niedziela, 23 października 2016

#osiemnaście.

#muzyka

  Łudziłaś się, że to był sen. Naprawdę chciałaś, aby to nie miało miejsca. Przynajmniej nie w tym miejscu i czasie. Bo to nie był jeszcze odpowiedni moment na takie czyby. Jednak, gdy otworzyłaś ciężkie powieki i poczułaś przyjemne ciepło u swojego boku wszelkie twoje nadzieje zostały rozwiane. Nawet przeraźliwy ból głowy był niczym w porównaniu z wydarzeniami minionych godzin. 
 Powoli wyplątałaś się z objęć i usiadłaś na brzegu łóżka. Starałaś się jakkolwiek zebrać myśli. W głowie panował kompletny mętlik i chaos. Ale co mogło tam być skoro przespałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem? Czułaś się naprawdę fatalnie. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jedyne co przyszło ci w obecnej chwili do głowy to pozbieranie swoich rzeczy i opuszczenie jego pokoju zanim się obudzi. Sama nie wiedziałaś na co tym sposobem liczyłaś. Może i obydwoje byliście pijani, ale nie na tyle by tego wszystkiego nie pamiętać. Popatrzyłaś jeszcze przed wyjściem na pogrążonego we śnie Thomasa i po cichu opuściłaś pokój. W mgnieniu oka dotarłaś do tego, zajmowanego przez siebie i wskoczyłaś do łazienki. Potrzebowałaś długiego prysznica i chwili kompletnego wyłączenia się. Kiedy wreszcie opuściłaś pomieszczenie i owinięta w ręcznik weszłaś do pokoju o mało nie dostałaś zawału widząc Jaimie siedzącą na twoim łóżku.
 -Albo miałaś kamienny, pijacki sen albo nie spędziłaś nocy u siebie. Który wariant jest poprawny?-dopytuje
 -Spałam.-gryziesz się w język
 -Więc jak było z Thomasem?
 -Nie rozumiem.-odpowiadasz
 -No na weselu głupku.-przewraca oczami- Czy coś między wami zaszło i chciałabyś mi to powiedzieć?
 -Po pierwsze, nic się nie wydarzyło.-kłamiesz- Po drugie, nie uważasz, że byłoby dość niezręcznie słyszeć takie rzeczy o własnym bracie? To jakby Laureen mówiła ci jak minęła jej noc poślubna z Jasonem.
 -Fu.-krzywi się
 -No właśnie.
 -Czyli nic, a nic?-dopytuje- Kurde, a tak wyglądaliście jakby jednak coś miało pójść do przodu.-wzdycha zrezygnowana
 -A może ty mi coś opowiesz?-starasz się zmienić temat
 -Co ci mam powiedzieć?-chichocze- Zasnęłam ledwo po wejściu do pokoju, oto cała historia.-dodaje- Do tego piekielnie boli mnie głowa.-marudzi rozwalając się na łóżku
 -Wyobraź sobie, że mnie też.
 -Coś takiego.-udaje zdziwioną- Trzeba było pić?
 -Ciężko było się uwolnić od pewnej upierdliwej imprezowiczki.-przewracasz oczami- A teraz idź poszukaj Jamesa czy kogoś innego, potrzebuję prywatności.-wyganiasz ją z pokoju po czym w spokoju rzucasz się na łóżko. Musiałaś skłamać. Nie mogłaś jej przecież powiedzieć prawdy. Przynajmniej do czasu aż porozmawiasz z jej bratem. A musiałaś przyznać, naprawdę się tego bałaś. Co jeśli on będzie chciał więcej? Przecież go zranisz, jeśli już tego nie zrobiłaś. A to bolałoby jeszcze bardziej. 
 Dopiero po chwili wreszcie zmusiłaś się do ubrania się i pomalowania. Wtedy też wędrujesz ku drzwiom w przekonaniu, iż ujrzysz tam dociekliwą Jaimie. Serce ci staje, kiedy widzisz opartego o framugę Thomasa. Bez słowa wpuszczasz go do środka i siadasz na łóżku. Nie potrafisz na niego spojrzeć. Boisz się, że zobaczysz w jego oczach ogromny zawód i rozczarowanie. Że przez to go stracisz.
