sobota, 24 września 2016

#piętnaście.

#muzyka.

 Sama nie wiesz kiedy minęły równe dwa miesiące, odkąd Ava była z tobą. Straciłaś chyba rachubę czasu przez fakt, iż każdy kolejny dzień przypominał ci poprzedni. W twoje życie wkradła się niesamowita monotonia.W nocy wstawałaś trzy razy o tych samych porach, niczym w zegarku. W ciągu dnia zależnie od nastroju swojej córki, albo zajmowałaś się nią albo obowiązkami domowymi. Oczywiście twoi bliscy starali się cię odciążyć, jednak mieli też swoje życie i swoje sprawy na głowie. Choć i tak momentami uważałaś, iż za bardzo się w to wszystko angażowali. Zwłaszcza twój ojciec i Karen. Nie mogłaś dopuścić do tego, by ich własne dzieci  poczuły się przez nich pominięte. Dlatego też kazałaś im troszeczkę przystopować i zabrać dzieciaki na krótkie wakacje. Stephanie w ciągu tygodnia odbywała staż w Chicago, więc nie widywałyście się za często. Jaimie jak to ona, korzystała w pełni z wakacji, co rusz przysyłając ci kartki z różnych stron świata. Thomas oczywiście zajęty był graniem w reprezentacji, z którą także dużo podróżował. Co prawda zostałaś sama z Avą, ale wszyscy zgodnie utrzymywali z tobą kontakt i nie miałaś nawet chwili by poczuć się osamotniona. Córka była twoim prawdziwym oczkiem w głowie i zupełnie skupiałaś się na jej wychowaniu. Każdego dnia widziałaś jak się zmienia, jak rośnie i staje się co raz bardziej podobna do ciebie. Sama byś nie pomyślała, że taki mały człowiek może dać tak wiele radości. Nawet jeśli zmusza cię do wstawania w nocy i czasem krzyczy, płacze niemal przez cały dzień. Kochałaś tą brązowooką dziewczynkę całym swoim sercem. Bywało ciężko, ale wystarczył jej jeden uśmiech i wszelkie negatywne emocje odchodziły. W dniu, w którym się urodziła, obiecałaś sobie, że zrobisz wszystko, aby być dla niej jak najlepszą matką. By nie powielić błędów Carol. Bo tego właśnie bałaś się najbardziej. Że pewnego dnia twoja córka powie ci proso w twarz, iż tak naprawdę nie miała żadnego z rodziców. A tego byś chyba nie zniosła. Wystarczyło, iż twoje życie było zniszczone przez kobietę, która nie potrafiła być ci matką, a co mówić o zastąpieniu obydwu rodziców. Bo mimo wszystko, człowiek potrzebuje w swoim życiu takich instytucji jak matka czy ojciec. Czasem niezależnie od tego ile ma lat, potrzebuje przytulić się do mamy czy poczuć rodzicielskie wsparcie.
 -Dzień dobry pani Connor.-mówisz zaskoczona, gdy spotykasz matkę Tedd'a
 -Witaj Sophie.-odpowiada chłodno omiatając wzrokiem wózek- Ile już ma?
 -Skończyła dwa miesiące w zeszłym tygodniu.-odpowiadasz kobiecie
 -Różne rzeczy słyszałam na temat ojca.
 -W większości nieprawdziwe.-wzdychasz- Zdaję sobie sprawę co mogą mówić ludzie i jak to wygląda, ale nie okłamałbym państwa.
 -Są rzeczy, w które czasem ciężko uwierzyć.-uśmiecha się ironicznie- Więc ja osobiście nie zamierzam przykładać ręki i nawet sobie nie myśl o jakichś roszczeniach względem nas. Nie interesujesz nas ani ty, ani twoje dziecko.
 -Nie chciałam nic w ten sposób uzyskać, uznałam po prosu, że wypadałoby żeby państwo wiedzieli. To już nie moja sprawa co z tym zrobicie.
