sobota, 17 września 2016

#czternaście.


 Szczerze powiedziawszy miałaś ochotę udusić w tym momencie Jaimie i byłaś naprawdę bliska realizacji tego planu. Dlaczego? Bo panikowała zdecydowanie za bardzo. Oczywiście rozumiałaś powagę sytuacji i nie dziwiłaś się zdenerwowaniu przyjaciółki, ale nie aż takiemu. To ty miałaś za parę chwil rodzić, nie ona. A jej ogromne zdenerwowanie i panika siłą rzeczy zaczęły się udzielać także i tobie. 
 -Jaimie, siedź cicho i się uspokój, nie potrzebnie denerwujesz Sophie.-do akcji wkroczyła jej matka- Pośpiesz się, tylko w granicach zdrowego rozsądku, pamiętaj, że wieziesz z tyłu trzy osoby.-instruowała ją- Sophie, spokojnie, wdech i wydech, nic wielkiego się nie dzieje.-starała się cię uspokoić, co musiałaś przyznać, że działało, w końcu była doświadczoną pielęgniarką i przeżyła niejedną taką sytuację. Chyba tylko dzięki jej chłodnej głowie nie urodziłaś na tylnym siedzeniu bo w chwili w której przekroczyłaś próg oddziału położniczego, twoje skurcze były już naprawdę częste. Nie trzeba było być lekarzem, żeby stwierdzić, że trzeba było niezwłocznie zabrać cię na salę porodową. Zwłaszcza, że w końcu odeszły ci wody.
 Tym sposobem rozpoczęły się prawdopodobnie najdłuższe godziny twojego życia. Pierwsze dwie ciągnęły się w nieskończoność. A już po ich upływie byłaś naprawdę zmęczona. Posłusznie wysłuchiwałaś wszystkich poleceń lekarza i położnej, ale twoja córka za nic nie śpieszyła się z przyjściem na świat. 
 -Bardzo dobrze ci idzie kochana, tak dalej.-motywowała cię pielęgniarka
 -Jak tak dalej pójdzie to ona nie urodzi się do przyszłego roku.-jęczałaś
 -To nie gadaj, tylko przyj.-żartował lekarz, a ty miałaś ochotę zabić go wzrokiem. W ciągu następnych kilku godzin wrzeszczałaś i płakałaś chyba więcej razy niż w ciągu całego swojego życia. Wbrew wszystkim zapewnieniom we wszelkich poradnikach i magazynach dla przyszłych matek, wcale nie czułaś jakby to była najpiękniejsza chwila w twoim życiu. Gotowa byłaś oddać wszystkie pieniądze tego świata, żeby poród wreszcie się skończył. Byłaś kompletnie wykończona, na zupełnym skraju wyczerpania. Nie wiedziałaś jak długo jeszcze dasz radę kontynuować wykonywanie poleceń położnej. I czy w ogóle dasz.
-Sophie, jeszcze tylko raz i będzie po wszystkim. Obiecuję.-starała się wykrzesać z ciebie resztki energii- Wiem, że jesteś wykończona, ale musisz to zrobić i w końcu będziesz mogła odpocząć.
 Nie poszło wcale tak szybko i przyjemnie jak mówiła pielęgniarka. Nie miałaś już kompletnie siły. Marzyłaś jedynie o tym, by ten wysiłek w końcu się skończył i Ava była już na świecie. Nie byłaś pewna ile godzin ci to zajęło, co najmniej dziesięć z pewnością, ale w końcu poczułaś ulgę. Wreszcie usłyszałaś płacz i ujrzałaś swoje maleństwo. Wtedy całe napięcie z ciebie zeszło i poczułaś jak kończyny odmawiają ci współpracy.
 -Gratuluję pani Richards, ma pani zdrową córkę.-uśmiecha się lekarz- Czy mam zawołać kogoś z rodziny?