 -Nie powinniśmy.-odzywa się w końcu, a kiedy zbierasz się na odwagę by na niego spojrzeć widzisz jego wzrok utkwiony w podłodze. Dopiero teraz dostrzegasz jak źle wyglądał. 
 -Owszem, ale stało się.-wypowiadasz- I źle się z tym czuje.-wzdychasz ciężko
 -Sophie, ja... nie wiem co mam ci powiedzieć.-w końcu patrzy na ciebie- Zależy mi na tobie i od dawna jesteś dla mnie kimś więcej.-kompletnie rozbraja cię swoją szczerością- Ale wiem też, że ty tego nie czujesz.
 -To nie tak.-kręcisz głową- Thomas, po prostu... nie czuję się gotowa. By była to właśnie ta chwila. Dużo kosztowało mnie odejście Tedda. Wiem, że byłeś przy mnie i naprawdę nie potrafię wyrazić swojej wdzięczności. Ale to za szybko.-mówisz- Jesteś dla mnie okropnie ważny i ciężko mi wyobrazić swoje życie bez ciebie, ale nie mogę.-mówisz czując łzy w oczach- Nie mogę ci dać niczego więcej w obecnej chwili. I nie wiem czy kiedyś będę potrafiła.-czujesz pojedynczą łzę spływającą po policzku- Tak bardzo cię przepraszam..-rozklejasz się
 -Nie masz za co.-odpowiada- Jakoś to przeżyję.-kiwa głową kompletnie nie ujawniając emocji- Mogłem to przewidzieć.
 -Thomas..-patrzysz na niego- To co się wydarzyło nie było dla mnie bez znaczenia.-przymykasz oczy
 -Ale nie możesz dać "więcej", rozumiem.
 -Nie chciałam cię zranić.-wzdychasz- Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym sprawić zawód, ale właśnie to zrobiłam.-ciągniesz- Mam za sobą najbardziej porąbany rok w życiu. Dopiero niedawno tak naprawdę wyszłam na prostą.-spoglądasz nieśmiało w jego kierunku- Każde z nas ma swój świat. Mój jest w Wheaton z Avą. Twój gdzieś w Europie. Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego, bez takiego bagażu. Bo jesteś cudownym facetem i naprawdę żałuję, że w tym momencie nie mogę być więcej niż przyjaciółką. Ale chyba po prostu tak miało być.
 -Szkoda, że takim kosztem.-mówi smutno
 -Przepraszam.-pociągasz nosem- Zepsułam to wszystko.
 -Nie mów tak.-odpowiada ci otacza cię ramieniem- To co do ciebie czuje nie zniknęło Phi. Wciąż bardzo mi na tobie zależy mała, ale na razie potrzebuję chwili z dala od ciebie. Żeby jakoś poukładać to wszystko.-dodaje- I to co się stało, to nie tylko twoja wina. To nasza wspólna porażka.-opierasz głowę o jego ramię, bo czujesz, że to rozstanie będzie o wiele bardziej kosztowne niż to, które miało miejsce kilkanaście miesięcy temu, gdy żył Tedd. Między wasz wkradło się wiele niepotrzebnych emocji. No i niestety sprawdziło się stare porzekadło mówiące o tym, iż przyjaźń damsko-męska nie ma prawa się sprawdzić na dłuższą metę.
 Wiedziałaś, że to wasze pożegnanie. Może żadne z was nie określiło tego takim mianem, ale doskonale zdawaliście sobie z tego sprawę. Ciężko ci było wyobrazić sobie swoje życie bez niego, ale wiedziałaś, że była to słuszna decyzja. Skoro nie potrafiłaś w tej chwili spojrzeć na niego, jak na kogoś więcej jak przyjaciela, to nie mogłaś wymagać, aby wciąż był blisko. Doskonale wiedziałaś ile to będzie go kosztować, więc musiałaś pozwolić mu odejść. Nawet jeśli serce ci krwawiło, to tak należało zrobić. Bo nie mógł przecież czekać. Gdzieś na świecie czekała na niego kobieta, która pokocha go całym sercem i da mu szczęście. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy.