 -Cieszę się, że się rozumiemy.-ironizujesz po czym bez słowa wymija cię i rusza przed siebie. Nie mogłaś powiedzieć, że jej słowa cię nie poruszyły. Byłaś osobą, która bardzo przeżywała opinie innych, zwłaszcza taką. Choć nie oczekiwałaś od niej zupełnie niczego, to naprawdę dotknęły cię jej słowa. Ciężko ci było przyjąć do wiadomości fakt, iż ta kobieta naprawdę cię nienawidziła. Przez to nie potrafiłaś sobie znaleźć miejsca i snułaś się po mieszkaniu, analizując to wszystko.
 -Cóż, matka Tedd'a zawsze była wredna, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia.-wzdycha Thomas, który korzystając z chwili wolnego wpadł w odwiedziny
 -Może sobie zasłużyłam?
 -Przestań Phi, jesteś ostatnią osobą na tym świecie, która powinna usłyszeć takie słowa.-starał się podnieść cię na duchu- No dalej, rozchmurz się, wychodzimy.
 Nie byłby sobą, gdyby nie udałoby mu się wyciągnąć z ciebie uśmiechu. Był naprawdę nieliczną osobą, która wiedziała jak do ciebie dotrzeć, gdy miałaś gorsze chwile. Ba, był jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że płakałaś ze śmiechu, podczas gdy chwilę temu byłaś kompletnie przybita. Tym razem powodzeniem zakończyła się misja, w czasie której wybraliście się do lodziarni, do której chodziliście jako małe dzieci. Po tej słodkiej przyjemności skorzystaliście z pogody i wybraliście się na spacer. Gdyby ktoś popatrzył na was z boku, zdecydowanie mógłby stwierdzić, iż byliście szczęśliwymi rodzicami. Taki scenariusz na pewno popierałaby Jaimie. Zwłaszcza, że wciąż się łudziła, iż wasza dwójka wyjdzie poza ramy przyjaźni. Naprawdę uwielbiałaś Thomasa i ceniłaś każdą spędzoną z nim chwilę, ale był dla ciebie na tą chwilę tylko i wyłącznie najlepszym przyjacielem.
 -No nie wierzę, kogo ja widzę!
 -Cześć Phil.-witasz się z dawnym kolegą z czasów szkoły średniej
 -Kopę lat, co?-uśmiecha się
 -Zdecydowanie.-odpowiada twój towarzysz- Co tu robisz?
 -Wpadłem na ślub kuzynki.-mówi- Wy rozumiem też wizytacja w starym, poczciwym Wheaton?
 -Tak jakby tu mieszkamy.-śmiejesz się
 -No tak, poza graniem w Europie trzeba mieć jakiś dom.-kiwa głową- Swoją drogą nie jestem nawet zdziwiony, że widzę was dwoje z wózkiem.-uśmiecha się- To było wiadome jeszcze od podstawówki.
 -Nie przesadzajmy.-wtrąca Thomas
 -Ani trochę nie przesadzam, wszyscy wiedzieli, że tak skończycie.-śmieje się- A co u Jaimie?
 Tym sposobem zeszło wam na rozmowie kolejne piętnaście minut. Z całą pewnością konwersacja mogłaby trwać dalej bo Phil był bardzo kontaktowym człowiekiem, jednak Ava musiała o sobie przypomnieć i zmusiła was do pożegnania się ze znajomym. Thomas odprowadził was do domu po czym udał się na spotkanie ze znajomymi. Żadne z was nie zamierzało poprawiać Phila bo nie chcieliście mu tłumaczyć tej całej, dość skomplikowanej sytuacji. Po prostu nie miałaś ochoty wyjaśniać niemal obcym osobom, że byli w błędzie i kto tak naprawdę był ojcem twojego dziecka. Dlatego po prostu puszczałaś to mimo uszu.
 Za parę dni nastąpiła zmiana warty, gdyż Wheaton opuścił Thomas, a z wakacji powrócił twój ojciec z rodziną. Skorzystałaś z ich chęci opieki nad Avą i wybrałaś się do Chiacago, żeby odwiedzić Steph.
 -Przygotowana na trzy szalone imprezy?
 -W zasadzie to nie.-wzruszasz ramionami
 -Naprawdę liczyłaś, że on się rozmyśli?-dopytuje przyjaciółka
 -Po prostu nie rozumiem dlaczego chce zabrać mnie, a nie jakąś ekstra dziewczynę, która mu się podoba?
