chyba raczej do Afryki.-poprawiasz ją
 -Nieważne, byle jak najdalej stąd i od mojego brata.-odpowiada- Już nawet Laureen nie jest tak irytująca. Ba, ona przy niej to wzorowa bratowa.
 -Jeszcze nie jest twoją bratową.
 -I co z tego, założę się o dobrą brandy, że wrobi go w dziecko czy coś i oskubie z kasy.
 -On chyba naprawdę zwariował.-kręcisz głową
 -Rozum mu odjęło po tym, jak mu dałaś kosza.-mówi zupełnie szczerze- Dalej sądzę, że będąc z nią, próbuje się tylko oszukać, że naprawdę cię nie kocha, a wszyscy znamy prawdę.
 -Straciłam swoją szansę.-wzdychasz żałośnie
 -Cholera no, choćbym miała umrzeć to będziecie razem.
 -Jaimie, przestań.-mówisz czując w oczach łzy
 -Mówię serio Sophie, wypruje sobie żyły, ale ta małpa nigdy nie będzie w naszej rodzinie. Jedyną osobą, która zasługuje na to by być moją bratową to tylko i wyłącznie ty. Żadna nabotoksowana kretynka.
 -Nie wiem czy nie za późno na to wszystko.
 -Kochasz go?-pyta wprost
 -Kocham. Tak, że aż boli.-przyznajesz
 -To chyba wystarczy.-odpowiada upijając kolejny łyk wina.
 Gorzkie żale z Jaimie zakończyły się oczywiście umiarkowanym bólem głowy do południa i kacem moralnym. Mimo wszystko czułaś, że obydwie potrzebowałyście takiej rozmowy. Wyrzucenia z siebie tego wszystkiego, co ciążyło wam na duszy i sumieniu. Może nie przyniosło to w twoim przypadku jakiejś wielkiej ulgi, ale mimo wszystko było ci odrobinę lżej. 
 -Sophie, prawda?-prostujesz się na dźwięk swojego imienia, gdy słyszysz nieznany żeński głos w czasie spaceru z Avą
 -Tak, znamy się?-ściągasz brwi
 -Tak jakby.-odpowiada chłodno kobieta- Sarah Smith.-dodaje- Pewnie zastanawiasz się czemu zawdzięczasz tą wizytę?
 -Mniej więcej.-kiwasz głową
 -Chciałabym porozmawiać o Thomasie.
 -O czym konkretnie?-dopytujesz
 -W zasadzie to chciałam żebyśmy sobie coś wyjaśniły, raz, a porządnie.-mierzy cię lodowatym spojrzeniem- Nie trzeba być idiotą żeby nie zauważyć, że was dwoje łączyło coś więcej niż przyjaźń. Że znaczysz dla niego wciąż zbyt wiele.-mówi- Chciałam cię tylko ostrzec, że jeśli tylko spróbujesz jakkolwiek go ode mnie odciągnąć to inaczej porozmawiamy.
 -Grozisz mi?-prychasz
 -Tylko uprzedzam.
 -Chyba musi być z tobą niezbyt szczęśliwy skoro obawiasz się konkurencji.-ironizujesz
 -Nie twój interes.-warczy- Nie waż się nawet do niego zbliżać ani kontaktować, on już cię nie dotyczy.
 -Bo?
 -Bo kochana twój tatuś może mieć problemy z pracą.-uśmiecha się- Tak się składa, że zatrudnia go mój ojciec, a chyba nie chciałabyś żeby staruszek miał problemy?
 -Rzeczywiście musisz być strasznie żałosna skoro uciekasz się do takich metod.
 -Przynajmniej nie mam bachora.-chichocze po czym nie wytrzymujesz i policzkujesz ją, co kompletnie ją zaskakuje
 -Wolę mieć jak to nazwałaś bachora, niż być podłą dziwką jak ty.-mówisz wściekła- I radzę ci, odwal się ode mnie i mojej rodziny. Gówno mnie obchodzą twoje śmieszne groźby i żądania.
 -Żałosne.
 -Zupełnie jak ty i twoje tipsy.-odpowiadasz po czym odwracasz się na pięcie, zgarniasz Avę i ruszasz przed siebie. Jesteś tak wściekła, że prawdopodobnie byś ją pobiła, gdyby powiedziała jeszcze choć jedno słowo. Teraz już zupełnie podzielałaś zdanie Jaimie dotyczące nowej wybranki Thomasa. W życiu nie widziałaś nikogo równie wyrachowanego i podłego. 
 Z tej złości o mało nie wyrwałaś klamki z drzwi, w momencie ich otwierania. O mało nie dostałaś zawału, gdy u progu ujrzałaś zmieszanego Thomasa.
 -Sophie, co to miało do cholery być?-pyta zły
 -Co to miało być?!-podnosisz głos
 -Dlaczego ją uderzyłaś?
 -Może obrażać wszystkich, tylko nie moje dziecko.-warczysz
 -Co? O czym ty mówisz!-wybucha- Wróciła cała roztrzęsiona i przestraszona. Chciała tylko cię poznać!
 -Tak się nazywa "poznanie"? Jaimie miała rację, że kompletnie straciłeś rozum.-prychasz- Gratuluję jeśli wierzysz w każde słowo tej zdziry.
 -Sophie!-niemal krzyczy- Co tam się kurwa wydarzyło i dlaczego nie mówisz mi prawdy?!
 -Ja nie mówię ci prawdy!-wybuchasz- Spytaj swojej dziewczyny, przecież jej wierzysz.
 -Nie rozumiem tego co się stało, to z zazdrości ją uderzyłaś?
 -Z zazdrości? Nie bądź zabawny.
 -Nie widzę innego wyjaśnienia tej sytuacji. Zachowałaś się jak...
 -Wyjdź stąd.-przerywasz mu- Słyszysz do jasnej cholery? Nie chcę cię więcej widzieć. Dalej ślepo wierz jakiejś plastikowej lafiryndzie, a nie osobie, którą znasz niemal całe życie. Mam w dupie ciebie i ten cały twój związek. Nie chcę cię znać.
 -Zachowujesz się irracjonalnie.
 -Spierdalaj Thomas. Zniknij z mojego życia.
 -Słyszysz się?
 -Tak i to bardzo wyraźnie.-grzmisz- Baw się dobrze z tą suką, ale jak cię wykorzysta to nawet nie przychodź. Wyjdź. Stąd.-niemal krzyczysz, a on wreszcie odchodzi. Kiedy zamykasz drzwi i osuwasz się wzdłuż ściany. Łzy płynęły potokiem po twoich policzkach. Bo w tym momencie wiedziałaś, że nie ma już odwrotu. Że on zniknie z twojego życia, raz na zawsze, zabierając przy tym ze sobą kawałek twojego serca.

~*~
Nie, to nie żadna pomyłka. Postanowiłam zrobić Wam drobną niespodziankę i dodać rozdział szybciej. Nie ukrywam, że chcę też troszkę pośpieszyć publikację bo do końca roku chciałabym tu skończyć :P Co do epizodu to w nim mamy dość znaczne trzęsienie ziemi.Tak, lubię podnosić Wam ciśnienie :D

Ściskam ♥



sobota, 12 listopada 2016

#dwadzieściajeden.

#muzyka.