 Dlatego też wyjechałaś z Chicago. Nie mogłaś udawać, że między wami wszystko było w porządku. Bo nie było i możliwe, że nie będzie. Jaimie skłamałaś, że dzwoniła Karen, iż Ava jest chora. Na żadne inne kłamstwo nie było cię stać. Choć i tak musiało być dość marne, bo widziałaś w jej oczach, iż nie do końca wierzy twoim słowom. Nie byłaś gotowa by się z nią zmierzyć. Na pewno nie teraz. Zadzwoniłaś, więc do Sephanie. Nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu po ciebie przyjechała. Wiedziałaś, że będziesz jej musiała o wszystkim powiedzieć. Jednak najpierw czekała was podróż do Wheaton.
 Byłaś kompletną mieszanką emocji. Z trudem panowałaś nad łzami cisnącymi się do oczu. Już po chwili poczułaś jak zaczęły wypływać z twoich oczu. Płakałaś bo czułaś, iż coś ważnego skończyło się w twoim życiu. Wiedziałaś, że nie będzie już jak dawniej. Że już prawdopodobnie nigdy nie odzyskasz jego przyjaźni. Musiałaś się zacząć godzić z tym, iż to był naprawdę koniec.
 Steph podrzuciła cię bez słowa do mieszkania i zniknęła. Po chwili jedna stała u progu z całym zestawem kryzysowym w postaci lodów, czekolady i wina.
 -Chodzi o Thomasa, prawda?-pyta niepewnie- Rozmawiałam z Jaimie.-dodaje- Mówiła, że zniknęłaś, a on chodzi struty i nieobecny. Wiem, że mogłaś się krępować rozmawiać z nią na temat jej brata, ale mnie możesz powiedzieć Phi.-ściska twoją dłoń- Trochę ci ulży jeśli tylko wyrzucisz to z siebie.
 Więc zaczęłaś mówić. Słowa wychodziły z twoich ust samowolnie. Tak samo jak łzy z twoich oczu. Steph nie przerywała ci, ściskała cię pokrzepiająco za dłoń i z przejęciem wsłuchiwała się w twoje słowa.
 -Och Sophie.-wydusiła z siebie kiedy skończyłaś swoją opowieść- Życie to jednak podła suka.-dodaje ściskając cię- Dlaczego wy po prosu nie mogliście być razem, bez żadnych porąbanych przeszkód?
 -Nie wiem Steph.-mówisz cicho- Jestem na siebie zła, że nie potrafię.-łkasz
 -Przecież to nie twoja wina.-przeczy- Nie możesz z tym nic zrobić, czas musi po prostu zaleczyć wszystkie rany.
 -Ale znowu go zraniłam i zawiodłam mimo, że naprawdę był ze mną przez wszystkie trudne miesiące.
 -Założę się, że Thomas nie oczekiwał niczego w zamian. Był wtedy z tobą, bo cię szczerze kochał i wiedział, że go potrzebujesz. Do tej pory trzymał jakoś na wodzy te uczucia, ale w końcu nie był w stanie. Gdyby tylko minęło więcej czasu...-przygryza wargę
 -Straciłam go. Z wielkiej trójki przyjaciół nie pozostało już nic. Tylko ogromny smutek i żal.-wzdychasz żałośnie
 -Nie zasłużyliście na to po tym, co przeszliście.-przytula cię- Jeszcze będzie dobrze Soph. Nie wiem kiedy, ale wiem, że mam rację. Słońce w końcu wyjdzie.
 Długo ci zajęło dojście do siebie. Naprawdę nie sądziłaś, że dotknie cię to do żywego. Snułaś się jak cień po domu. Nawet zabawy z Avą nie sprawiały ci tak wiele radości jak zawsze. Nie rozmawiałaś od wesela ani z Jaimie ani tym bardziej z Thomasem. Chciałaś z nią porozmawiać, ale za nic nie potrafiłaś się do tego zebrać. Bo co miałabyś jej powiedzieć? Że najpierw przespałaś się z jej bratem, a potem dałaś mu kosza? Byłaś niemal pewna, że była na ciebie wściekła. Miała do tego zupełne prawo. Bo ty sama wciąż nie potrafiłaś sobie wybaczyć. A to było w tym wszystkim najtrudniejsze.