 -Może to ty nią jesteś?-uśmiecha się- Posłuchaj Sophie, fakt posiadania przez ciebie dziecka nie czyni cię trędowatą i nieatrakcyjną. Jak szłyśmy ulicą to co najmniej czterech facetów się za tobą obejrzało, więc nie gadaj głupot.-kontynuuje swój wywód- Więc przestań narzekać i idziemy na zakupy. W końcu musisz wyglądać jak milion dolarów.-szczerzy się.
 Tak jak powiedziała Steph, tak też uczyniła. Przez następne godziny biegałyście jak szalone po centrach handlowych w poszukiwaniu odpowiednich kreacji. Jako, że wciąż nie do końca zgubiłaś ciążowe kilogramy to szukałaś kreacji rozkloszowanych. Jako, że pierwsza z uroczystości miała odbyć się na Hawajach, wybrałaś kwiecistą i dość dziewczęcą sukienkę. Na kolejne dwie uroczystości postawiłaś na coś bardziej eleganckiego. Postawiłaś na czerwień, pasującą do twojej karnacji. Oczywiście Steph była zachwycona niemal każdą sukienką jaką przymierzałaś, więc ostateczny wybór należał do ciebie. Już dawno nie spędziłaś tak długich godzin w sklepie. I musiałaś przyznać, że naprawdę ci się podobało. Może też dlatego, iż mogłaś się przez chwilę poczuć jak beztroska dwudziestoparolatka.
 W sumie spędziłaś ze Steph cały weekend, po czym wróciłaś do domu. Niebawem ruszały Igrzyska Olimpijskie, więc z całą rodziną szykowaliście się na emocjonujące dni. Jaimie wraz z najbliższymi udała się do Rio de Janeiro, więc było mniejsze prawdopodobieństwo, iż nie dostaniesz przez nią zawału w czasie transmisji. Oczywiście proponowała ci wspólny wyjazd, ale nie mogłaś zapominać, że jesteś matką. Chciałabyś być ze swoim przyjacielem w tak ważnej dla niego chwili, ale nie mogłaś pozwolić by ojciec i Karen wciąż opiekowali się Avą. Zwłaszcza, że niedługo po igrzyskach wybierałaś się na Hawaje. Dlatego też odmówiłaś. Po cichu może i jej zazdrościłaś bo zawsze chciałaś odwiedzić Brazylię, jednak te plany musiały poczekać.
 Igrzyska nie rozpoczęły się po myśli drużyny Thomasa. Dość niespodziewanie przegrali dwa pierwsze mecze z Kanadą i Włochami. Byli w naprawdę wielkich tarapatach jeśli chodziło o awans. Ze ściśniętym gardłem obserwowałaś ich mecz z gospodarzami, który był decydujący. Na całe szczęście wygrali i tym samym rozpoczęli zwycięską drogę do półfinału. Po pokonaniu w grupie Francji i Meksyku w ćwierćfinale dość gładko pokonali Polaków. Kibicowanie naprawdę ci się udzieliło bo w czasie półfinału z Włochami targały tobą naprawdę wielkie emocje. Zwłaszcza, że reprezentacja USA była dosłownie parę piłek od awansu do finału. Nie wierzyłaś własnym oczom, gdy nagle rozpoczął się piąty set. Po końcowym gwizdku sędziego oznajmiającym, iż w finale zagrają Włosi poczułaś się, jakbyś sama właśnie przegrała. Było ci naprawdę przykro, zwłaszcza, że widziałaś smutne i zatroskane twarze zawodników. Wierzyłaś, że się podniosą. Pierwsze dwa sety spotkania o brąz nie zapowiadały przebudzenia, jakie nastąpiło w trzeciej partii. Ponownie byłaś świadkiem tie-breaka. Oczywiście nie było się bez emocji bo w samej końcówce Rosjanie zaczęli odrabiać straty, jednak ostatecznie brązowy medal wywalczyli twoi rodacy. Cieszyłaś się jak małe dziecko, zwłaszcza, że Thomas spełnił swoje marzenie o olimpijskim medalu. Miałaś okazję porozmawiać chwilę z Jaimie, która szalała ze szczęścia na hali Maracanazinho. Nie zapomniała także wysyłać ci dosłownie każdego zdjęcia jakie zrobiła. Nie mogła także pominąć zdjęcia ze swoim bratem, który odebrał już medal. Byłaś z niego naprawdę dumna i cieszyłaś się razem z nim. Dwa dni później wszyscy powrócili do Wheaton.