  Czas do spotkania mijał okropnie powoli. Przez to byłaś strasznie roztrzepana i poddenerwowana. Wszystko leciało ci z rąk bądź robiłaś na opak. Gdyby ktoś popatrzył na ciebie z boku, zdecydowanie stwierdziłby, że jesteś o wiele bardziej nieporadna aniżeli twoja córka. Naprawdę nie mogłaś na to nic poradzić, nawet pomimo szczerych chęci. Byłaś chodzącym kłębkiem nerwów. Dlaczego? Nie z powodu tego, co mogłaś usłyszeć, bo doskonale wiedziałaś co usłyszysz. Bałaś się po prostu tylko stopnia, w jakim to zaboli. Bo to, że wyjdziesz z tego spotkania z kacem moralnym było bardziej niż pewne.
 Możliwe, że pewnym stopniu zasłużyłaś sobie na to, zwłaszcza, że przez długi czas sama wodziłaś go na poczekanie. Po tym spotkaniu będziesz dokładnie wiedzieć jak czuł się Thomas.
 -Hej.-rzucasz niepewnie pojawiając się w umówionym miejscu
 -Hej Sophie.-uśmiecha się nieznacznie- Cieszę się, że przyszłaś.
 -Byłam ci to winna.-odpowiadasz ze wzrokiem utkwionym w stole
 -Nie byłaś, nie jesteś i nigdy nie będziesz mi nic winna.-wzdycha- Takie rzeczy czasem się zdarzają.
 -Czasem.-powtarzasz
 -Obydwoje z całą pewnością chcielibyśmy cofnąć czas, ale się nie da. Musimy żyć dalej z tą świadomością, że tej przyjaźni nie da się już uratować. Zbyt dużo wydarzyło się między nami żebyśmy umieli spojrzeć sobie w oczy bez większych emocji.
 -Ciężko w to wszystko uwierzyć.-wzdychasz
 -Zwłaszcza, że znamy się prawie całe życie Phi.-mówi smutno
 -To wszystko moja wina.-kręcisz głową- Zachowałam się jak kompletna idiotka...
 -Przestań.-przerywa ci- Żadne z nas nie jest bez winy w tym, co się stało.
 -Ale mimo wszystko większa część winy leży po mojej stronie i to mnie kompletnie dobija.
 -Chciałbym zaprzeczyć, ale wiesz, że to byłoby kłamstwo.-dodaje chłodno- Kiedyś wydawało mi się, że mogę czekać w nieskończoność, ale i moja cierpliwość miała swoje granice.
 -Mam przynajmniej nadzieję, że jesteś z nią szczęśliwy.-wysilasz się na uśmiech domyślając się kryjącej się za jego słowami aluzji
 -Jestem.-potakuje- Nie chcę też żebyś źle to wszystko odebrała. Jesteś i już zawsze będziesz dla mnie kimś wyjątkowym i w jakiś sposób zawsze będę cię kochał.-nieoczekiwanie łapie cię za rękę, a po twoim całym ciele przechodzą dreszcze- Ale naprawdę byłem już zmęczony oczekiwaniem Sophie. Nie wiem czy Sarah jest miłością mojego życia, ale bez spróbowania się tego nie dowiem.
 -Rozumiem.-kiwasz głową- I naprawdę chcę żebyś był szczęśliwy bo zasługujesz na kogoś fantastycznego u swojego boku.
 -Jest fantastyczna.-uśmiecha się delikatnie- Nie chcę też żebyś odbierała to w kategorii szukania pocieszenia po tym, co się między nami wydarzyło.-tłumaczy- Znam Sarah od jakichś dwóch lat i naprawdę ją lubiłem. Przez pewien czas się nawet spotykaliśmy, ale nie byłem gotowy się poświęcić bo ktoś inny zaprzątał moje myśli.-spogląda na ciebie- Teraz kiedy się spotkaliśmy po długiej przerwie to.. Po prostu samo wyszło. Nie planowałem tego.
 -Nie musisz mi się tłumaczyć z tego, że się zakochałeś.
 -Po prostu chciałem żebyś wiedziała. Żeby nie wyglądało to mało wiarygodnie, zwłaszcza, że kilka miesięcy wcześniej.. no wiesz.-mówi zakłopotany- Kocham cię Sophie, ale to co czuję do Sarah jest inne i muszę się przekonać czy to jest właśnie to, co czuję się przy tej jedynej.
 -Powodzenia.-udaje ci się wydusić z siebie tylko jedno słowo bo twoje gardło jest zupełnie ściśnięte
 -Ty też powinnaś iść naprzód. Jesteś piękną i inteligentną kobietą, która zasługuje na kogoś zupełnie ekstra.
 -Chyba w końcu jestem gotowa by to zrobić.-mówisz czując łzy napływające do oczu- Szkoda, że dopiero teraz.-dodajesz ciszej
 -Sophie..-ściska twoją dłoń
 -Wiem.-kiwasz głową- Lepiej już pójdę.-mówisz po czym wstajesz z miejsca, lecz Thomas uniemożliwia ci wyjście bo łapie cię za rękę. Kiedy zmuszasz się do spojrzenia w jego kierunku, widzisz w jego oczach ogromny smutek. Dokładnie to, co widziałaś kilka miesięcy temu. A to było zbyt wiele. Sama nie wiesz kiedy lądujesz w jego ramionach, a po policzkach spływają ci łzy.
 -Bądź po prostu szczęśliwy i nie zapraszaj mnie na wesele. Za bardzo złamałoby mi to serce.-mówisz cicho, po czym wyswobadzasz się z jego objęć i nie obracając się za siebie, idziesz przed siebie. Nie zwracasz uwagi na często zatroskany wzrok przechodniów utkwiony w twojej osobie. Z oczu wypływają ci gorzkie łzy, a w twoim wnętrzu serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Czułaś się tak fatalnie, że sama nie wiesz kiedy nogi poniosły cię w kierunku domu. Czekająca tam na ciebie Stephanie nie powiedziała ani słowa w momencie, w którym pojawiłaś się w domu. Po prostu nie musiała, bo wszelkie słowa były w tym momencie zbędne. Po prostu przytuliła się do ciebie, pozwalając wypłakać się na ramieniu.
 Sama nie wiesz ile to trwało, ale Steph ci nie przeszkadzała, wiedziała, że musisz dać upust emocjom.
 -Powiedzenie, że jest mi przykro brzmi w tym wypadku totalnie bezsensownie.-mówi wreszcie
 -Wszystko jest bezsensowne Steph.-wzdychasz żałośnie pociągając nosem
 -Życie jest strasznie porąbane i niesprawiedliwe.
 -Zbyt dobrze o tym wiem.
 -A powiedział ci coś, czego byś się nie spodziewała?-pyta
 -Powiedział coś, co mnie kompletnie dobiło Steph. Powiedział, że wciąż mnie kocha i że zawsze będzie.
 -Ale nie mógł czekać w nieskończoność?-ciągnie, a ty kiwasz jedynie głową w geście potwierdzenia- Może jeszcze nic straconego i zrozumie, że to nie ona jest tą jedyną?
 -Nie mogę tak myśleć.-kręcisz głową- Chcę żeby po prostu był szczęśliwy. Byłam głupia, że nie potrafiłam docenić takiego faceta jak on, więc teraz muszę cierpieć za głupotę.
 -To cholernie beznadziejne, że nie możecie być razem. Kiedy on wiedział, że cię kocha, ty nie mogłaś z nim być, a teraz kiedy wiesz, że też go kochasz, on jest z kimś innym.-kręci głową- Powinnaś walczyć Phi.
 -Nie.-przeczysz- Nie mam prawa mieszać się w jego życie. Ułożył je sobie beze mnie i muszę to przyjąć. Nawet jeśli moje serce krwawi.
 -Przecież powiedział, że cię kocha.
 -Ale nie wie czy to coś silniejszego od tego, co czuje do niej. Teraz to ja mogę czekać w nieskończoność. Nic poza tym.
  Nie chciałaś czekać na coś, co nigdy mogło się nie wydarzyć. Nie chciałaś zostać więźniem własnych wyobrażeń i pragnień. Naprawdę chciałaś jakoś ruszyć z tego martwego punktu, ale nie umiałaś w żaden sposób. Dosłownie wszystko ci o nim przypominało. Każdy możliwy zakątek miasta, ale i duszy. Już wiedziałaś jak się czuł, czekając aż odwzajemnisz jego uczucia. Ten stan trwał już kolejny miesiąc i naprawdę momentami miałaś dość. Choć nie chciałaś pamiętać, to pamiętałaś. Wszystko co było z nim związane, a to potęgowało ból i żal.
 Mimo upływu czasu, wciąż nie potrafiłaś rozmawiać z Jaimie jak dawniej. Obydwie naprawdę chciałyście w końcu dojść do porozumienia, ale Jaimie wciąż miała do ciebie żal o Thomasa. Nie dziwiłaś się jej, bo na jej miejscu pewnie nie zachowywałabyś się inaczej. W tym całym szaleństwie mogłaś za to liczyć na Steph i Iana. Gdyby nie oni i ich wsparcie, pewnie już dawno byś zwariowała.
 -Phi, uśmiechnij się trochę, co?-zachęca cię Ian
 -No dalej.-wtóruje mu Jaimie, która zaproponowała wam spacer
 -Co to zmieni?-wzruszasz ramionami
 -Twoje samopoczucie-mówi Ian- Źle mi  z tym, że nie mogę w żaden sposób wpłynąć na twój humor.
 -Kiedyś mi przejdzie.
 -Powinnaś wziąć się garść, chociażby dla Avy. Ma zapamiętać mamę jako smutasa?-dopytuje Jaimie
 -Ma szesnaście miesięcy, nie będzie nic pamiętać z tego okresu.-marszczysz brwi
 -Po prosu staram się pomóc, ok?-kapituluje- Może lody?-zmienia temat
 Tym sposobem przemierzacie dobrze znany ci park, z dobrze znanymi ławkami czy huśtawkami, doskonale przypominającymi o okresie kiedy nic nie było jeszcze tak skomplikowane i zagmatwane. Kiedy nie było mowy o żadnych uczuciach, złamanych sercach i niewypowiedzianych słowach.
 Dałaś się namówić na jakiś szalony smak lodów, który szczerze mówiąc nie smakował ci w ogóle, po czym czekałaś na Jaimie, która licytowała się na ilość lodów, jakie będzie w stanie zjeść. Znudzona odwróciłaś głowę w kierunku głównej alei. Zobaczyłaś coś, czego nie chciałaś nigdy zobaczyć. Dlaczego? Bo w jednej chwili poczułaś wzbierające się łzy i kłucie w sercu. Ostatnią rzeczą jaką pragnęłaś zobaczyć, był widok szczęśliwego i zakochanego Thomasa w objęciach innej kobiety. To było zbyt wiele.
 -Sophie.-słyszysz głos Jaimie- Ja nie wiedziałam, że oni u będą. Przysięgam ci.
 -Oczywiście.
 -Naprawdę nie miałam pojęcia, nie zrobiłabym ci tego. Proszę.
 -Przestań Jaimie.-odpowiadasz chłodno po czym zrywasz się na równe nogi i czym prędzej ruszasz przed siebie. Masz gdzieś, że łzy płyną po twoich policzkach i że z całą pewnością przypominasz pandę.
 -Sophie.-mówi zasapana Jaimie- Ja się myliłam, zachowywałam się cholerna suka. Zapomniałam o tym, że jesteś moją przyjaciółką, a nie powinnam. Ty byś mi nigdy nie powiedziała tylu okropnych rzeczy. Przepraszam.-wyrzuca z siebie- Naprawdę nie wiedziałam, że będą tu z Sarah.-dodaje ze łzami w oczach- Jest okropna i zdecydowanie daleko jej do ciebie. Mam nadzieję, że mój brat w porę to odkryje, bo inaczej zostanę sama. Kompletnie sama.-widzisz lśniące łzy na jej policzkach
 -Co z Jamesem?
 -To już nieaktualne Sophie. Niestety.-mówi po czym kompletnie się rozkleja- Jestem beznadziejna i sama.-chlipie
 -Nie jesteś sama Jai, masz mnie.-wymuszasz uśmiech po czym ją przytulasz. Obydwie potrzebujecie w tej chwili uścisku. I alkoholu. Inaczej chyba tego nie przetrawicie.

~*~
Nie było cudu, Thomas naprawdę związał się z inną. Rozdział dość "płaczliwy", ale i takie być muszą ;)
Ściskam ❤

sobota, 5 listopada 2016

#dwadzieścia.