 Wróciłaś na uczelnię. Potrzebowałaś czegoś, by zająć swój umysł. Choć przez dwa dni w tygodniu, bo naprawdę zaczynałaś już wariować. Czas w tym wypadku nie działał kojąco, wręcz przeciwnie. Wciąż czułaś się fatalnie. Choć zewnętrznie wyglądałaś całkiem bez zarzutów, to jednak bolące serce nie dawało zapomnieć.
 -Jaimie.-mówisz zaskoczona, gdy chłodnego listopadowego wieczora wracasz z uniwersytetu, a na schodach dostrzegasz znajomą sylwetkę
 -Czas pogadać Richards. Poważnie porozmawiać.-mówi ze śmiertelnie poważną miną. Kiwasz jedynie głową i wpuszczasz ją do środka. Siadasz na przeciwko niej i nie wiesz nawet jak zacząć tą rozmowę, co jej powiedzieć.
 -Sophie, ja wiem co się stało.-mówi w końcu- Nie od Stephanie.-prostuje- Thomas niedawno powiedział mi o wszystkim.-dodaje ze zbolałą miną- Ja wiedziałam, że ten twój nagły wyjazd to nie była żadna choroba Avy.
 -Przepraszam, że cię okłamałam, ale co miałam ci powiedzieć?-pytasz- Wybacz, ale nie jestem gotowa na związek z twoim bratem, ale zanim mu to powiedziałam to się z nim przespałam?
 -Nie byłam idiotką żeby nie zauważyć oczywistych rzeczy.-wzdycha- Ostrzegałam go. Prosiłam żeby nie naciskał bo może się rozczarować.-dodaje- Boli mnie to. Zwłaszcza, że ludzie których kocham i którzy powinni być razem nie potrafią tego zrobić.
 -Nie jest mi obojętny, ale zrozum. Nie potrafię...
 -Przestań chrzanić.-przerywa ci- Nie da się kochać dwóch osób na raz. Albo wciąż kochasz Tedda i zabawiłaś się kosztem mojego brata bo poczułaś się samotna, albo nie. Czy tak ciężko ci powiedzieć prawdę?-podnosi ton głosu
 -Dobrze.-kiwasz głową- Kocham go, ale.. nie jestem w stanie mu ofiarować części siebie.
 -Sama sobie przeczysz.-kręci głową- Od lat stał w cieniu. Patrzył na ciebie i Tedda, choć krwawiło mu serce, że to nie on jest na jego miejscu. Był przy tobie i pozwolił wypłakiwać w rękaw, gdy opłakiwałaś jego stratę. Czekał pieprzone szesnaście lat by usłyszeć, że nie jesteś gotowa. Tuż po tym jak uprawiałaś z nim seks.Jeśli nie jesteś teraz, to nigdy nie będziesz i kompletnie zmarnowałaś mu kawał życia. I nie udawaj, że nie widziałaś, że cię kocha. Nie jesteś aż tak głupia.
 -Po co tak naprawdę przyszłaś Jaimie? Żeby sobie ulżyć? Proszę bardzo.
 -Nie, przyszłam dowiedzieć się prawdy.-odpowiada- Ale najwyraźniej straciłam tylko czas.-mówi gniewnie- Nie łudź się, że on będzie wciąż na każde twoje skinienie. Zbyt długo czekał.-dodaje- Przyjaźnie, przyjaźniami, ale to mój brat i wybacz, ale to po jego stronie będę stać. Niczyjej innej.
 Tym sposobem straciłaś dwoje przyjaciół. Bo od tamtego spotkania Jaimie nie odezwała się ani słowem. Nawet, gdy przypadkiem spotkałaś ją na mieście, zachowywała się jak obca ci osoba. Bolało cię to, ale po części rozumiałaś jej zachowanie. Była siostrą naprawdę związaną ze swoim bratem i tak samo jak on przeżywała całą tą sytuację. Musiałaś jakoś przełknąć tą gorzką pigułkę.
 Święta Dziękczynienia czy Bożego Narodzenia minęły dość szybko i bez zbędnych fajerwerków. O ile te pierwsze spędziliście z rodziną w Wheaton, to grudniowe świętowanie miało miejsce w Kanadzie. Nie oponowałaś temu pomysłowi, potrzebowałaś jakiejś zmiany. Ava miała już pół roku i była zupełną duszą towarzystwa. Co za tym szło, robiła najwięcej szumu i zamieszania wokół siebie. Nie byłaś pewna po kim odziedziczyła tą cechę, jednak serce rosło, gdy widziałaś jak duża już jest.