 -Jestem naprawdę dumna.-mówisz kiedy spotykasz się z Thomasem- To znaczy, obydwie jesteśmy.-uśmiechasz się trzymając na rękach Avę
 -Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę.-mówi wyraźnie zadowolony- Szkoda tylko, że was tam nie było, ale nie zapomniałem o was dziewczyny.-mówi po czym zostajecie obdarowane upominkami z Rio. Ava była niesamowicie ucieszona z pluszaka, ale jeszcze bardziej przypadł jej do gustu medal, który wpadł w jej ręce. Bałaś się, czy aby na pewno go nie uszkodzi, ale Thomas wziął na siebie pełną odpowiedzialność.
 Nim się wszyscy zorientowaliście nadszedł czas na podróż na Hawaje. Z ciężkim sercem zostawiałaś Avę pod opieką dziadków. Naprawdę nie lubiłaś się z nią rozstawać, nawet na chwilę, więc zastanawiałaś się jak wytrwasz cztery dni bez tego małego człowieka.
 W samolocie przypadło ci niechlubne miejsce koło Jaimie, która non stop gadała. Nie było to żadną nowością, ale szczerze mówiąc, nie miałaś ochoty słuchać o tym, jak bardzo podekscytowana była weselem. Oczywiście wpadłaś też w środek konfliktu między Thomasem, a Jaimie. Bowiem ten w końcu dowiedział się, że jego siostra wybiera się na ślub z jego najlepszym kumplem. A fakt ten, nie mógł obejść się bez kłótni. Sama znalazłaś się między młotem, a kowadłem bo z jednej strony przyjaźniłaś się z Jaimie i wiedziałaś o tym fakcie, jednak mimo wieloletniej relacji z Thomasem, nic mu nie powiedziałaś. Naprawdę źle czułaś się z faktem, że był zły. Między innymi na ciebie. Może i mówił, że tak nie jest, ale zbyt dobrze go znałaś.
 -Długo jeszcze będziesz się gniewał?-pytasz
 -Nie wiem.-odpowiada obojętnie
 -Thomas, wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale postaw się w mojej sytuacji.-mówisz kiedy siadasz naprzeciwko niego- No dalej, przestań się zachowywać jak obrażona panienka.
 -Obrażona panienka?-powtarza nieco rozbawiony- Phi, jestem wściekły na Jaimie. Nie na ciebie.
 -Naprawdę próbujesz oszukać kobietę, która zna cię niemal całe życie?
 -No dobra, może troszeczkę byłem zły na ciebie, ale wiem jaka jest moja siostra.-przewraca oczami- A teraz w ramach rozejmu chodźmy na plażę.
 Niezbyt się przejęłaś tym, że tak szybko ci wybaczył zatajenie przed nim faktu, iż Jaimie spotykała się z Jamesem. Stwierdziłaś po prostu, iż szkoda było mu marnować chwil na siedzenie w hotelu, gdy za oknem był widok na piękny ocean.
 -Ja dalej nie wierzę, że wykręcili mi taki numer.-kręci z niedowierzaniem głową
 -Miłość nie wybiera.-wzruszasz ramionami
 -Miała kilka miliardów facetów do wyboru, czy to musiał być mój najlepszy kumpel?-jęczy
 -Ale marudzisz.