 Po drobnym uczczeniu odebrania przez ciebie dyplomu nadeszła pora na powrót do szarej rzeczywistości. Przede wszystkim musiałaś rozpocząć poszukiwania jakiekolwiek pracy. Nie mogłaś w nieskończoność polegać na kimś innym. Był to najwyższy czas na zupełne usamodzielnienie.
 Był to także czas na uporządkowanie spraw osobistych, żeby nie powiedzieć przeszłości. Umówiłaś się z Jaimie na neutralnym gruncie na rozmowę. Nie mogłaś powiedzieć,abyś się nie denerwowała tą rozmową. Przede wszystkim nie wiedziałaś czego się spodziewać po swojej rozmówczyni. Kiedy niespodziewanie pojawiła się na odbieraniu dyplomów wyglądała na dość pokojowo nastawioną. 
 -Długo się nie widziałyśmy, co?-rzuca na wstępie nieco skrępowana
 -Troszeczkę.-potakujesz siadając naprzeciwko Jaimie
 -Wiesz Sophie, miałam trochę czasu na przemyślenie i przeanalizowanie tego wszystkiego co stało się po czy w trakcie wesela Jasona.-mówi ze wzrokiem utkwionym w stoliku- Jako przyjaciółka nie powinnam aż tak reagować, jako siostra powinnam, ale w ten sposób.-wzdycha- Po tych ośmiu miesiącach wiem, że bardzo cię zraniłam swoimi słowami i naprawdę tego żałuję Phi. Przepraszam.
 -Nie powinnaś mnie przepraszać Jaimie, zasłużyłam na wszystkie twoje słowa bo one były zupełną prawdą.-kiwasz głową
 -Ja nie powinnam była się mieszać między was. Może gdybym dała spokój, stała z boku...
 -Przestań.-przerywasz jej- Nie miałaś na to żadnego wpływu, to wyłącznie moja wina.
 -Obydwoje jesteście winni i dobrze to wiesz.-mówi- Oczywiście nie będę cię pocieszać i mówić, że jesteś mniej winna i że się ułoży. Tego ostatniego nie jestem w stanie w ogóle zagwarantować.
 -To znaczy?-ściągasz brwi
 -Za dużo się między was wpychałam, więc wybacz, ale tym razem ci nie powiem.-odpowiada ci- Thomas wraca na parę dni do domu i to on powinien ci wszystko powiedzieć. Nie ja.
 -Wcale nie wiem o czym mówisz.-prychasz
 -Wiem, że wiesz.-kiwa głową- Ale lepiej będzie jeśli sam, oficjalnie się przyzna, bez pośredników.
 -Mam nadzieję, że jest chociaż z nią szczęśliwy.
 -O tym ci też na pewno powie.-nikle się uśmiecha- A co to za.. Ian?
 -Znajomy z roku.-wzruszasz ramionami
 -Znajomy.-powtarza
 -No co?
 -Nie wyglądał jak znajomy.-rzuca dość pochmurnie
 -Nie jestem z nikim związana.
 -Po prostu to z boku wygląda inaczej Sophie, zrozum.-wzdycha- Dopiero co dałaś okrutnego kosza mojemu bratu mówiąc, że nie jesteś gotowa, a gdy przyjeżdżam widzę faceta, który nie potrafi się od ciebie oderwać. Powiedz mi, co mogłam pomyśleć?
 -Przede wszystkim, minęło osiem miesięcy, nie wydarzyło się to wczoraj.-mówisz spokojnie- Po drugie, moje słowa nie powodują, że nie mogę mieć żadnych znajomych facetów.
 -Ja po prostu nie rozumiem jak to się mogło stać Sophie.-mówi w końcu z nutą desperacji
 -Takie jest życie Jai.
 -Gówniane skoro tak pasujące do siebie osoby nie są i raczej nie będą już razem.-jęczy- Kiedy byłam sama to były na tym świecie tylko dwie pary, które były dla mnie prawdziwym wzorem miłości. Moi rodzice i właśnie wy, chociaż nigdy tak naprawdę nie byliście razem.-zaskakuje cię- Znałam uczucia mojego brata w przeciwieństwie do ciebie i naprawdę nie potrafiłam uwierzyć w to, że można kogoś kochać i stać po prostu z boku. Sądziłam, że po prostu się zauroczył czy coś, ale nie. Dzięki niemu zrozumiałam co to znaczy tak naprawdę kogoś kochać. To być obok i czekać, nawet jeśli to ma trwać lata. Patrzeć na tą osobę, jakby nie była ostatnią jaką ujrzymy.-spogląda na ciebie- Dlatego nie wierzę w to, co się stało.
 -Może to po prostu nie było to.-wzruszasz ramionami
 -Było.-mówi z pełnym przekonaniem- Coś w co wierzyłam tak po prostu zdechło i naprawdę nie mogę tego ogarnąć.-kręci głową
 -Przepraszam, że cię zawiodłam.
 -Cóż, takie jest życie, prawda? Zawodzimy bliskie nam osoby, ale i samych siebie.-uśmiecha się smutno
 -Mam nadzieję, że to nie tyczy się Jamesa.
 -Aktualnie, nie.-kręci głową- Mieliśmy drobny kryzys, ale wszystko między nami jest dobrze.-uśmiecha się nieśmiało
 -Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa. To świetny facet.
 -Wiem to.-kiwa głową- A ty co planujesz dalej?
 -Szukam pracy.
 -I?
 -To tyle Jaimie, nie planuję żadnych eskapad. Mój świat zaczyna się i kończy tutaj.-wzruszasz ramionami
 -A co z Ianem?-dopytuje
 -Nic.
 -Nic do niego nie czujesz?
 -Jaimie, dopiero naskoczyłaś na mnie z przypuszczeniami, że z nim jestem, a teraz co?
 -Ja..-zamyśla się- Po prostu zastanawiam się jak bardzo kopnie cię to, co może powiedzieć ci Thomas.
 -Więc mi powiedz.
 -Nie mogę Sophie, obiecałam.-kręci głową- Po prostu chyba powinnaś o nim zapomnieć.
 -Co?
 -Zapomnieć o nim jako kimś więcej.-precyzuje- Już na to za późno.-krzywi się- O sześć miesięcy.
 -To jego życie, może robić co chce.
 -Mi też jest przykro Phi.-mówi dopiero po chwili analizy twojej reakcji- Naprawdę myślałam, że wy dwoje będziecie razem, nie osobno.-dodaje ze zbolałą miną.
 Spotkanie z Jaimie wytworzyło w twojej głowie potężny mętlik i zamieszanie. Nie powiedziała ci rzeczy, których byś się nie spodziewała, ale jednak poczułaś się dotknięta. Nie to żebyś czekała aż po tych długich miesiącach wpadniesz w jego ramiona i nagle wszystko się ułoży. Nie liczyłaś na to. Już nie.
 -Ale ty urosłaś.-niemal zamierasz kiedy słyszysz ten dobrze znany głos podczas spaceru z Avą- Wyglądasz zupełnie jak mama.-mówi radośnie w kierunku twojej córki- Hej Sophie.-nieco poważnieje kiedy spogląda w twoim kierunku
 -Cześć.-odpowiadasz dość nieśmiało
 -Postanowiłem skorzystać z chwili wolnego i zajrzeć do Wheaton.-informuje cię- Masz może chwilę?
 -Teraz nie.-przeczysz
 -Jutro?
 -W porządku.-zgadzasz się
 -"WooHoo" popołudniu?
 -Ok.-odpowiadasz beznamiętnie po czym się rozstajecie. Choć może zewnętrznie starałaś się wyrażać obojętność to w twoim wnętrzu toczyła się prawdziwa wojna. W chwili w której tylko go zobaczyłaś, twoje serce o mało nie wyrwało ci się z piersi ku niemu. Chciałaś w jednej chwili cofnąć czas i mieć go blisko siebie. Widzieć jak się uśmiecha czy na ciebie patrzy. Zbyt późno odkryłaś powód tych wszystkich drobnych gestów by móc prawdziwie się nimi nacieszyć. Teraz wydawały się być tylko odległym wspomnieniem. 
 -Boję się jutra.-jęczysz
 -Może nie będzie tak źle?-zastanawia się Steph
 -Nawet na mnie nie patrzył, a do tego miał minę jakby nie miał najmniejszej ochoty stać w odległości nawet stu kilometrów ode mnie.
 -Wiesz, po części ja się mu nie dziwię bo bądźmy szczere Sophie, spieprzyłaś sprawę po całości.
 -Wiem.-wzdychasz- Żałuję, że tak się stało, gdybym tylko mogła cofnąć czas...
 -To co? Dalej by się męczył i czekał.-mówi przyjaciółka- Spójrzmy prawdzie w oczy, wykazał się i tak anielską cierpliwością.-dodaje- Sama nie wiesz kiedy będziesz gotowa na związek, więc nie mogłaś go w nieskończoność wodzić na poczekaniu.
 -Teraz już wiem.
 -Co?-patrzy na ciebie 
 -Wtedy owszem, nie byłam gotowa na żaden związek i obdarzenie uczuciem kogoś innego. Poza Thomasem.-dodajesz- Bo jego kochałam już długo przed tym, tylko byłam zbyt głupia by przyznać się do tego przed samą sobą.-przygryzasz wargę- A teraz jest już za późno.
 -Och Sophie.-patrzy na ciebie ze współczuciem- Może jeszcze jest nadzieja? Może Jaimie udawała?
 -Nie jest aż tak dobrą aktorką.-kręcisz głową
 -Jakoś to będzie.
 -Musi.-silisz się na uśmiech, a wewnętrznie opanowuje cię zupełne przerażenie, bo nie masz pojęcia czego się spodziewać bo jutrzejszym spotkaniu. Biorąc pod uwagę wszelkie wydarzenia ostatnich miesięcy, zakładałaś najgorsze.