 -Jak samopoczucie skarbie?-pyta Karen podając ci kubek gorącej czekolady
 -Sama nie wiem.-wzruszasz ramionami- W ogóle nie czuję tych świąt.
 -Tęsknisz za nimi.-stwierdza
 -Chyba sobie na to zasłużyłam.-podciągasz kolana pod brodę
 -Wiesz, życie bywa przewrotne.
 -Co masz na myśli?-pytasz
 -My z twoim ojcem też się przyjaźniliśmy, dawno temu.-mówi- Był kolegą mojego starszego brata. Byliśmy nawet parą gdy byłam w szkole średniej, ale wtedy twój ojciec dostał się do szkoły w Stanach i wyjechał. Straciliśmy kontakt. Od mojego brata dowiedziałam się, że się ożenił i ma dziecko. To był dla mnie policzek. Dwa lata mi zajęło zanim się pozbierałam. W międzyczasie byłam zaręczona, planowałam ślub. Ale tuż przed nim mój narzeczony zdradził mnie ze swoją przyjaciółką i znów byłam sama. Miałam prawie trzydzieści lat i byłam sama. Dość frustrujące.-komentuje- Wtedy zupełnie przypadkiem spotkałam w Toronto twojego ojca. Upłynęło tyle czasu, że wszelkie spory i waśnie były wspomnieniem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Od słowa do słowa, okazało się, że jego małżeństwo było kompletną klapą, a my wciąż potrafimy ze sobą rozmawiać. Po kolejnych spotkaniach postanowiliśmy wykorzystać kolejną szansę od losu i tym razem jej nie zmarnowaliśmy.-mówi- Nie chcę ci w ten sposób pokazać, że to rodzinne u was, ale to, że w życiu po burzy, wychodzi słońce. I tak będzie u ciebie.-uśmiecha się- Jesteś młodą i piękną kobietą, całe życie przed tobą. Nie wiesz co ono przyniesie. Więc nie można się od razu skazywać na wieczny smutek i potępienie.
 -Tylko, że na razie ciężko szukać pozytywów.
 -Wiem skarbie.-uśmiecha się pokrzepiająco- Ale będzie lepiej. Ten gość na górze w końcu nagrodzi twoją cierpliwość. I mam nadzieję, że nastąpi to o wiele szybciej niż w moim przypadku.
 -Nie wiem Karen, nie chcę się rozczarować i czekać na niestworzone rzeczy.-wzdychasz- Co ma być, to będzie. Mam Avę, Steph i was, musi wystarczyć.-uśmiechasz się
 Nie wiesz jak będą wyglądać następne miesiące twojego życia, ale obiecujesz sobie jedno. Przestaniesz tkwić w tym martwym punkcie i rozpaczy. Życie musi toczyć się dalej, niezależnie od tego, jak bardzo cię dotychczas skopało.

~*~
Teraz pewnie nastąpi lincz Sophie albo mój :D No, ale jak wiecie, u mnie nie może być zbyt prosto i kolorowo. Rozdział dość gorzki, przyznam, że momentami sama byłam bliska łez (wiem, głupia ja ;p)
Między Sophie i Thomasem się posypało, przy okazji też z Jaimie i mini katastrofa gotowa!
Co będzie dalej? O tym niebawem ;)
Ściskam ♥
PS. Wiem, że trochę przeciągnęłam, ale nie zostawiajcie mnie, już bliżej jak dalej do końca! :)





12 komentarzy:

  1. Ja linczować nie będę, bo spodziewałam się, że nie będzie kolorowo. I zasadniczo, nie dziwię się Sophie. Czasami trudno jest ruszyć dalej, zostawiając przeszłość za sobą. Gdybym była na jej miejscu, też miałabym podobne obawy. I też uważałabym, że Thomas zasługuje na kogoś bez takiego bagażu emocjonalnego.