 -Wiesz co.-staje nagle- Tak w zasadzie to kłamałem. Dalej jestem trochę zły.-dodaje, a już po chwili przerzuca cię sobie przez ramie i niesie w kierunku wody
 -Puść mnie!-piszczysz bo doskonale wiesz, co za chwilę się stanie- Przysięgam, że jeśli wrzucisz mnie do wody to nie pójdę z tobą na żadne wesele i już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę!-grozisz mu wciąż wierzgając nogami
 -I tak wiem, że to nieprawda.-śmieje się po czym lądujesz cała w wodzie. W tym momencie miałaś ochotę go udusić. Niewiele myśląc, wykorzystałaś element zaskoczenia i już po chwili także i Thomas wylądował w wodzie. Byłaś na niego zła, że właśnie wyglądałaś jak zmokła kura, jednak jego widok, przemoczonego do suchej nitki troszkę osładzał ci tą chwilę. Dopiero kiedy wyszliście z wody zauważyliście, że zyskaliście całkiem niezły tłum gapiów. Trzeba przyznać, że z brzegu mogło to wyglądać dość komicznie. Zwłaszcza chwila, w której blisko dwumetrowy face ląduje w wodzie, za sprawą niższej o trzydzieści centymetrów dziewczyny.
 -Jak dzieci.-wpadacie na Jaimie- Mnie też za karę będziesz próbował utopić?
 -Nie.-odpowiada beznamiętnie po czym ją wymija
 -O Tommy, daj spokój, pogadaj ze mną!-wrzeszczy Jaimie- Phi, pomóż mi. Jesteś jedyną osobą, która może do niego dotrzeć.
 -O nie Jaimie, narobiłaś zamieszania to teraz sama to napraw. Mnie już i tak wystarczająco w to wplątałaś.-odpowiadasz przyjaciółce po czym wracasz do hotelu. Tam spotykasz braci Shoji ze swoimi partnerkami. Niemal natychmiast dostrzegają związek między twoimi aktualnym wyglądem, a Thomasem, który chwilę wcześniej wyglądał podobnie. Po doprowadzeniu się do ładu i porządku korzystasz z ich zaproszenia i spędzasz całkiem sympatycznie wieczór z Megan i Sydney. Już o poranku rozpoczyna się akcja pod tytułem "ślub Micah i Brooke". Jaimie wpada do ciebie już o ósmej i zaciąga cię do siebie. Tym oto sposobem robisz za stylistkę, makijażystkę i fryzjerkę w jednym. Kiedy panna Jaeschke jest wreszcie zadowolona ze swojego wyglądu i zyskuje aprobatę Jamesa, który zjawił się chwilę wcześniej, zajmujesz się sobą. Nie siląc się na żadne przesadne wariacje w makijażu, czy fryzurze, stawiasz na delikatny makijaż i fale na włosach.
 -O ile dolców się założysz, że mój brat nie będzie mógł przestać na ciebie patrzeć?-szturcha cię Jaimie, kiedy schodzicie na dół
 -Głupia jesteś.-przewracasz oczami po czym udajecie się do holu. W nim roiło się już od gości weselnych przyodzianych w kreacje z hawajskimi motywami. Nie zabrakło wśród nich oczywiście siatkarzy, więc dopiero po chwili udało wam się przepchnąć do Jamesa i Thomasa. Ci na szczęście doszli wyraźnie do porozumienia bo w dobrych nastrojach toczyli rozmowę o życiu w Europie. Dopiero po chwili od waszego przybycia zauważyli waszą obecność. Jaimie miała chyba rację, bo Thomas patrzył na ciebie zdecydowanie zbyt długo. A musiałaś przyznać, było to dla ciebie nieco krępujące.
 -Pięknie wyglądasz Sophie.-mówi nieco ciszej
 -Ha, mówiłam!-wykrzykuje nagle Jaimie- Wisisz mi zakupy.
 -Nie zakładałam się z tobą o nic głupku.-prychasz patrząc na nią złowrogo.
 Nie było jednak zbyt wiele czasu na pogaduszki bo wszyscy zebrani goście udali się w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się uroczystość. A ta, trzeba było przyznać, że była absolutnie piękna. Przez chwilę sama byłaś naprawdę wzruszona. Było widać jak bardzo kocha się tych dwoje. Z resztą jak każda dziewczynka marzyłaś o takiej właśnie chwili i w tym momencie dotarło do ciebie, że te dziecięce pragnienia wcale nie umarły wraz z odejściem Tedd'a.