~*~
Wiem, że znowu wieje nudą, ale takie flaki z olejem też muszą (niestety) się pojawić w historii. Od razu chcę Was pocieszyć, w następnym już zacznie się coś dziać także stay tuned ;)
Ściskam,
wingspiker.

niedziela, 30 października 2016

#dziewiętnaście


 Studiowanie i bycie rodzicem na pełen etat było niewątpliwie wyzwaniem. Zwłaszcza dla samotnej matki. Nie narzekałaś, bo przecież nie miałaś prawa. Sama sobie skomplikowałaś życie i musiałaś przełknąć tą gorzką pigułkę. Choć bywały chwile w których miałaś ochotę rzucić studia w cholerę, to się nie poddałaś. Bo przecież nie robiłaś tego tylko dla siebie. Robiłaś to przede wszystkim dla Avy. Żeby dzięki studiom znaleźć dobrą pracę i zapewnić jej dobre warunki do życia. O wiele ważniejsza była jej wygoda, aniżeli twoja własna. Nie chciałaś by któregoś dnia wypominała ci, że miała nieprzyjemne dzieciństwo czy okres dorastania. Postawiłaś sobie za cel w życiu, by twoje dziecko kiedy dorośnie, mogło powiedzieć, że mama była dla niego wzorem i sprawiła, że życie było lepsze. Sama tak naprawdę nie miałaś matki, bo Carol stosowała bardziej tresurę, aniżeli wychowanie. Dlatego musiałaś zrobić wszystko, by nie powielić tego błędu. Tak naprawdę to Karen była dla ciebie prawdziwym wzorem matki. Tej kochającej bezgranicznie swoje dzieci, gotowej na wszelkie poświęcenia. Taką właśnie chciałaś być.
 Czas po świętach i powrotu z Kanady minął naprawdę w ekspresowym tempie. Nowy Rok tak naprawdę przespałaś, bo poprzedniej nocy Ava była dość niespokojna i zmuszała cię do pobudki co pół godziny. Po Nowym Roku zaczął się gorący okres na uczelni, więc kiedy tylko twoja córka usnęła, rozpoczynałaś naukę. Na początku ciężko ci się było odnaleźć w szkole. Twoi znajomi już skończyli naukę, bądź kończyli w innej grupie. Nie widywałaś co przerwę Steph narzekającej na nudę na zajęciach czy dostarczającej ci nowości z wszelkich spotkań i imprez. Dookoła ciebie były zupełnie inne osoby, niektóre mniej lub bardziej przyjazne. Już niemal na wstępie dorobiłaś się znajomego. Na pierwszych zajęciach dosiadł się do ciebie Ian, do którego wzdychała co najmniej połowa twojego roku. Nie za bardzo rozumiałaś dlaczego wybrał akurat ciebie, ale ogólnie był dość nieszkodliwy. 
 -Co tam kumpelo?-pyta kiedy tylko dosiada się do ciebie na przerwie
 -Nie przypominam sobie, żebyśmy zawierali przyjaźń.
 -Siedzimy razem na wykładach, więc to mówi samo przez siebie.-śmieje się
 -Może w końcu powiesz mi czym sobie zasłużyłam na taki zaszczy?-pytasz wprost
 -Bo w całym tym tłumie wydawałaś się najnormalniejsza i masz gdzieś jak wyglądam.
 -To już nie jestem normalna?
 -No tak, wy kobiety wszędzie znajdziecie jakieś podteksty.-śmieje się- Wciąż jesteś normalna, nie pomyliłem się w swoich osądach.
 -Mimo, że jestem od ciebie starsza i mam dziecko?
 -Jesteś starsza o cztery miesiące tak w woli ścisłości, a twoja córka to strasznie urocze stworzenie.-odpowiada- Więc jeśli wszystko sobie wyjaśniliśmy kumpelo, to czas na kolejne pasjonujące wykład.-uśmiecha się ciepło, a ty już wiesz, że nie ma sensu wciąż z nim dyskutować.
 Funkcjonowałaś między domem i uczelnią, przez co kompletnie straciłaś rachubę czasu. Biała pokrywa śnieżna za oknem została wyparta przez ciepłe promienie słoneczne. Krajobraz wyglądał teraz o wiele przyjemniej, zwłaszcza dla takiego zmarzlucha jak ty. Dookoła widać było zielone liście czy kwitnące kwiaty. Czuć było w powietrzu wiosnę. Dlatego korzystałaś z niej ile mogłaś i większość dni spędzałaś z Avą na świeżym powietrzu. Zwłaszcza, że twoja córka była naprawdę bliska postawienia swojego pierwszego, samodzielnego kroku. Tym samym sposobem miałaś przyjemność poznać całą masę młodych matek, także doglądających swoich pociech. W większości były niewiele starsze od ciebie, jedna okazała się być twoją rówieśniczką. Była to na pewno jakaś rozrywka w twoim życiu, bo ze Steph widywałaś się naprawdę rzadko. Zwłaszcza, że weekendy spędzałaś na uczelni, a twoja przyjaciółka miała wolne właśnie te dni. Mimo to wiedziałaś, że musisz zacisnąć zęby i przetrwać. Została ci tak naprawdę ostatnia prosta do zdania egzaminów końcowych i zdobycia upragnionego dyplomu. Czasami zarywałaś noce, ale nie narzekałaś.
 -To kiedy masz ten egzamin?-dopytuje Steph
 -W przyszłym tygodniu.-wzdychasz- Okropnie się stresuję Steph.
 -Spokojnie kochana, nie znam tak wykutej osoby jak ty. Poradzisz sobie, będę trzymać za ciebie kciuki!
 -Dzięki, przydadzą się, bo naprawdę obawiam się, że jednak nie umiem.-krzywisz się
 -Dramatyzujesz.-wzdycha- A propos tego, rozmawiałam z Jaimie.
 -I?-ciągniesz
 -Jest we Włoszech.
 -To akurat wiem.-odpowiadasz
 -Niedługo wraca do domu i... mówiła, że chce się z tobą spotkać.
 -Powinnam się obawiać kolejnego kazania?-jęczysz
 -Nie, raczej przeprosin.
 -Co?-pytasz
 -Jak to Jaimie, trochę przemyślała to i owo. Także spodziewaj się jej wizyty całkiem niedługo.-mówi przyjaciółka.
 Po tej rozmowie czas zleciała w mgnieniu oka i nim się zorientowałaś nadszedł dzień egzaminu. O poranku wpadła do ciebie Karen, która zobowiązała się zająć w tym czasie Avą. Byłaś chodzącą kulką nerwów. Byłaś okropnie zestresowana przez co chodziłaś w tą i z powrotem. Nawet będąc już pod salą egzaminacyjną nie potrafiłaś usiedzieć na miejscu. Siedzący obok Ian miał naprawdę spory ubaw patrząc na ciebie.
 Wszystkie negatywne emocje odpłynęły jednak w chwili, w której otrzymałaś do rąk arkusz. Wtedy kompletnie wyłączyłaś wszystkie mechanizmy, poza myśleniem. Test nie należał do najłatwiejszych, paru odpowiedzi nie byłaś pewna, lecz wyszłaś z sali w poczuciu, iż powinnaś znaleźć się w gronie szczęśliwców, którzy zdali. Po pół godzinnej przerwie czekała cię kolejna część egzaminów. Te wydawały ci się o wiele łatwiejsze, gdyż sprawiły mniej problemów. Suma summarum, wyszłaś z sali naprawdę usatysfakcjonowana. Wiedziałaś, iż dałaś z siebie wszystko co mogłaś i liczyłaś, że to wystarczy.
 Jako, że nazajutrz miały być wyniki w nocy nie zmrużyłaś prawie oka. Szczerze mówiąc to nawet Ava była spokojniejsza w nocy i nie marudziła. Choć wiedziałaś, że dobrze ci poszło, to mimo wszystko naprawdę zżerał cię stres. Przez to mało spałaś w nocy, a gdy w końcu usnęłaś, Ava zbudziła cię chwilę po szóstej i nie było już możliwości by powtórnie zasnąć. W wyniku tego wysprzątałaś niemal każdy cal mieszkania co najmniej trzy razy. Po dwunastej wpadła Steph, która obiecała pójść z tobą po wyniki. Oczywiście nie mogła nie zauważyć nadmiernej sterylności w mieszkaniu i tego nie skomentować.
 -Sophie wariatko, zwolnij trochę.-mówi zasapana
 -Co?
 -Prawie biegniesz, przecież się nie pali.-wzdycha ciężko
 -Przepraszam, po prostu chciałabym jak najszybciej poznać te wyniki.-jęczysz
 -Założę się o grube pieniądze, że zdałaś i to bardzo dobrze kujonie.
 -Nie jestem kujonem.-boczysz się
 -Jesteś.-wtrąca się nagle do rozmowy Ian- Cześć, Steph.-uśmiecha się
 -Jesteście okropni.-przewracasz oczami po czym wymijasz swoich rozmówców i wchodzisz do środka budynku. Bierzesz głęboki oddech i po uprzednim zapukaniu wkraczasz do odpowiedniego pomieszczenia w celu uzyskania wyników. Dopiero gdy wychodzisz powtórnie na korytarz uchodzi z ciebie cały stres i jesteś gotowa na poznanie wyników. Kiedy je otwierasz, mimowolnie się uśmiechasz. Twoje wyniki były naprawdę satysfakcjonujące, więc nie pozostało ci nic innego jak za parę dni udać się na ceremonię odebrania dyplomów ukończenia studiów.
 W celu uczczenia twojego małego sukcesu wybrałaś się wraz z Steph, Avą i Ianem do lodziarni. Po drodze informujesz ojca i Karen o wynikach, by potem oddać się w pełni radosnemu popołudniu.
 Dni do uroczystości zakończenia przez ciebie uniwersytetu upłynęły w mgnieniu oka. Nim się zorientowałaś siedziałaś już pośród wystrojonych w togi znajomych z roku. Całe wieki trwało zanim wkroczyłaś na podium po swój dyplom, aczkolwiek w końcu ci się udało i już po tym dzierżyłaś w swojej dłoni dyplom. Na sam koniec wszyscy absolwenci wyrzucili w powietrze swoje birety, po czym wpadli w tłumy swoich znajomych i rodzin.
 -Słoneczko, jesteśmy z ciebie dumni!-mówiła uradowana Karen trzymając na rękach równie ucieszoną Avę
 -Witam w klubie siły roboczej!-chichocze Steph- Ach no i chciałam ci powiedzieć, że ktoś jeszcze wpadł.-uśmiecha się tajemniczo, a po chwili wskazuje ci dobrze znaną sylwetkę. Na twojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. Widzisz także, że i ta osoba odwzajemnia twój gest.
 -Gratulacje Phi, wiedziałam, że sobie poradzisz.-mówi Jaimie po czym dość zaskakująco przytula cię tak, że z trudem łapiesz dech w piersiach- No i strasznie mi cię brakowało. Przepraszam.-mówi
 -Nie mówmy o tym teraz, dobrze?
 -Jasne, dzisiaj jest twój dzień.-uśmiecha się- Cieszę się, że wróciłam.-mówi, a ty wiesz, że nie mówi tylko o powrocie do ojczyzny.
 Zawsze wiedziałem, że sobie poradzisz Phi. 
Gratulacje :)) !
Myślę o Tobie, T.