 -Nie, potrzebuję chwili.. oddechu.-odpowiadasz zgodnie z prawdą, a już po chwili pielęgniarka podała ci tego małego uparciucha, któremu niezbyt śpieszyło się na świat. Kiedy spojrzałaś na nią, łzy momentalnie popłynęły po twoich policzkach strumieniami. Nie tylko cieszyłaś się, że była cała i zdrowa na świecie. Żałowałaś, że w tej chwili nie ma z tobą Tedd'a. Dopiero teraz dotarło do ciebie, że nigdy nie zobaczy swojej córki, a Ava nigdy nie spotka swojego taty. Pewnie rozkleiłabyś się na dobre, gdyby nie pielęgniarka, która zabrała dziecko, a tobie pomogła w zamianie łóżka na nieco bardziej wygodne. Byłaś tak osłabiona, że o mało nie straciłaś przy tym równowagi. Kiedy wreszcie mogłaś się położyć, miałaś ochotę zasnąć i spać przez następny tydzień. Bolał cię niemal każdy centymetr ciała. Mimo to zmusiłaś się do podniesienia się do pozycji siedzącej. Wiedziałaś, że pomimo potwornego zmęczenia, musiałaś zobaczyć się z bliskimi, którzy prawdopodobnie oczekiwali na wizytę.
 -Och Sophie, jesteśmy z ciebie bardzo dumni.-twój ojciec rzucił niezwykle oklepanym tekstem. Widział twoje zmęczenie, więc wraz z Karen spędzili z tobą i Avą dosłownie kilka minut po czym przyszła kolej na kolejną wizytę. Spodziewałaś się, że lada moment ujrzysz w progu Jaimie, ale na pewno nie tego, że pojawi się w asyście swojego brata i Stephanie. Szczerze mówiąc, to kompletnie zapomniałaś, że miał dzisiaj wrócić do domu. 
 -Dłużej się nie dało, co?-mówi na wstępie Jaimie
 -Wybacz, uwijałam się jak mogłam.
 -Szesnaście godzin to niezły wynik.-kiwa głową
 -Co?
 -Żartowałam, dwanaście i pół.-szczerzy się.
 Tak naprawdę nie zdawałaś sobie sprawy, że trwało to aż tak długo. Owszem, miałaś momentami wrażenie, że spędziłaś na sali porodowej całą wieczność, aczkolwiek orientacyjnie obstawiałaś do maksymalnie dziesięciu godzin. Oznaczało to, iż aktualnie było już po północy, a ci ludzie naprawdę czekali prawie trzynaście godzin żeby się z tobą zobaczyć.
 Szczerze powiedziawszy to nie za bardzo kontaktowałaś. Dochodziło do ciebie co trzecie słowo Jaimie, ogromne zmęczenie dawało o sobie znać. Na całe szczęście twoi towarzysze byli w stanie to dostrzec i opuścili salę. Pielęgniarki pozwoliły ci zregenerować siły i na tę noc przygarnęły pod swoją opiekę twoją córkę.
 Oczywiście nie spałaś do południa. Musiałaś przejść kontrolę, czy aby na pewno wszystko było z tobą w porządku, po czym położna przedstawiła ci jak prawidłowo przewijać, ubierać i nosić małą. Musiałaś przyznać, że była to naprawdę przydatna wiedza, bo szczerze bałaś się czy nie zrobisz Avie krzywdy przy jakimś niekontrolowanym ruchu. Na całe szczęście, jak powiedziała położna nie było raczej takiej możliwości, co cię bardzo uspokoiło.
 -Ale ona jest śliczna.-mówi Stephanie, gdy odwiedza cię w okolicach południa- To normalne, że ona ma tyle włosów?
 -Chyba tak, z tego co pamiętam ze zdjęć, też tyle miałam.-odpowiadasz jej
 -A ty jak się czujesz?-pyta z wyraźną troską w głosie
 -Lepiej, trochę odpoczęłam, aczkolwiek dalej jestem jeszcze trochę obolała.
