sobota, 1 października 2016

#szesnaście


  Ślub i wesele wypadły naprawdę dobrze. Bawiłaś się wręcz doskonale. Prawdę powiedziawszy nie pamiętałaś już nawet, kiedy ostatnim razem tak było. Możliwe, że właśnie na swojej własnej studniówce, na której przez zbieg okoliczności, także poszłaś z Thomasem. Ten nie odstępował cię niemal na krok. Przez kilka godzin bawiliście się wraz z innymi gośćmi na parkiecie. Udało ci się także podstępem skłonić go do tańca z Jaimie, a co za tym szło, do rozmowy. Z tej okazji miałaś chwilę by pobawić się z Jamesem i resztą jego kolegów z reprezentacji. Nie sądziłaś, że tak wysocy faceci potrafią w większości tak dobrze tańczyć. Oczywiście były wyjątki, takie jak Erik, który zdeptał cię co najmniej dziesięć razy w ciągu dwóch minut, ale z zasady byli naprawdę dobrymi partnerami do tańca. Suma summarum, twoje nogi naprawdę zaczynały odmawiać ci posłuszeństwa. Na dworze było już jasno, a niektórzy wciąż niezmordowani weselnicy nie zamierzali nawet kończyć zabawy. W tym gronie niestety, a może i stety nie było was, gdyż wróciliście w czwórkę do hotelu, naprawdę wykończeni całonocną zabawą. Po kilkugodzinnej regeneracji przyszła kolej na kolejne atrakcje, tym razem w nieco mniejszym gronie. Tym sposobem mogliście skorzystać ze słonecznych promieni tuż nad brzegiem oceanu. Nim się zorientowałaś, część twoich towarzyszy na leżakach odsypiała skutki zabawy. Dlatego też pogrążyłaś się w lekturze magazynu dla pań. W całym tym zamieszaniu zapomniałaś zadzwonić do Karen z pytaniem, czy u nich wszystko w porządku, więc w mgnieniu oka się zreflektowałaś. Z informacją, iż wszystko było w najlepszym porządku mogłaś spędzić kolejne dwadzieścia cztery godziny na Hawajach.
 Po niezwykle udanych czterech dniach, nadszedł czas powrotu do domu. Po cichu żałowałaś, że trwało to tak krótko, jednak okropnie stęskniłaś się za Avą. Kiedy tylko wpadłaś do domu wyściskałaś córkę, która wydawała się być równie podekscytowana twoim powrotem. Byłaś naprawdę wdzięczna Karen za to, iż tak bardzo ci pomagała. Ta kobieta była skarbem i szczerze cieszyłaś się, że twój ojciec na nią trafił. Zasługiwał na szczęście, mimo waszych wcześniejszych relacji. Dopiero jako dorosła kobieta zauważyłaś jak bardzo Carol zakrzywiała twoje zdanie o nim. Był naprawdę kochającym ojcem, a do tego świetnym dziadkiem i naprawdę momentami biłaś się w pierś, że przez tyle lat unikałaś głębszego kontaktu. Dlatego dziękowałaś temu na górze, iż dał ci drugą szansę. A tej nie zamierzałaś zmarnować. Twoja córka zasługiwała by był w jej życiu zarówno dziadek jak i babcia. I wcale nie miałaś tu na myśli Carol, bo ona z całą pewnością nie zasługiwała na ten tytuł.
 -Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?-dopytuje Stephanie, gdy tylko odwiedza cię po twoim powrocie
 -Steph, przecież opowiedziałam ci już wszystko ze trzy razy.-śmiejesz się- Naprawdę było świetnie.
 -O tak.-szczerzy się Jaimie- Gdybyś tylko widziała minę mojego brata jak ją zobaczył w tej szałowej kiecce!-ekscytuje się
 -Mówiłam, że zgłupieje.-chichocze Steph
 -Wesele Jasona będzie chyba gwoździem programu bo już teraz biedaczek nie potrafił patrzeć w innym kierunku.-chichocze
 -Wiecie, że ja tu jestem?-wtrącasz
 -I co z tego?-śmieje się Jaimie- I tak niczego z tego nie potwierdzisz.-dodaje
 -Bo jesteście OKROPNE.-przewracasz oczami
 -To ty jesteś okropna w tym, że udajesz, że nie widzisz oczywistego Sophie.