 Widząc tego smsa uśmiechasz się, choć wciąż był to uśmiech przez łzy. Bo w dalszym ciągu nie mogłaś sobie wybaczyć tego, co mu zrobiłaś. Zwłaszcza, że mimo to, on wciąż o tobie pamiętał. A o dawało ci nadzieję, nawet tą najmniejszą. Nadzieję na to, że jeszcze kiedyś będziecie potrafili ze sobą rozmawiać, jak dawniej.

~*~
Rozdział z serii, życie Phi po "rozstaniu" z Thomasem. Stara się jakoś funkcjonować, choć czasami nie wychodzi. W zasadzie to nawet często. No i mamy też nowego bohatera. Ciekawa jestem Waszych przewidywań względem niego ;)
Miłego wieczoru ☻

niedziela, 23 października 2016

#osiemnaście.

#muzyka

  Łudziłaś się, że to był sen. Naprawdę chciałaś, aby to nie miało miejsca. Przynajmniej nie w tym miejscu i czasie. Bo to nie był jeszcze odpowiedni moment na takie czyby. Jednak, gdy otworzyłaś ciężkie powieki i poczułaś przyjemne ciepło u swojego boku wszelkie twoje nadzieje zostały rozwiane. Nawet przeraźliwy ból głowy był niczym w porównaniu z wydarzeniami minionych godzin. 
 Powoli wyplątałaś się z objęć i usiadłaś na brzegu łóżka. Starałaś się jakkolwiek zebrać myśli. W głowie panował kompletny mętlik i chaos. Ale co mogło tam być skoro przespałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem? Czułaś się naprawdę fatalnie. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jedyne co przyszło ci w obecnej chwili do głowy to pozbieranie swoich rzeczy i opuszczenie jego pokoju zanim się obudzi. Sama nie wiedziałaś na co tym sposobem liczyłaś. Może i obydwoje byliście pijani, ale nie na tyle by tego wszystkiego nie pamiętać. Popatrzyłaś jeszcze przed wyjściem na pogrążonego we śnie Thomasa i po cichu opuściłaś pokój. W mgnieniu oka dotarłaś do tego, zajmowanego przez siebie i wskoczyłaś do łazienki. Potrzebowałaś długiego prysznica i chwili kompletnego wyłączenia się. Kiedy wreszcie opuściłaś pomieszczenie i owinięta w ręcznik weszłaś do pokoju o mało nie dostałaś zawału widząc Jaimie siedzącą na twoim łóżku.
 -Albo miałaś kamienny, pijacki sen albo nie spędziłaś nocy u siebie. Który wariant jest poprawny?-dopytuje
 -Spałam.-gryziesz się w język
 -Więc jak było z Thomasem?
 -Nie rozumiem.-odpowiadasz
 -No na weselu głupku.-przewraca oczami- Czy coś między wami zaszło i chciałabyś mi to powiedzieć?
 -Po pierwsze, nic się nie wydarzyło.-kłamiesz- Po drugie, nie uważasz, że byłoby dość niezręcznie słyszeć takie rzeczy o własnym bracie? To jakby Laureen mówiła ci jak minęła jej noc poślubna z Jasonem.
 -Fu.-krzywi się
 -No właśnie.
 -Czyli nic, a nic?-dopytuje- Kurde, a tak wyglądaliście jakby jednak coś miało pójść do przodu.-wzdycha zrezygnowana
 -A może ty mi coś opowiesz?-starasz się zmienić temat
 -Co ci mam powiedzieć?-chichocze- Zasnęłam ledwo po wejściu do pokoju, oto cała historia.-dodaje- Do tego piekielnie boli mnie głowa.-marudzi rozwalając się na łóżku
 -Wyobraź sobie, że mnie też.
 -Coś takiego.-udaje zdziwioną- Trzeba było pić?
 -Ciężko było się uwolnić od pewnej upierdliwej imprezowiczki.-przewracasz oczami- A teraz idź poszukaj Jamesa czy kogoś innego, potrzebuję prywatności.-wyganiasz ją z pokoju po czym w spokoju rzucasz się na łóżko. Musiałaś skłamać. Nie mogłaś jej przecież powiedzieć prawdy. Przynajmniej do czasu aż porozmawiasz z jej bratem. A musiałaś przyznać, naprawdę się tego bałaś. Co jeśli on będzie chciał więcej? Przecież go zranisz, jeśli już tego nie zrobiłaś. A to bolałoby jeszcze bardziej. 
 Dopiero po chwili wreszcie zmusiłaś się do ubrania się i pomalowania. Wtedy też wędrujesz ku drzwiom w przekonaniu, iż ujrzysz tam dociekliwą Jaimie. Serce ci staje, kiedy widzisz opartego o framugę Thomasa. Bez słowa wpuszczasz go do środka i siadasz na łóżku. Nie potrafisz na niego spojrzeć. Boisz się, że zobaczysz w jego oczach ogromny zawód i rozczarowanie. Że przez to go stracisz.
 -Nie powinniśmy.-odzywa się w końcu, a kiedy zbierasz się na odwagę by na niego spojrzeć widzisz jego wzrok utkwiony w podłodze. Dopiero teraz dostrzegasz jak źle wyglądał. 
 -Owszem, ale stało się.-wypowiadasz- I źle się z tym czuje.-wzdychasz ciężko
 -Sophie, ja... nie wiem co mam ci powiedzieć.-w końcu patrzy na ciebie- Zależy mi na tobie i od dawna jesteś dla mnie kimś więcej.-kompletnie rozbraja cię swoją szczerością- Ale wiem też, że ty tego nie czujesz.
 -To nie tak.-kręcisz głową- Thomas, po prostu... nie czuję się gotowa. By była to właśnie ta chwila. Dużo kosztowało mnie odejście Tedda. Wiem, że byłeś przy mnie i naprawdę nie potrafię wyrazić swojej wdzięczności. Ale to za szybko.-mówisz- Jesteś dla mnie okropnie ważny i ciężko mi wyobrazić swoje życie bez ciebie, ale nie mogę.-mówisz czując łzy w oczach- Nie mogę ci dać niczego więcej w obecnej chwili. I nie wiem czy kiedyś będę potrafiła.-czujesz pojedynczą łzę spływającą po policzku- Tak bardzo cię przepraszam..-rozklejasz się
 -Nie masz za co.-odpowiada- Jakoś to przeżyję.-kiwa głową kompletnie nie ujawniając emocji- Mogłem to przewidzieć.
 -Thomas..-patrzysz na niego- To co się wydarzyło nie było dla mnie bez znaczenia.-przymykasz oczy
 -Ale nie możesz dać "więcej", rozumiem.
 -Nie chciałam cię zranić.-wzdychasz- Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym sprawić zawód, ale właśnie to zrobiłam.-ciągniesz- Mam za sobą najbardziej porąbany rok w życiu. Dopiero niedawno tak naprawdę wyszłam na prostą.-spoglądasz nieśmiało w jego kierunku- Każde z nas ma swój świat. Mój jest w Wheaton z Avą. Twój gdzieś w Europie. Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego, bez takiego bagażu. Bo jesteś cudownym facetem i naprawdę żałuję, że w tym momencie nie mogę być więcej niż przyjaciółką. Ale chyba po prostu tak miało być.
 -Szkoda, że takim kosztem.-mówi smutno
 -Przepraszam.-pociągasz nosem- Zepsułam to wszystko.
 -Nie mów tak.-odpowiada ci otacza cię ramieniem- To co do ciebie czuje nie zniknęło Phi. Wciąż bardzo mi na tobie zależy mała, ale na razie potrzebuję chwili z dala od ciebie. Żeby jakoś poukładać to wszystko.-dodaje- I to co się stało, to nie tylko twoja wina. To nasza wspólna porażka.-opierasz głowę o jego ramię, bo czujesz, że to rozstanie będzie o wiele bardziej kosztowne niż to, które miało miejsce kilkanaście miesięcy temu, gdy żył Tedd. Między wasz wkradło się wiele niepotrzebnych emocji. No i niestety sprawdziło się stare porzekadło mówiące o tym, iż przyjaźń damsko-męska nie ma prawa się sprawdzić na dłuższą metę.
 Wiedziałaś, że to wasze pożegnanie. Może żadne z was nie określiło tego takim mianem, ale doskonale zdawaliście sobie z tego sprawę. Ciężko ci było wyobrazić sobie swoje życie bez niego, ale wiedziałaś, że była to słuszna decyzja. Skoro nie potrafiłaś w tej chwili spojrzeć na niego, jak na kogoś więcej jak przyjaciela, to nie mogłaś wymagać, aby wciąż był blisko. Doskonale wiedziałaś ile to będzie go kosztować, więc musiałaś pozwolić mu odejść. Nawet jeśli serce ci krwawiło, to tak należało zrobić. Bo nie mógł przecież czekać. Gdzieś na świecie czekała na niego kobieta, która pokocha go całym sercem i da mu szczęście. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy.
 Dlatego też wyjechałaś z Chicago. Nie mogłaś udawać, że między wami wszystko było w porządku. Bo nie było i możliwe, że nie będzie. Jaimie skłamałaś, że dzwoniła Karen, iż Ava jest chora. Na żadne inne kłamstwo nie było cię stać. Choć i tak musiało być dość marne, bo widziałaś w jej oczach, iż nie do końca wierzy twoim słowom. Nie byłaś gotowa by się z nią zmierzyć. Na pewno nie teraz. Zadzwoniłaś, więc do Sephanie. Nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu po ciebie przyjechała. Wiedziałaś, że będziesz jej musiała o wszystkim powiedzieć. Jednak najpierw czekała was podróż do Wheaton.
 Byłaś kompletną mieszanką emocji. Z trudem panowałaś nad łzami cisnącymi się do oczu. Już po chwili poczułaś jak zaczęły wypływać z twoich oczu. Płakałaś bo czułaś, iż coś ważnego skończyło się w twoim życiu. Wiedziałaś, że nie będzie już jak dawniej. Że już prawdopodobnie nigdy nie odzyskasz jego przyjaźni. Musiałaś się zacząć godzić z tym, iż to był naprawdę koniec.