    Aczkolwiek i tak wierzę, że będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem wątpliwości Sophie argumentowane bagażem doświadczeń etc., ale mimo to nie pochwalam jej zachowania, niezależnie od okoliczności w jakich doszło do zbliżenia oraz wyrozumiałości i anielskiej cierpliwości Thomasa, która z pewnością też ma swoje granice. Wiem, że z jej ust nie padły żadne deklaracje ani obietnice, ale mimo wszystko sprawiła, że w Thomasie na pewno zatlił się płomyk nadziei, więc pozbawiając go złudzeń, zraniła go po raz kolejny. To trochę tak, jakby trzymała go na smyczy, ale nie pozwalała się do siebie zbliżyć. Złość Jamie jest jak najbardziej uzasadniona. Ma na wyciągnięcie ręki faceta, który jest jej bezgranicznie oddany i bez wahania przychyliłby jej nieba, ale nie potrafi tego w pełni docenić. Nie mam pojęcia, co jeszcze zaplanowałaś, ale może się tak zdarzyć, że Jaeschke pozna kogoś, kto nie będzie kazał na siebie czekać, a wtedy Sophie może żałować niewykorzystanej szansy, czego oczywiście jej nie życzymy :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Od razu ogromnie Cię kochana przepraszam.
    Nie było moich komentarzy tutaj przez jakiś czas. Brakuje mi czasu ,zdecydowanie. Przepraszam ,przepraszam.
    jest tutaj pięknie, tworzysz magiczną w swej prostocie atmosferę. Piszesz o sytuacji,która tak naprawdę może przytrafić się każdej z nas. I myślę,że dlatego zaczytujemy się w Twoich historiach.
    Sophie boi się zaryzykować,ma wątpliwości. Ale wątpliwości potrafią być nie tylko niszczące,ale również budujące. Mam nadzieję,że pozwolisz naszej głównej bohaterce na tę odrobinę ryzyka.
    Bo każda osoba zasługuje na szansę, tym bardziej osoba,która jest tuż obok przez całe nasze życie.
    Sophie ,zaryzykuj. Zaryzykuj,bo warto . Zaryzykuj,bo jeśli tego nie zrobisz,nie dowiesz się czy Thomas jest tym właściwym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, nic się nie dzieje, są w życiu ważniejsze rzeczy od ff ;)

      Usuń
  4. Ciężko mi się opowiedzieć za którąkolwiek ze stron. Oboje popełnili błąd... To logiczne, że Jaimie broni brata - chyba każda by tak zrobiła (przynajmniej ja, na pewno!). Ale chyba powinna też spojrzeć na to z innej perspektywy - nie koniecznie tej zgodnej z perspektywą zagubionej w świecie uczuć Phi, ale z bardziej obiektywnej. Okay, Thomas jest zakochany, był od dawna. Ale na weselu był również pijany, tak samo jak Phi. Może nie na tyle, by bełkotać i o wszystkim zapomnieć, ale dam sobie rękę obciąć, że gdyby był trzeźwy, to do zbliżenia by nie doszło. Bo mimo wszystko Thomas wiedział, że Stephanie nie czuje się pewnie. Nie spodziewałam się fajerwerków, ale też nie zazdroszczę naszym bohaterom sytuacji, w jakiej się znaleźli. To nie jest łatwe, nie może być. Zastanawia mnie tylko, jak Sophie ma zamiar "ruszyć do przodu"... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam za sobą naprawdę ciężki dzień, trudną rozmowe i jeszcze trudniejsza decyzje i mówię a wejde przeczytam dzisiaj nowy rozdział u ciebie bo pewnie już jest. Czytam i rycze. A to dlatego, że trafiłaś idealnie z tym rozdziałem wpasowując się w moją sytuację życiową. Uczucia, przyjaźń, poświęcenie relacji i odejście. Matko naprawdę ten rozdział do mnie przemówił w stu procentach i megaaa zbliżyłam się teraz do Sophie. Tak naprawdę dopiero teraz ją polubiłam. Myśle, że ją rozumiem.
    Mim wszystko strasznie żal mi Thomasa ;< uwielbiam go i chce by był szczęśliwy. Zachowanie siostry mnie nie zdziwiło, wiadomo rodzina najważniejsza. Popieram.
    Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam że długo nie będzie pięknie :((

    OdpowiedzUsuń