 -W niecałą dobę po porodzie i tak wyglądasz kwitnąco, widziałam na oddziałowym korytarzu bardziej zmarnowane kobiety.-chichocze
 -Uważaj bo uwierzę.-przewracasz oczami. Steph nie spędziła z wami za wiele czasu bo musiała uciekać na uczelnię, więc następne godziny spędziłaś sam na sam z córką. Późnym popołudniem wpadł do ciebie ojciec z Karen. Tak naprawdę sama nie wiesz kiedy zleciał ten dzień. Nim się zorientowałaś, twoja córka miała już dwa dni. Kolejną jej dobę na świecie rozpoczęłyście od bacznej nauki kompania. Co prawda miałaś wrażenie, że zaraz zaśniesz bo Ava wstawała cztery razy w nocy, jednak pielęgniarki twierdziły, że jest wyjątkowo spokojnym dzieckiem. Kiedy wróciłaś z małą do sali, czekała na was niespodziewany gość.
 -Musiałem odespać zmianę czasu.-tłumaczy się
 -Przecież nic nie mówię.-wzruszasz ramionami i przenosisz wzrok na śpiącą Avę
 -Po prostu uznałem, że lepiej będzie sprostować.-odpowiada- Jest do ciebie podobna.-dodaje po chwili- Ma tak samo zadarty nos.
 -Nie mam zadartego nosa.
 -Masz.-śmieje się cicho- Ma nawet taką samą minę jak się denerwuje.-dodaje widząc grymas na twarzy Avy
 -Nie musisz mnie już tak "komplementować".
 -Spokojnie, tak tylko się droczę.-patrzy na ciebie- Hej Phi, co jest?-pyta widząc twoją minę
 -Sama nie wiem.-wzdychasz ciężko- Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak ciężko mi będzie samej poradzić sobie z wychowaniem dziecka. Wiem jak to jest dorastać bez jednego z rodziców i po prostu...-przygryzasz wargę- Żałuję, że go tu nie ma. Powinien tu być.-dodajesz nieco ciszej
 -Nie jesteś sama i nigdy nie będziesz.-mówi- Wiem, że chciałabyś żeby Ava miała ojca i żadne z nas jej go nie zastąpi, ale wiesz, że zawsze ci pomożemy jak tylko będziemy potrafili. Z resztą jestem pewny, że Tedd nie pozwoli żeby jego dwie ukochane dziewczyny były same.-zamyka cię w objęciu- Masz cudowną córkę Sophie i wiem, że będzie tak samo fenomenalną kobietą jak jej mama.-uśmiecha się nieśmiało, a ty w tym momencie możesz jedynie dziękować losowi, że blisko szesnaście lat temu postawił ci go na drodze. Gdyby nie on i jego obecność w ostatnich ciężkich dla ciebie miesiącach, chyba byś nie przetrwała. Miałaś wokół siebie naprawdę wielu wspaniałych ludzi, ale chyba tylko Thomas potrafił być dla ciebie wsparciem i motywacją w naprawdę trudnym okresie w życiu. Nie to, że nie doceniałaś obecności pozostałych. Po prostu znał cię na tyle dobrze, że tylko on mógł wyciągnąć cię z otchłani bólu i rozpaczy po stracie Tedd'a. Słowa chyba nie mogły wyrazić tego, jak bardzo mu wdzięczna byłaś.
 W szpitalu spędziłyście w sumie trzy dni. Naprawdę nie mogłaś się doczekać, aby choć chwilę odpocząć we własnym łóżku. Nie mogłaś niestety tego szybko uczynić, bo w domu spotkałaś cały komitet powitalny na czele z Jaimie. Chyba nigdy nie widziałaś, aby w jednym pomieszczeniu było tyle balonów i koloru różowego. Nie trzeba było wskazywać palcem pomysłodawcy tego przedsięwzięcia.
 -Jaka ona jest mała.-szepcze Jaimie kiedy trzyma na rękach Avę- Na pewno nic jej nie zrobię?