 Steph podrzuciła cię bez słowa do mieszkania i zniknęła. Po chwili jedna stała u progu z całym zestawem kryzysowym w postaci lodów, czekolady i wina.
 -Chodzi o Thomasa, prawda?-pyta niepewnie- Rozmawiałam z Jaimie.-dodaje- Mówiła, że zniknęłaś, a on chodzi struty i nieobecny. Wiem, że mogłaś się krępować rozmawiać z nią na temat jej brata, ale mnie możesz powiedzieć Phi.-ściska twoją dłoń- Trochę ci ulży jeśli tylko wyrzucisz to z siebie.
 Więc zaczęłaś mówić. Słowa wychodziły z twoich ust samowolnie. Tak samo jak łzy z twoich oczu. Steph nie przerywała ci, ściskała cię pokrzepiająco za dłoń i z przejęciem wsłuchiwała się w twoje słowa.
 -Och Sophie.-wydusiła z siebie kiedy skończyłaś swoją opowieść- Życie to jednak podła suka.-dodaje ściskając cię- Dlaczego wy po prosu nie mogliście być razem, bez żadnych porąbanych przeszkód?
 -Nie wiem Steph.-mówisz cicho- Jestem na siebie zła, że nie potrafię.-łkasz
 -Przecież to nie twoja wina.-przeczy- Nie możesz z tym nic zrobić, czas musi po prostu zaleczyć wszystkie rany.
 -Ale znowu go zraniłam i zawiodłam mimo, że naprawdę był ze mną przez wszystkie trudne miesiące.
 -Założę się, że Thomas nie oczekiwał niczego w zamian. Był wtedy z tobą, bo cię szczerze kochał i wiedział, że go potrzebujesz. Do tej pory trzymał jakoś na wodzy te uczucia, ale w końcu nie był w stanie. Gdyby tylko minęło więcej czasu...-przygryza wargę
 -Straciłam go. Z wielkiej trójki przyjaciół nie pozostało już nic. Tylko ogromny smutek i żal.-wzdychasz żałośnie
 -Nie zasłużyliście na to po tym, co przeszliście.-przytula cię- Jeszcze będzie dobrze Soph. Nie wiem kiedy, ale wiem, że mam rację. Słońce w końcu wyjdzie.
 Długo ci zajęło dojście do siebie. Naprawdę nie sądziłaś, że dotknie cię to do żywego. Snułaś się jak cień po domu. Nawet zabawy z Avą nie sprawiały ci tak wiele radości jak zawsze. Nie rozmawiałaś od wesela ani z Jaimie ani tym bardziej z Thomasem. Chciałaś z nią porozmawiać, ale za nic nie potrafiłaś się do tego zebrać. Bo co miałabyś jej powiedzieć? Że najpierw przespałaś się z jej bratem, a potem dałaś mu kosza? Byłaś niemal pewna, że była na ciebie wściekła. Miała do tego zupełne prawo. Bo ty sama wciąż nie potrafiłaś sobie wybaczyć. A to było w tym wszystkim najtrudniejsze.
 Wróciłaś na uczelnię. Potrzebowałaś czegoś, by zająć swój umysł. Choć przez dwa dni w tygodniu, bo naprawdę zaczynałaś już wariować. Czas w tym wypadku nie działał kojąco, wręcz przeciwnie. Wciąż czułaś się fatalnie. Choć zewnętrznie wyglądałaś całkiem bez zarzutów, to jednak bolące serce nie dawało zapomnieć.
 -Jaimie.-mówisz zaskoczona, gdy chłodnego listopadowego wieczora wracasz z uniwersytetu, a na schodach dostrzegasz znajomą sylwetkę
 -Czas pogadać Richards. Poważnie porozmawiać.-mówi ze śmiertelnie poważną miną. Kiwasz jedynie głową i wpuszczasz ją do środka. Siadasz na przeciwko niej i nie wiesz nawet jak zacząć tą rozmowę, co jej powiedzieć.
 -Sophie, ja wiem co się stało.-mówi w końcu- Nie od Stephanie.-prostuje- Thomas niedawno powiedział mi o wszystkim.-dodaje ze zbolałą miną- Ja wiedziałam, że ten twój nagły wyjazd to nie była żadna choroba Avy.
 -Przepraszam, że cię okłamałam, ale co miałam ci powiedzieć?-pytasz- Wybacz, ale nie jestem gotowa na związek z twoim bratem, ale zanim mu to powiedziałam to się z nim przespałam?
 -Nie byłam idiotką żeby nie zauważyć oczywistych rzeczy.-wzdycha- Ostrzegałam go. Prosiłam żeby nie naciskał bo może się rozczarować.-dodaje- Boli mnie to. Zwłaszcza, że ludzie których kocham i którzy powinni być razem nie potrafią tego zrobić.
 -Nie jest mi obojętny, ale zrozum. Nie potrafię...
 -Przestań chrzanić.-przerywa ci- Nie da się kochać dwóch osób na raz. Albo wciąż kochasz Tedda i zabawiłaś się kosztem mojego brata bo poczułaś się samotna, albo nie. Czy tak ciężko ci powiedzieć prawdę?-podnosi ton głosu
 -Dobrze.-kiwasz głową- Kocham go, ale.. nie jestem w stanie mu ofiarować części siebie.
 -Sama sobie przeczysz.-kręci głową- Od lat stał w cieniu. Patrzył na ciebie i Tedda, choć krwawiło mu serce, że to nie on jest na jego miejscu. Był przy tobie i pozwolił wypłakiwać w rękaw, gdy opłakiwałaś jego stratę. Czekał pieprzone szesnaście lat by usłyszeć, że nie jesteś gotowa. Tuż po tym jak uprawiałaś z nim seks.Jeśli nie jesteś teraz, to nigdy nie będziesz i kompletnie zmarnowałaś mu kawał życia. I nie udawaj, że nie widziałaś, że cię kocha. Nie jesteś aż tak głupia.
 -Po co tak naprawdę przyszłaś Jaimie? Żeby sobie ulżyć? Proszę bardzo.
 -Nie, przyszłam dowiedzieć się prawdy.-odpowiada- Ale najwyraźniej straciłam tylko czas.-mówi gniewnie- Nie łudź się, że on będzie wciąż na każde twoje skinienie. Zbyt długo czekał.-dodaje- Przyjaźnie, przyjaźniami, ale to mój brat i wybacz, ale to po jego stronie będę stać. Niczyjej innej.
 Tym sposobem straciłaś dwoje przyjaciół. Bo od tamtego spotkania Jaimie nie odezwała się ani słowem. Nawet, gdy przypadkiem spotkałaś ją na mieście, zachowywała się jak obca ci osoba. Bolało cię to, ale po części rozumiałaś jej zachowanie. Była siostrą naprawdę związaną ze swoim bratem i tak samo jak on przeżywała całą tą sytuację. Musiałaś jakoś przełknąć tą gorzką pigułkę.
 Święta Dziękczynienia czy Bożego Narodzenia minęły dość szybko i bez zbędnych fajerwerków. O ile te pierwsze spędziliście z rodziną w Wheaton, to grudniowe świętowanie miało miejsce w Kanadzie. Nie oponowałaś temu pomysłowi, potrzebowałaś jakiejś zmiany. Ava miała już pół roku i była zupełną duszą towarzystwa. Co za tym szło, robiła najwięcej szumu i zamieszania wokół siebie. Nie byłaś pewna po kim odziedziczyła tą cechę, jednak serce rosło, gdy widziałaś jak duża już jest.
 -Jak samopoczucie skarbie?-pyta Karen podając ci kubek gorącej czekolady
 -Sama nie wiem.-wzruszasz ramionami- W ogóle nie czuję tych świąt.
 -Tęsknisz za nimi.-stwierdza
 -Chyba sobie na to zasłużyłam.-podciągasz kolana pod brodę
 -Wiesz, życie bywa przewrotne.
 -Co masz na myśli?-pytasz
 -My z twoim ojcem też się przyjaźniliśmy, dawno temu.-mówi- Był kolegą mojego starszego brata. Byliśmy nawet parą gdy byłam w szkole średniej, ale wtedy twój ojciec dostał się do szkoły w Stanach i wyjechał. Straciliśmy kontakt. Od mojego brata dowiedziałam się, że się ożenił i ma dziecko. To był dla mnie policzek. Dwa lata mi zajęło zanim się pozbierałam. W międzyczasie byłam zaręczona, planowałam ślub. Ale tuż przed nim mój narzeczony zdradził mnie ze swoją przyjaciółką i znów byłam sama. Miałam prawie trzydzieści lat i byłam sama. Dość frustrujące.-komentuje- Wtedy zupełnie przypadkiem spotkałam w Toronto twojego ojca. Upłynęło tyle czasu, że wszelkie spory i waśnie były wspomnieniem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Od słowa do słowa, okazało się, że jego małżeństwo było kompletną klapą, a my wciąż potrafimy ze sobą rozmawiać. Po kolejnych spotkaniach postanowiliśmy wykorzystać kolejną szansę od losu i tym razem jej nie zmarnowaliśmy.-mówi- Nie chcę ci w ten sposób pokazać, że to rodzinne u was, ale to, że w życiu po burzy, wychodzi słońce. I tak będzie u ciebie.-uśmiecha się- Jesteś młodą i piękną kobietą, całe życie przed tobą. Nie wiesz co ono przyniesie. Więc nie można się od razu skazywać na wieczny smutek i potępienie.
 -Tylko, że na razie ciężko szukać pozytywów.
 -Wiem skarbie.-uśmiecha się pokrzepiająco- Ale będzie lepiej. Ten gość na górze w końcu nagrodzi twoją cierpliwość. I mam nadzieję, że nastąpi to o wiele szybciej niż w moim przypadku.
 -Nie wiem Karen, nie chcę się rozczarować i czekać na niestworzone rzeczy.-wzdychasz- Co ma być, to będzie. Mam Avę, Steph i was, musi wystarczyć.-uśmiechasz się
 Nie wiesz jak będą wyglądać następne miesiące twojego życia, ale obiecujesz sobie jedno. Przestaniesz tkwić w tym martwym punkcie i rozpaczy. Życie musi toczyć się dalej, niezależnie od tego, jak bardzo cię dotychczas skopało.