 -Może nie chcę widzieć..-dodajesz ciszej uciekając wzrokiem
 -Phi?-pyta ciepło Steph
 -Po prostu nie chcę niczego zmieniać, rozumiecie?-mówisz szczerze- Za mało czasu upłynęło odkąd odszedł Tedd. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić bym miała z kimś być. Nie teraz.-kręcisz głową- Więc po prostu mi tego nie utrudniajcie, ok? Muszę swoje po prostu.. odchorować.
 -Ciężko jest to robić, zwłaszcza jak się widzi was dwoje takich.. No wiesz, szczęśliwych i w ogóle.-mówi zakłopotana Jaimie- Ale wiem, że ci ciężko Phi, a ja ci jeszcze dokładam. Potworna ze mnie przyjaciółka.
 -Przez grzeczność nie zaprzeczę.-odpowiadasz
 -No wiesz co, spodziewałam się odpowiedzi w stylu, "no co ty Jaimie, jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie"!
 -Po tym numerze z Jamesem i Thomasem chyba spadłaś w rankingu.-chichocze Steph
 -On by mnie zamordował w innych okolicznościach, a tak nasza kochana przyjaciółka Sophie osłodziła mu tą sytuację, między innymi wrzucając go do wody.-mówi rozbawiona
 -Co?-śmieje się Steph- Czuję, że nie powiedziałaś mi wszystkiego.-zakłada ręce
 -No po prostu on był na mnie zły bo nic mu nie powiedziałam, więc w geście zemsty wrzucił mnie do wody. A że miałam ochotę go za to zamordować, to po prostu też pomogłam mu się wykąpać. Oto cała historia.-mówisz- I nie patrz tak Sephanie, wiem co ci chodzi po głowie.-gromisz ją wzrokiem.
 Jeśli te dwie coś sobie ubzdurały, to naprawdę ciężko im było to wyperswadować. Dlatego też nie zamierzałaś już nawet podejmować z nimi prób negocjacji. Mogły sobie mówić na wasz temat, co tylko chciały. Wiedziałaś swoje. Byliście przyjaciółmi i nic ponad to. Nawet jeśli cokolwiek mogło się komukolwiek wydawać.
 Dopiero po chwili ciszy ze strony Avy zdałaś sobie sprawę jaki dzień miał być jutro. Dla ciebie rok temu zatrzymał się czas. Przez długi czas panowały ciemności. Dopiero niedawno wreszcie z nich wyszłaś, aczkolwiek ta data wciąż przywołuje wszystkie wspomnienia. Bo one wciąż były żywe, niektóre mniej lub bardziej. Na samo wspomnienie miałaś dosłownie łzy w oczach. Bo rok temu straciłaś kogoś ogromnie ważnego. A jego odejście pozostawiło w twoim sercu ogromną wyrwę, która dopiero niedawno przestała krwawić.
 -To już rok.-mówisz do siebie stojąc nazajutrz przy jego nagrobku- Długich dwanaście miesięcy.-wzdychasz, starając się nie rozpłakać. Zbyt mało czasu upłynęło jeszcze byś mogła stać tutaj bez walczenia z emocjami. Kiedy po dłuższej chwili jesteś w końcu gotowa by odejść, wpadasz na Thomasem.
 -Tak myślałem, że cię tu spotkam.-mówi dość cicho
 -Musiałam.-odpowiadasz odwracając wzrok
 -Wiem, ja też.-mówi ze stoickim spokojem po czym zapada cisza. Ponownie walczysz ze sobą, aby tylko nie wybuchnąć płaczem. Twój towarzysz znał cię zbyt dobrze, by nie zauważyć twojego nastroju. Więc po prostu otoczył cię ramieniem, dodając otuchy. Zupełnie jak przed rokiem.
 -Brakuje mi go.-wypowiadasz wreszcie słabym głosem
 -Mnie też Phi.-odpowiada- Najbardziej nie mogę się pogodzić z faktem, że nie zdążyłem się z nim pogodzić. Że rozstaliśmy się w gniewie.
 -Nie mogłeś tego w żaden sposób przewidzieć.