 -Jaimie uspokój się, dziecko nie jest z porcelany.-odpowiadasz jej
 -To strasznie stresujące.-ściąga brwi- To co, zmiana warty?-pyta nagle i niemal wciska Avę w ręce nieco zaskoczonego Thomasa. Musiałaś przyznać, że wyglądał całkiem uroczo z takim maleństwem na rękach. A co najważniejsze, nie panikował tak jak jego siostra, choć naprawdę mógłby. Patrzyłaś na niego jak urzeczona, dopóki nie poczułaś na sobie palącego wzroku Jaimie. Za dobrze ją znałaś, by wiedzieć co właśnie miała w głowie. Jednak nie byłaś gotowa, żeby to rozważać. Jeszcze nie.
 Pierwszy tydzień w domu był naprawdę ciężki. Pomimo pomocy Karen, która zostawała czasami także na noc żeby cię trochę odciążyć, naprawdę byłaś zmęczona. Wiedziałaś, że jeszcze długa droga przed tobą, jednak czasem potrafiłaś zasnąć równocześnie z Avą. Po upływie kolejnego tygodnia było to normą. Dziękowałaś opatrzności za tak opiekuńczych bliskich bo gdyby nie oni, twoja lodówka świeciłaby pustkami, mieszkanie zarosłoby brudem, a sama byś zapominała o jedzeniu.
 -Karen, bez ciebie bym chyba zginęła.-mówisz, gdy ta wchodzi do twojego mieszkania z nową dostawą zakupów spożywczych
 -Daj spokój skarbie.-uśmiecha się- A teraz się zbieraj,ja przypilnuję małej, pora na spacer!
 Tym sposobem opuściłaś dom pierwszy raz od naprawdę paru ładnych dni. Ava akurat usnęła po jedzeniu, więc mogłaś się napawać chwilą. Trwało to oczywiście do czasu. W parku spotkałyście bowiem osobę, o której istnieniu w zasadzie już prawie zapomniałaś.
 -Carol.-rzucasz chłodno
 -Och Sophie, nie wiedziałam, że urodziłaś.-udaje zaskoczoną
 -Cóż, gdybyś się interesowała własną córką, to wiedziałabyś takie rzeczy.-rzucasz
 -Mogę chociaż wiedzieć czy mam wnuczkę czy wnuczka?
 -Wcześniej nie paliłaś się do bycia babcią, wyrzekłaś się mnie nazywając puszczalską dziwką, naprawdę uważasz, że mam ochotę z tobą rozmawiać jakby nic się nie stało?-denerwujesz się
 -Myślę, że to nie najlepszy moment na takie burzliwe rozmowy. Zwłaszcza przy dziecku.-wtrąca Karen- Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć, prawda?-patrzy na Carol, po czym po prostu bez słowa ją mijacie. Byłaś zbyt poruszona tym spotkaniem by w ogóle o nim mówić. Karen musiała to zauważyć bo nie zaczynała tematu. Widziałaś z resztą, że i ona była naprawdę zła. Szczerze mówiąc, nie dziwiłaś się jej. Karen była dla ciebie jak prawdziwa matka i to ona zasłużyła na to, by pewnego dnia usłyszeć z ust Avy słowo "babcia".
 W kolejnych dniach Karen wróciła do pracy, więc w głównej mierze pozostałaś sama na polu bitwy. Oczywiście wraz z ojcem zaglądali do ciebie regularnie, tak samo jak Jaimie i Steph, które mimo nawału obowiązków związanych z uczelnią naprawdę starały się cię wspierać.
 -To kiedy lecisz do Rio?-witasz Thomasa
 -Widzę, że wieści w tej rodzinie rozchodzą się naprawdę szybko.-śmieje się- Jeszcze nie wiem.
 -Jestem z ciebie naprawdę dumna.
 -Jeszcze nie ma z czego, jak pojadę tam i wrócę z medalem, wtedy możesz być dumna.-uśmiecha się nieśmiało
 -W to nie wątpimy, prawda bekso?-przenosisz wzrok na córkę, która tej nocy nie spała zbyt dobrze i marudziła od samego rana
 -Póki jestem mogę dać się wykorzystać i jakoś się nią zająć, a ty sobie trochę odsapniesz i te sprawy. Tak tylko proponuję.-mówi
 -Z chęcią skorzystam, zwłaszcza, że dzisiaj trzymam ją non stop na rękach bo ma słaby dzień.-krzywisz się po czym przekazujesz ją Thomasowi i niemal pędem gnasz do łazienki. Potrzebowałaś spędzić tam dobrych parę minut, bez nasłuchiwania co minutę czy Ava nie płaczę. Oczywiście robiłaś to, ale nie z taką gorliwością, jak gdy byłyście same. Według swoich obliczeń spędziłaś w łazience około kilkunastu minut i nie słyszałaś ani jednego jęku czy żali swojej córki. Korzystając z tej chwili uporządkowałaś nieco w kuchni i sypialni.