~*~
Teraz pewnie nastąpi lincz Sophie albo mój :D No, ale jak wiecie, u mnie nie może być zbyt prosto i kolorowo. Rozdział dość gorzki, przyznam, że momentami sama byłam bliska łez (wiem, głupia ja ;p)
Między Sophie i Thomasem się posypało, przy okazji też z Jaimie i mini katastrofa gotowa!
Co będzie dalej? O tym niebawem ;)
Ściskam ♥
PS. Wiem, że trochę przeciągnęłam, ale nie zostawiajcie mnie, już bliżej jak dalej do końca! :)





sobota, 15 października 2016

#siedemnaście


 Po oficjalnej części nadeszła pora na zabawę. Jej wstępem był czarujący pierwszy taniec państwa młodych do przeboju Bryana Adamsa. Po tym zdarzeniu wszyscy goście weselni zajęli swoje miejsca i po drobnym poczęstunku parkiet zaczął się zapełniać tańczącymi parami.
 -Przepraszam, że to tyle trwało.-mówi Thomas kiedy w końcu pojawia się w twoim polu widzenia
 -No w końcu nie musimy robić za opiekę.-wtrąca Jaimie, po czym znika na parkiecie w objęciach swojego dzisiejszego towarzysza
 -To normalne, że jako drużba masz obowiązki.
 -Gorzej ode mnie ma i tak Patrick, który jest tym głównym.-śmieje się- A teraz pozwól, że cię porwę do tańca.-podaje ci swoją dłoń, którą ujmujesz i w pełni oddajecie się tańcu. Dookoła znajdowała się cała masa ludzi, których w zasadzie nie znałaś. Co prawda kojarzyłaś parę osób z rodziny Thomasa, jednak w całym morzu zaproszonych gości była to tylko mała kropla. Nie mogłaś też ukryć, iż fakt, że jest tu niemal cała jego rodzina, która z całą pewnością zwracała także uwagę na was, wcale cię nie obchodził. Doskonale wiedziałaś jak to wyglądało z boku i już sobie wyobrażałaś wszelkie opinie kochanych cioteczek, które każdy miał w swojej rodzinie. Jednak nie mogłaś się dziś tym przejmować. Zamierzałaś się po prostu dobrze bawić. 
 -Wspominałem ci już, że wyglądasz dzisiaj zjawiskowo?-szepcze ci na ucho w czasie tańca
 -Tak, ale możesz to powtórzyć.-chichoczesz
 -Cóż, wyglądasz dzisiaj zjawiskowo Sophie.-uśmiecha się
 -Dziękuję, starałam się wyglądać choć w połowie tak dobrze, jak twoja siostra.-mówisz rozbawiona
 -No tak, królowa jest tylko jedna.-wtóruje ci- Jednak powiem ci w tajemnicy, że ja osobiście mam inne typy co do najlepiej wyglądającej na tym weselu.
 -Mów dalej.
 -Przyszła ze zdecydowanie najprzystojniejszym drużbą, a czerwony to absolutnie jej kolor.
 -Na pewno mówisz o Janice, która przyszła z najlepszym przyjacielem twojego brata.-śmiejesz się
 -Jest blondynką.-krzywi się
 -I co z tego, twoja siostra też nią jest.-zauważasz
 -Wolę brunetki.
 -Powinieneś powiedzieć o tym na uczelni, myślę, że wzrosłaby liczba tego koloru włosów.
 -Wciąż nie byłbym zbyt zainteresowany, zwłaszcza, że niedługo znowu wyjeżdżam.-mówi obracając cię dookoła własnej osi w czasie tańca. Niestety przerywa wam jeden z drużbów wzywający Thomasa do obowiązków. Tym sposobem lądujesz przy stoliku obok Jaimie. A ta, postawiła sobie dzisiaj za cel upicia cię. Była to twoja pierwsza impreza od ponad roku, na której mogłaś skosztować alkoholu. Nie to, że miałaś w planach się totalnie upić. Nie karmiłaś już Avy, więc mogłaś sobie dziś pozwolić na przyjemności, których dotychczas musiałaś sobie odmawiać. 
 -On ewidentnie z tobą flirtował.
 -Co?-dopytujesz
 -Mój brat cię podrywa Sophie i robi to zdecydowanie zbyt śmiało jak na tą waszą przyjaźń.
 -Daj spokój.-mówisz upijając napój
 -O nie, dzisiaj nie będzie spokoju!-zarządza- Masz prawie dwadzieścia trzy lata Phi, pora pobawić się jak dwudziestotrzylatki-mówi podekscytowana po czym podsuwa ci pod nos kolorowego drinka. Nie podarowała ci dopóki nie wypiłaś choć połowy zawartości szklanki. W międzyczasie powrócił Thomas, który wedle tradycji, musiał jako drużba wznosić toast za zdrowie młodej pary. Nie mógł także odmówić swojemu przyjacielowi czy samej Jaimie. Więc po tym przerywniku wszyscy ponownie udaliście się w kierunku parkietu. 
 -Tommy!-rzuca starsza kobieta w kierunku twojego partnera
 -Cześć ciociu.-uśmiecha się serdecznie- Sophie to moja ciocia Marie, siostra mojej mamy. Ciociu to właśnie jest Sophie.-przedstawia was
 -Och, twoja mama mówiła, że jesteś piękną i uroczą kobietą, ale nie spodziewałam się, że aż tak.-unosi kąciki ust ku górze- Zdecydowanie ładnie razem wyglądacie.-kiwa głową- Jak tak was widziałam razem to się zastanawiam kiedy kolejne wesele w rodzinie, co?-szturcha Thomasa
 -Spokojnie, jeszcze nie skończyło się jedno.-studzi jej zapał
 -Ale jak coś, to pamiętaj o kochanej cioci, tak?-mówi kobieta- I pilnuj Sophie jak oka w głowie bo taka dziewczyna to skarb.-dodaje, a ty czujesz, że twoje policzki przybrały kolor adekwatny do barwy twojej kreacji. Thomas patrzy na ciebie rozbawiony po czym wyciąga cię z powrotem na parkiet, w kierunku bawiących się Jaimie i Jamesa. Po kolejnych długich minutach spędzonych na zabawie zostajecie z Jamesem sami, gdyż wasi towarzysze zostali wezwani do zabawiania rodziny i gości. Miałaś więc okazję do dłuższej rozmowy z towarzyszem twojej przyjaciółki. Musiałaś stwierdzić, iż naprawdę wiele ich różniło i przez chwilę zastanawiałaś się nawet jakim cudem oni są razem, ale przecież miłość nie wybierała. A razem wyglądali naprawdę dobrze. Widziałaś, że Jaimie była z nim szczęśliwa, więc mogłaś ich po prostu dopingować. 
 Kiedy tylko dopadła was panna Jaeschke nie mogłaś wywinąć się od kolejnego drinka. Zaczynałaś mieć poważne podejrzenia, iż miała w planach upicie cię. Po pięciu minutach byłaś już tego niemalże pewna.
 -Jaimie, doskonale wiem, że zamierzasz mnie upić.-ściągasz brwi- I wcale mi się to nie podoba.
 -Twój rycerz na białym koniu przepadł, więc nie masz żadnej obrony.
 -Doskonale wiesz, że mam słabą głowę i że kolejny drink może się źle skończyć. Zwłaszcza, że nie miałam w ustach alkoholu od ponad roku.
 -Tym bardziej powinnyśmy to uczcić!-rzuca uradowana
 -O nie, sama sobie to czcij, idę się przewietrzyć.-przewracasz oczami i odchodzisz od stołu. Wychodzisz na zewnątrz żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Byłaś zdecydowanie za mało asertywna. Już dawno powinnaś powiedzieć stanowcze "nie". A tymczasem naprawdę szumiało ci w głowie. Stałaś dłuższą chwilę wpatrując się w blask księżyca, dopóki nie poczułaś jak ktoś zarzuca ci na ramiona marynarkę.
 -Przed chwilą prawie dostałem zawału.-mówi- Moja wspaniała siostra powiedziała, że uciekłaś w popłochu.
 -Oczywiście jej uwierzyłeś?
 -Przez chwilę owszem bo nie mogłem cię nigdzie dojrzeć.-kiwa głową
 -Uciekłam, ale od niej.-śmiejesz się- Chce mnie usilnie doprowadzić do stanu nieważkości.-jęczysz
 -Jeśli cię pocieszę, to nie tylko ciebie.-śmieje się cicho stając tuż za tobą- Ach no i jeszcze jedno.-mówi tuż przy twoim uchu- Wszystkiego najlepszego Phi.
 -Szczerze mówiąc to zapomniałam.
 -Tak myślałem.-uśmiecha się po czym przytula cię. W niemal tej samej chwili podskakujesz z przerażenia bo nagle rozległ się głośny dźwięk wystrzeliwanych fajerwerków. Byłaś tak zaaferowana samą sobą, że nawet nie zauważyłaś, gdy wokół zebrało się pełno ludzi, podziwiających to widowisko. Oczywiście nie mogło zabraknąć Jaimie, która z szerokim uśmiechem patrzyła w waszym kierunku. Dopiero po kilku minutach dopadła was i wykrzyczała ci do ucha urodzinowe życzenia.
 Po pokazie sztucznych ogni wszyscy goście powrócili do środka, aby kontynuować zabawę. Wy także uczyniliście to samo.