 -Niby tak, ale i tak źle mi z tym.-wzdycha- Na pewno nie zasłużył na to, żeby tak szybko odejść. Zwłaszcza, że zostawił dwie fantastyczne kobiety.
 -Czasu niestety nie cofniemy.
 -Szkoda.-mówi-Ale damy radę Sophie, jakoś musimy. Chociażby dla Tedda-puentuje.
 Musieliście po prostu iść dalej. To jedyne co mogliście zrobić. Tedd z całą pewnością nie chciałby żebyście wciąż tkwili w martwym punkcie i go opłakiwali.
 Kolejne dni upłynęły dość spokojnie. Mimowolnie zbliżała się data kolejnego wesela, na jakie miałaś pójść z Thomasem. Słowo klucz, miałaś. Niestety Ava pokrzyżowała nieco twoje plany. Zaczęła kaszleć, w nocy napędzając ci niezłego strachu bo miała dość wysoką gorączkę. Skończyło się na wizycie na pogotowiu i przypisaniem leków na infekcję. Nie mogłaś przecież zostawić chorego dziecka i pójść się bawić, jaką matką musiałabyś być by to zrobić?
 -Thomas, strasznie cię przepraszam.-mówisz mu
 -Daj spokój, przecież cię rozumiem.-uspokaja cię- Wezmę Jaimie.-uśmiecha się
 -Topór wojenny zakopany?
 -Powiedzmy.-kiwa głową- Dalej nie do końca wybaczyłem jej tą sprawę z Jamesem, ale w końcu to moja siostra, do tego bliźniaczka. Zaraz wesele naszego starszego brata, więc trzeba żyć w zgodzie.-wzrusza ramionami
 -Będzie wniebowzięta.
 -W to nie wątpię, weselem Jasona ekscytuje się chyba bardziej niż sam pan młody.-śmieje się
 -W końcu nie codziennie twój starszy brat się żeni.
 -Niby tak, ale ja nie piszczę z zachwytu na samo wspomnienie o tym.
 -W twoim wykonaniu wyglądałoby to trochę dziwnie, nie sądzisz?-chichoczesz
 -Nie widziałaś nigdy piszczącego z zachwytu dwumetrowego faceta?
 -Wiesz, nie specjalnie.-kiwasz głową- Ale od razu uprzedzę, nie zamierzam tego widzieć.
 -Załatwione.-śmieje się.
 I tym sposobem spędziłaś weekend opiekując się chorym dzieckiem. Jaimie wedle waszych przewidywań była niezmiernie szczęśliwa z udziału w kolejnym weselu. W ramach podzięki otrzymałaś niemal relację na żywo. Musiałaś przyznać, że już dawno się tak nie uśmiałaś. Bo Jaimie mimo wypitego alkoholu, wciąż nie zapominała o wysyłaniu ci zdjęć czy filmików. Prawdopodobnie spali się ze śmiechu jak zobaczy niektóre z nich, ale nie zamierzałaś jej przerywać. Dopiero rano, gdy wróciła do normalnego toku rozumowanie zaczęła cię błagać o usunięcie wszystkiego, co wysłała ci po północy. Tego się właśnie spodziewałaś, aczkolwiek nie zamierzałaś jej pozwolić na tak szybkie załatwienie sprawy.
 -Więc wracasz na uczelnię?-pyta Steph
 -Jeśli teraz nie wrócę, to nigdy tego nie zrobię, a został mi ostatni rok.
 -Co z Avą?
 -Będę studiować zaocznie, więc w weekendy pomocni będą dziadkowie.-odpowiadasz- Steph, to jest jedyna rzecz jaką mogę zrobić dla siebie, ale i dla niej. Mając jakieś wykształcenie prędzej znajdę jakąś porządną pracę i jakkolwiek zapewnię jej życie na przyzwoitym poziomie. Sama wiesz.
 -Wiem, ja skończyłam uczelnię i od razu wcisnęli mnie do korporacji.-śmieje się- I trochę się słabo czuję, że cię zostawiam.-krzywi się
 -Nie możesz patrzeć na mnie, praca w Chicago to dla ciebie ogromna szansa.-mówisz jej- A do Wheaton nie jest wcale tak daleko.-uśmiechasz się
 -No wiem, ale zaraz wszyscy wyjedziemy. Może powinnaś...