 -Może jednak zrezygnujesz z kariery i zostaniesz moją nianią?-mówisz kiedy stajesz w progu salonu i widzisz Avę pogrążoną we śnie
 -Rozważę tą propozycję.-kiwa głową po czym znika na chwilę z twojego pola widzenia i wędruje w kierunku pokoju Avy. Po chwili wraca do salonu i siada obok ciebie.
 -Naprawdę nie chce mi się wierzyć, że wcześniej nie miałeś do czynienia z dziećmi.-kręcisz głową- Chyba ja sama nie potrafię jej tak szybko uśpić.
-Ostatnie dzieci jakie urodziły się u nas w rodzinie trzymałem może minutę na rękach dopóki nie zaczęły płakać.-śmieje się
 -Tym bardziej jestem pełna podziwu.-kiwasz głową
 -W końcu obiecałem ci, że ci pomogę, tak?-patrzy na ciebie
 -Gdyby wszyscy faceci na tym świecie byli tacy jak ty, żyłoby się zdecydowanie lepiej na tej planecie.-mówisz rozbawiona
 -Apropos facetów, mam do ciebie sprawę, a w zasadzie to trzy.
 -Wiedziałam, że ta przysługa ma jakąś cenę.-śmiejesz się
 -Coś za coś.-szczerzy się- Cóż, byłaś kiedyś na Hawajach?
 -Ostatni raz jak byłam jeszcze w podstawówce.-odpowiadasz zgodnie z prawdą- Nie planuję aktualnie wakacji.-dodajesz niemal natychmiast
 -Ja też nie.-uśmiecha się tajemniczo- A co powiedziałabyś na Hawaje pod koniec sierpnia, potem kalifornijskie klimaty, a na koniec w październiku Chicago?
 -Może tak jaśniej?
 -Mam zaproszenia na trzy wesela i chciałbym żebyś ze mną poszła.-odpowiada
 -Ja?-dopytujesz- Czy ty naprawdę nie masz jakichś ładnych koleżanek albo dziewczyny o której nie wiem, z którą mógłbyś się pobawić?
 -Mam ładne koleżanki, właśnie jedną o to pytam.
 -Serio mówisz?-wciąż nie wierzysz w jego propozycję
 -Bardzo serio.-kiwa głową- No dalej Phi, kiedy ostatnio gdzieś ze mną byłaś?
 -Eee na studniówce?
 -Dawno temu.-śmieje się- Z resztą wtedy Tedd nas obydwoje wyrolował, więc nie mieliśmy wyjścia, byliśmy na siebie skazani.
 -No tak. Daisy Spencer i jej tapeta nas do tego zmusiły.
 -Cieszę się, że mnie wystawiła i poszła z Tedd'em.-mówi
 -Czemu?
 -Bo z tobą bawiłem się sto razy lepiej.-uśmiecha się- Więc zgódź się i nie szukaj wymówek w postaci Avy, jestem pewny, że znajdziesz całe grono opiekunek.
 -No dobra Jaeschke, zgadzam się bo zabrałeś mi wszystkie argumenty.-śmiejesz się- Ale jeszcze przemyśl, czy nie wolisz kogoś innego, nie obrażę się.
 -Nie muszę.-szczerzy się, a ty mimo to wciąż nie jesteś przekonana. Ciężko ci było uwierzyć, że taki facet jak on nie miał z kim iść na wesele i że spośród na pewno bardzo licznego grona kandydatek, wybrał akurat ciebie. Nie wiedziałaś co do końca nim kierowało, ale chyba nawet się cieszyłaś. Naprawdę potrzebowałaś chwili oddechu bo ostatnie miesiące były totalnym rollercoasterem. Jednak na ten moment skupiałaś się na Avie, która właśnie domagała się jedzenia.