 -Atmosferę między wami można ciąć nożem, jest tak gęsta.-rzuca James, kiedy tylko Jaimie zaciąga swojego brata do tańca, a tym samym ty lądujesz w objęciach partnera przyjaciółki
 -Nie wygłasza się opinii w stanie nietrzeźwości.
 -Nie jestem zbyt nietrzeźwy.-zauważa- Na pewno lepiej się trzymam jak wasza trójka.-śmieje się
 -Tobie Jaimie wciąż nie dolewa.-wzdychasz
 -Ona to robi celowo.-odpowiada ci twój rozmówca- Założyła się ze Stephanie, że to zrobi, a ja chyba nie powinienem był tego mówić.-śmieje się- Ale nie mogę już patrzeć jak cię męczy.
 -Nie wiem co ty w niej widzisz, ale to okropna paskuda.-mówisz- Tylko jej tego nie powtarzaj. Raczej nie powinnam tego mówić. Zwłaszcza, że wciąż jestem pod obserwacją.-chichoczesz
 -Wiesz, ta obserwacja tyczy się nie tylko ciebie.-kiwa głową w kierunku Thomasa i Jaimie, a ty momentalnie dostrzegasz ich spojrzenia- Więc chyba nie możemy się za dobrze bawić wspólnie.
 -Daję im dwie minuty aż się tu zjawią i będzie odbijany.
 -Zazdrość to drugie imię w tej rodzinie.-śmieje się James, a już po chwili wedle waszych przewidywań następuje zmiana partnerów. Na sali w jednej chwili rozbrzmiewają wolne rytmy "Always" Bon Jovi i wszyscy zwalniają. Przez chwilę zatrzymujesz wzrok na przyjaciółce. Może i byłaś na nią zła o zakład i jego usilną realizację, ale musiałaś przyznać, że kompletnie przepadła. Widziałaś jak patrzyła na Jamesa oraz to, jak on patrzył na nią. I naprawdę jej po cichu zazdrościłaś. Zazdrościłaś bo miała kogoś kogo kochała tak blisko, bez zbędnych życiowych komplikacji. Nie wiedziałaś czy wypity alkohol tak na ciebie działa i wprawiał w takie myślenie. Zwłaszcza, że naprawdę zaczęłaś rozważać słowa Jamesa. I kiedy tylko przeniosłaś wzrok na swojego tanecznego partnera zaczynałaś dostrzegać w tym cień prawdy. Wcześniej nie zauważałaś fakt, iż byliście bardzo blisko. Nie tylko w tańcu, choć i tu dzieliły was milimetry. Alkohol prawdopodobnie utrudniał racjonalne myślenie. Innego wyjaśnienia nie widziałaś. A może nie chciałaś widzieć?
 -Ktoś tu jest pijany.
 -Nie mniej niż ty.-zauważasz wciąż patrząc mu prosto w oczy
 -Tym bardziej czuję się jak na studniówce.
 -Nawet Jaimie, tak samo jak wtedy robiła za monitoring.-chichoczesz
 -To powinien być jej zawód, ciągłe swatanie nas i podglądanie.-uśmiecha się
 -Musi być bardzo zawiedziona.
 -Cóż, nie wydaje mi się.-odpowiada
 -To znaczy?
 -Patrząc na nas z jej perspektywy to wiesz jak to wygląda.-wzrusza ramionami
 -Zdaję sobie sprawę.-kiwasz głową- No bo ciężko przeoczyć co najmniej pięciu osób z twojej rodziny pytały ile jesteśmy razem albo kiedy ślub.-chichoczesz
 -Przepraszam za to.
 -Jakoś przeżyłam, najwyżej spłonę w piekle za kłamstwo.
 -A co im powiedziałaś?-dopytuje
 -Że czekam na oświadczyny.-żartujesz
 -To mnie wkopałaś.-mówi rozbawiony po czym wykonujesz efektowny piruet. Tym sposobem kończycie taniec zdecydowanie za blisko siebie. Przez chwilę żadne z was nie wykonuje gwałtownego ruchu. Kiedy patrzycie na siebie przez dłuższy moment, niemal wiesz co za chwilę może nastąpić. Ten moment przerywa jednak starszy brat Thomasa, proszący go na chwilę. Z nadmiaru emocji powędrowałaś w kierunku Jaimie, która chytrze podstawiła ci pod nos kolejną szklankę z kolorowym drinkiem. I tym sposobem poczułaś się totalnie pijana. Niezbyt odpowiedzialnie jak na matkę, co?
 -Za chwilę szósta, idę spać.-ziewa siarczyście Jaimie- Ile można siedzieć na weselu.
 -I upijać ludzi.-żartuje James
 -No co, to w dobrej intencji, to znaczy ku szczęśliwej drodze Jasona.-odpowiada mu- Dobra koniec bo nie wiem co mówię.-powiadamia was po czym wraz ze swoim towarzyszem opuszczają salę. Także i wy podążacie ich krokiem. Mimo wszystko obydwoje byliście już naprawdę zmęczeni wszelkimi wydarzeniami tego dnia. Pewnie dlatego nie zauważyłaś, iż trzymasz Thomasa za rękę i patrzysz na niego od dłuższej chwili.
 -Mam dla ciebie prezent urodzinowy, więc musisz wstąpić do mnie.-rzuca, a ty bez słowa idziesz po prostu za nim- Nie pamiętam czy składałem ci życzenia, pewnie tak, ale wszystkiego najlepszego dla najpiękniejszej i najwspanialszej dziewczyny jaką znam.-mówi wręczając ci podarek
 -Mów mi tak dalej.-chichoczesz wciąż czując buzujący we krwi alkohol po czym zabierasz się za nieporadne otwieranie prezentu. Widząc w pudełku absolutnie piękną bransoletkę przytulasz go w geście podzięki. Zaskakujesz siebie samą i całujesz go w policzek. Naprawdę przestawałaś kontrolować swoje ruchy. Bo przestawały być kompatybilne z umysłem. Bo w chwili w której poczułaś jego rękę na policzku naprawdę nie chciałaś żeby przestał. Po prostu stałaś jak urzeczona, w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia.
 -Powiedz nie, a przestanę.-mówi dość nieskładnie opierając swoją głowę o twoją. Nie spotykając protestu z twojej strony zrobił coś, czego zdecydowanie nie powinien robić przyjaciel. Poczułaś bowiem smak jego ust na swoich. Z początku delikatny i nieśmiały, jak gdyby czekając na przyzwolenie. Zupełnie przepadłaś. Pieścił twoje podniebienie swoim językiem, rękami zaś badając fakturę twojej skóry.
 Nie powinniście tego robić. Zdecydowanie należało to przerwać. Ale chyba żadne z was nie potrafiło bo nie myślało zbyt logicznie. Bo z każdą kolejną chwilą pocałunek robił się co raz bardziej zachłanny. Co raz bardziej pożądliwy. A to właśnie popchnęło was do dalszych działań. Bo twoja sukienka leżała na ziemi, tuż obok koszuli Thomasa. Pod wpływem upojenia alkoholowego miałaś w sobie zbyt mało silnej woli by powiedzieć "stop".
 -Sophie, co my...-wysapał w przerwach między pocałunkami także nie potrafiąc przestać. Nie chciałaś myśleć o tym, co będzie rano, gdy otworzysz oczy. Szczerze mówiąc nawet nie byłaś w stanie myśleć. Oddałaś się więc chwili i rozkosznej ekstazie jaka rozniosła się po całym twoim ciele, odbierającej ci tchu. Bo w chwili, w której poczułaś pod sobą materac łóżka, wszystko potoczyło się mimowolnie. Nie wiesz nawet kiedy naga leżałaś z głową na jego torsie starając się unormować oddech. W pokoju słychać było tylko wasze przyśpieszone tchy. Nic poza tym.
 Kiedy po chwili podniosłaś ciężką głowę i spojrzałaś na Thomasa poczułaś się naprawdę kiepsko. I nie chodziło o kaca. Miałaś wyrzuty sumienia. W ciemności nie mogłaś nic wyczytać z jego twarzy. Po prosu przewrócił cię na plecy i czule pocałował.
 -Wiem.-powiedział tylko, jak gdyby czytając w twoich myślach po czym po prostu zasnął. Byłaś zbyt zmęczona, aby jakkolwiek analizować to, co się między wami właśnie wydarzyło. Dlatego też zamknęłaś ciężkie powieki i odpłynęłaś w krainę snu, z nadzieją, że gdy wstaniesz rano, poczujesz się lepiej. Głownie psychicznie. Bo ból głowy spowodowany nadmiernymi ilościami alkoholu miałaś jak w banku.



~*~
Na wstępie przepraszam za nieco dłuższą przerwę. Uczelnia i inne obowiązki troszeczkę mnie pochłonęły, a że i zapasy mi się kurczą to musiałyście poczekać troszkę dłużej. Od dnia dzisiejszego rozdziały będą się raczej pojawiać co dwa tygodnie, oczywiście nie wykluczam, że może się ukazać coś wcześniej :)
Co do samego rozdziału, w końcu macie to, na co pewnie większość z Was tak bardzo czekała, tj. przełom na linii Thomas - Sophie. Nie ręczę, że teraz będzie już z górki. To przed Wami ;)

Ściskam,
wingspiker ♥