 -O nie.-przerywasz jej- Macie swoje życie i pora się z tym pogodzić. Nie zamierzam nikomu się pakować w nie z butami. Z resztą mam Avę i to jej dobro muszę mieć na względzie.
 -Sophie, jesteś świetną matką, mówił ci ktoś o tym?-pyta- Prawda maleńka?-zwraca się do twojej córki, która zdecydowanie polubiła przesiadywanie na jej rękach. Sama tak do końca nie wiedziałaś kiedy to się stało, że twoja córka miała już blisko pięć miesięcy. Rosła i zmieniała się każdego dnia na twoich oczach. Była twoim oczkiem w głowie i naprawdę nie potrafiłaś wyobrazić sobie twojego życia bez tego małego człowieczka. Czasami bywało okropnie ciężko. Miałaś momentami dość wstawania w nocy. Jednak nie chciałabyś zamienić tego na nic innego. Wbrew twoim obawom, macierzyństwo było naprawdę przyjemne.
 -To już naprawdę ostatni raz.-mówisz
 -Sophie skarbie, uspokój się.-uśmiecha się twój ojciec- Zasługujesz na chwilę dla siebie, więc się nie martw, dziadek da sobie radę ze swoją królewną, a ty się baw dobrze.
 Nie było dane wam dłużej porozmawiać, bo do środka wpadł huragan Jaimie i w jednej chwili porwał cię do samochodu. Jako, że cała uroczystość odbywała się w Chicago, więc po kilkudziesięciu minutach jazdy zameldowałyście się w hotelu. Tam ledwie zdołałaś wrzucić swoje rzeczy do pokoju, a już zostałaś wyciągnięta przez tą szaloną kobietę, na maraton po kosmetyczkach i fryzjerach.
 -Ma wyglądać jak absolutne milion dolarów żeby rzucić mojego brata na kolana.-rzuca zadowolona Jaimie w kierunku kosmetyczki, a ta zabiera się do pracy. Musiałaś przyznać, że naprawdę podobał ci się efekt finalny, a spodziewałaś się, że ujrzysz coś o wiele gorszego. Nie było przesady, jakiej mogłaś się spodziewać po rekomendacji Jaimie. Także i ona była zadowolona z pracy makijażystki, więc czekało was tylko i aż układanie fryzury. To nie zajęło zbyt wiele czasu, więc miałyście jeszcze dużo czasu do ceremonii.
 -Co jak ten gamoń nie przyjdzie? Albo Laurel ucieknie sprzed ołtarza?-panikowała
 -Uspokój się, dlaczego masz takie czarne myśli?
 -Bo to stresujące!-rzuca- No i gdzie jest mój drugi głupkowaty brat.
 -Podejrzewam, że z Jamesem.
 -Dobrze podejrzewasz, ale miał tu być pięć minut temu!-lamentuje- Jako druhna i drużba musimy być wcześniej.
 -Jaimie uspokój się, weź głęboki wdech i wydech.-starasz się ją uspokoić- Możemy pójść ich poszukać, ok?
 Naprawdę chyba nigdy nie widziałaś jej tak zestresowanej. Nawet wszelkie szkolne i uczelniane egzaminy nie wyzwalały w niej aż tyle emocji. Nie zdziwiłaś się, więc, gdy pognała niemal biegiem w kierunku pokoju swojego brata. Dotarłaś tam dopiero po chwili i na wstępie ujrzałaś rozbawionego Jamesa i krzyczącą na swojego brata Jaimie. Ten wydawał się nie słuchać, bo jego wzrok utkwiony był w tobie.
 -A teraz nawet mnie nie słuchasz!-wybucha Jaimie- Ja wiem, że Sophie wygląda zjawiskowo, ale skup się.
 -Jaimie panikaro, uspokój się.-odpowiada jej- Przecież świat się nie kończy, Jason po prostu się żeni.
 -PO PROSTU?
 -Chyba powinien wziąć w tajemnicy ten ślub, przynajmniej miałabyś z głowy stres.-śmieje się
 -Głupszego pomysłu w życiu nie słyszałam.-przewraca oczami
 -Czy ty zawsze musisz robić taki dramat z niczego?