~*~
Musicie się przyzwyczaić, iż przez najbliższe rozdziały będę nieco podganiać akcję.
Co do samych wydarzeń w rozdziale muszę stwierdzić, iż się dzieje. Nieprawdaż? ;)
No i przepraszam za obsuwę, ale powoli przymierzam się do wyprowadzki
i latam jak szalona po mieście w celu uzupełnieniu braków :)

9 komentarzy:

  1. Thomas, ach Thomas <3
    Poród odbył się bez komplikacji, może nie licząc długości, więc Mała została przywitana na świecie przez liczny komitet powitalny ;) Dobrze, że Sophie może na nich liczyć, tym bardziej, że jak widać, jej matka nadal zachowuje się jakby córka i wnuczka nic dla niej nie znaczyły. A śmieszne próby kontaktu przy przypadkowym spotkaniu tylko to potwierdzają.
    Co do Thomasa, myślę, że zaprosił Soph na te wesela nie dlatego, że nie ma innych koleżanek, tylko dlatego, że to właśnie z nią chciał na nie iść. Zresztą, przecież to oczywiste ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj napisałam u siebie, że czekam co się u ciebie urodzi a tu patrze dzisiaj jest nowy rozdział :D
    Thomas to taki skarb <3 chciałabym takiego
    licze, że na tym weselu coś tam między nimi się stanie, może jakieś wyznania wreszcie padną, jak widać w roli ojca Thomas by się sprawdził
    uwielbiam czytać o ciążach, dzieciach i matkach, więc ten rozdział dla mnie świetny
    czekam co tam dalej jeszcze wymyślisz,dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż trudno uwierzyć, że początkowo Sophie planowała oddać dziecko do adopcji. Uważam, że mimo wielu obaw i trudności, w rolę mamy weszła bardzo dobrze, no i jak zwykle nieoceniona okazała się pomoc najbliższych. Dzięki ich wsparciu samotne macierzyństwo może okazać się znacznie mniej uciążliwe niż zakładała. No i jest jeszcze Thomas, który przecież cały czas stara się być jak najbliżej, jednocześnie nadal będąc o wiele dalej niż by tego chciał. Sophie wciąż utrzymuje "bezpieczny" dystans, dlatego skruszenie wybudowanego przez nią muru może okazać się nie lada wyzwaniem. Na szczęście Jaeschke się nie poddaje, a to najważniejsze :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi tam nie przeszkadza, że przyśpieszasz akcję, a wręcz się z tego cieszę :D
    Wpadam tu na chwilę w przerwie między nauką, bo już mi się niedobrze robi od ciągłego powtarzania wiadomości o cukrzycy, zapaleniu, nadciśnieniu i innych choróbskach.... ale uczyć się muszę, więc komentarz będzie krótki. wybacz.
    Cieszę się, że zarówno Ava jak i Phi dobrze poradziły sobie w trakcie porodu. Bez komplikacji i dodatkowych nerwów. Thomas najwyraźniej przypadł małej do gustu, skoro tak szybko przy nim zasypia :) Czyżby w ten sposób rodziła się przyjaźń? :D Nie wiem, jak ocenić zachowanie Carol. Ta jej czułość jest zbyt lukrowa, ale z drugiej strony w kobietach budzi się chyba coś jak instynkt macierzyński, gdy zostają babciami. Może Carol pójdzie po rozum do głowy i spróbuje poszukać z córką kontaktu na nowo? Jakkolwiek by nie było, na miejscu Phi również byłabym wdzięczna za kogoś w postaci Karen u swego boku. Skarb, nie kobieta.
    Czekam na kolejny, uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze,że ta przyśpieszona akcja nie jest zła :D

      Usuń
  5. Może na tych weselach będzie jakieś przełamanie na linii Phi - Thomas?

    OdpowiedzUsuń