~*~
Wiem, że dalej gonię z akcją, ale tak mi się to rozlazło, że lada moment będzie dwadzieścia epizodów i
 dalej nic nie będzie wiadomo xD Dlatego musiałam zastosować przyśpieszenie, przecież nic
 nie może wiecznie trwać ;)
Wybaczcie jeżeli jeszcze nie dotarłam
na wasze blogi, ale aktualnie jestem w fazie "przeprowadzka" i ostatnimi dniami jestem dość mocno zakręcona. Obiecuję, że jak już tylko się ogarnę, to do Was wpadnę.
Ściskam ♥

12 komentarzy:

  1. Nie czuć wcale, że gonisz z akcją: nadałaś jej taki a nie inny rytm i teraz jest to już normalne dla tego opowiadania, więc przestań w każdym posłowiu za to przepraszać i się tłumaczyć :P
    Rozmowa z matką Tedd'a chyba najmocniej mną wstrząsnęła w tym rozdziale. Rozumiem, że kobieta przeżywa stratę swojego dziecka, ale to już niepoważne, traktować swoją niedoszłą synową jak puszczalską. Ciekawa jestem, czy coś w ich relacji się zmieni - choć nie powiem, jeśli nie, to wcale nie będę z tego powodu płakać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie podoba mi się zachowanie matki Tedd'a. Nie powinna tak traktować Sophie, bo przecież urodziła jej wnuka. I to, że straciła syna nie upoważnia jej do tego, żeby traktować (być może) niedoszłą synową w taki sposób. Mam nadzieję, że będzie tego żałować i przeprosi.
    Co do Thomas'a i samej Phi, mam nadzieję, że między nimi serio coś będzie. I to niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spełnienia marzeń! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Im więcej tym lepiej dla mnie może być i 50 rozdziałów kocham to jak piszesz!
    kocham też Thomasa i Sophie dlatego wciąż cierpie, że nie są razem ;< mam wielka nadzieje, że niedługo coś tam ruszy u nich do przodu
    w końcu z Avą wyglądają we trójke na wzorowa rodzine :D
    a co do matki Tedda to jakaś okropna kobieta, ehhh nie trawie jej ;///
    czekam co dalej wymyślisz, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać, ale 50 na pewno nie dobijemy hah :D <3

      Usuń
  5. Ja tam nie narzekam. Dzieję się, ale nadałaś akcji opowiadania takiej fajnej spójnej płynności. Matka Tedda zdecydowanie obwinia Phi o śmierć syna i dlatego jest taka gorzka. Chamskie, ale to nie dziwi. Taką zadrę z serca bardzo trudno wyrwać i uświadomić sobie, że nasza złość i frustracja nie powinna leżeć w tym miejscu w którym leży. Ślub w hawajskich warunkach. Lekki, bez spiny, mendelsonów i w ogóle. Fajny koncept naprawdę. A na kolegę Jamesa trzeba będzie w tym sezonie w Padwie uważnie patrzeć. Oświeciło ją. Nareszcie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak wiem. Od tego, do zrobienia czegoś z tym pomimo przekonaniu o marnowaniu Thomasowi życia jeszcze chwila. Co nie zmienia faktu, że z przyjemnością będę to dalej śledzić :)

      Usuń
    2. O to chodziło, by było delikatne przejście i spójność :)

      Usuń
  6. Zarówno rozwlekanie akcji, jak i jej przesadne przyspieszanie nie jest dobre, ale myślę, że Tobie udało się znaleźć złoty środek. Jest okej :)
    To okropne, że matka Tedd'a zaczyna zachowywać się jak Carol. Nie musi uwielbiać Sophie, ale niech ma na uwadze, że jej żal i frustrację najbardziej będzie odczuwać Ava. Wystarczy, że już jedna babcia jest dość... specyficzną osobą. A skoro nie wierzy w ojcostwo własnego syna, to niech podda się badaniom na pokrewieństwo.
    Scena w wodzie była urocza. Oni naprawdę do siebie pasują, nie tylko jako przyjaciele, ale nie daję głowy, że sprawisz, iż Sophie zmieni nastawienie do relacji z Thomasem ;)
    No i raz jeszcze, szczerze, choć z opóźnieniem, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, powodzenia na studiach, niech Kraków okaże się przyjazny i oczywiście jak najwięcej zwycięstw Resovii i reprezentacji!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :D
      No i oczywiście pięknie dziękuję ♥

      Usuń