 -Po prostu przeżywam fakt, iż mój starszy brat się żeni.-boczy się
 -Jaimie, dla mnie to też jest wielkie wydarzenie, ale błagam cię. Postaraj się trochę mniej uzewnętrzniać twoje przeżycia bo James zaraz ucieknie w popłochu. I tak jestem zdziwiony, że tyle z tobą wytrzymał.
 -Głupek.-mówi dając brat kuksańca
 -Jak już skończyliście to tylko chciałbym wam powiedzieć, że jesteście prawie spóźnieni.-wtrąca się James
 -Mówiłam!-rzuca Jaimie- My idziemy, a wy dwoje nie spoufalać się za bardzo, będę was obserwować.
 Ledwo wypuściła te słowa z ust, a już ciągnęła swojego brata ku wyjściu. Widząc jego rozbawienie całą sytuacją wraz z Jamesem skwitowaliście to śmiechem.
 Po chwili rozmowy z partnerem Jaimie, przyszedł czas także na was. Kiedy tylko przybyliście na miejsce, niemal natychmiastowo zostaliście namierzeni przez szaloną druhnę. Ku jej niezadowoleniu nie miała czasu żeby się do was udać, bo rozpoczęła się ceremonia. A ta miała naprawdę piękną oprawę, tuż nad jeziorem Michigan. Zarówno Laureen jak i Jason wyglądali na poruszonych, ale i niezwykle szczęśliwych. Każda z czterech druhen niemal płakała. Nawet w oczach Jaimie pojawiły się ogniki.
 Już po kilku dłuższych minutach przyszedł czas na kontynuowanie zabawy. A na tą wszyscy w zasadzie czekali.
~*~
Tym razem rozdział publikowany już z Krakowa. Od poniedziałku wkraczam oficjalnie w
szeregi studentów UJ :D (Tak, musiałam się pochwalić!)
Wiem, że wszystkie czekacie na jakiś rozwój akcji między Thomasem i Phi, ale jak widzicie, jeszcze chwilkę musicie poczekać :P Wiem, okropna jestem ;)
Nie przedłużając, życzę miłego weekendu i nadchodzącego tygodnia ♥

12 komentarzy:

  1. Nie dziwię się Phi, że uważa, że jest za wcześnie na jakikolwiek związek z Thomasem. To aż rok i tylko rok od śmierci jej ukochanego. Czas leczy rany, ale jednak nie tak szybko. Chociaż mimo to czekam na momenty :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Sophie i Thomas zapewne wybawili się za wszystkie czasy na tylu weselach naraz! :P Aż sama chciałabym pójść na jakieś bo dawno nie byłam.
    Z tego, co powiedziała Sophie wnioskuję, że nie przekreśla zupełnie możliwości bliższej relacji z Thomasem, ale najzwyczajniej w świecie potrzebuje więcej czasu, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Rok to nadal niewiele i rany nie zdołały się jeszcze zabliźnić.
    Cieszy mnie również niezmiernie, że Phi tak dobrze odnalazła się w roli matki. Ava na pewno wprowadziła do jej życia trochę słońca.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. UJ? boooże dziewczyno ale ci zazdroszczę i gratuluje oczywiście! jaki kierunek?
    zazdroszczę też Sophie tych wszystkich wesel, ja uwielbiam ten klimat, tańce przez całą noc i rodzina w komplecie w jednym pomieszczeniu
    myslałam, że może na którymś z tych wesel Thomas się upije i wyzna swoje uczucia
    naprawdę chce ich już razem <3 pasują do siebie tak bardzo
    czekam co dalej wymyślisz, weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Powodzenia na studiach raz jeszcze :)
    Były zabawy na weselach, była pierwsza choroba Avy, to może jednak teraz przyśpieszysz akcję w kierunku, na który wszystkie czekamy? :P Dużo weny moja droga, nie zapominaj o nas w ferworze nauki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj. A ja tu wciąż nie dotarłam. Przepraszam obiecuję że to naprawie jak dorwe w ręce komputer. Tak na szybko to teraz mi to do głowy przyszło. Poczytałabym coś o Jamesie. Luźna sugestia

    OdpowiedzUsuń
  6. Można wiedzieć co ta za piosenka w tle? :)

    OdpowiedzUsuń