czwartek, 21 lipca 2016

#siedem


  Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułaś się tak, jak czułaś się przez ostatnie dni. Byłaś zarówno psychicznie jak i fizycznie kompletnie rozbita. Chociaż zewnętrznie wyglądałaś trochę lepiej, to jednak w środku wciąż czułaś się martwa. Nie wiedziałaś ile dni minęło już od pogrzebu. Nie chciałaś tego wiedzieć. To byłoby kolejnym powodem do rozpłakania się. A tego już miałaś szczerze dość, bo niczym rasowa aktorka, płakałaś niemal jak na zawołanie. Byłaś naprawdę zmęczona, ale za nic nie potrafiłaś wyrwać się z tego marazmu. Nie pomagały także najbliższe ci osoby. Ciężko ci było zresztą z kimkolwiek rozmawiać, bo w większości spojrzeń, widziałaś współczucie, od którego robiło ci się wręcz niedobrze.
  Chociaż może już wychodziłaś z domu i starałaś się jakoś funkcjonować żeby nie zwariować, to nie mogłaś się przemóc, żeby pójść do domu Tedd'a. Jego rodzice powiedzieli, żebyś przyszła, bo czekało coś na ciebie. Nie byłaś gotowa, aby pójść tam sama. Chyba nie byłabyś w stanie, by przekroczyć próg domu, a już na pewno nie jego pokoju. Na tą chwilę, dla ciebie było to zbyt wiele.
 -Sophie, może wybierzemy się na jakąś szaloną wyprawę?-pyta Stephanie kiedy spędza u ciebie kolejny dzień z rzędu
 -Steph, nie mam nastroju na wycieczki.-wzdychasz cicho przyciągając kolana do klatki piersiowej
 -Nie chodzi mi o jakieś szalone imprezy.-kręci głową- Nie jestem kretynką.-dodaje- Po prostu myślę, że dobrze by ci zrobiła zmiana otoczenia. Trochę dystansu.
 -Wiesz, że nie mogę.-odpowiadasz jej cicho- Mam letni semestr, a potem ostatni rok.
 -Wiem do cholery, ale ty tu zwariujesz Sophie.-mówi sfrustrowana- Już teraz wyglądasz jak własny cień, jesteś okropnie chuda i blada. Po prostu się o ciebie martwię.-ściąga brwi spoglądając na ciebie z niepokojem- Czy ty w ogóle coś jeszcze jesz i śpisz po nocach?
 -I z jednym i z drugi ostatnio ciężko.-odpowiadasz zgodnie z prawdą
 -Myślę, że powinnaś pójść do lekarza Sophie.-mówi wciąż wyraźnie zaniepokojona- Nie chciałabym żebyś się wpędziła w jakąś chorobę i tak masz już dużo zmartwień na głowie.
 -Steph, po prostu muszę to jakoś przejść. To mi minie.
 -Po prostu mi obiecaj, że jeśli nie będzie poprawy to nie będziesz dłużej ze mną walczyć i pójdziesz do lekarza na coś nasennego?
 -Dobra.-kiwasz potulnie głową- Naprawdę doceniam to co dla mnie robisz.-mówisz nieco ciszej- Może tego nie pokazuje bo nie mam ostatnio humoru, ale cieszę się, że jesteś.
 -Jesteś dla mnie jak siostra i nie wyobrażam sobie, żebym była gdzieś indziej.-uśmiecha się delikatnie po czym cię przytula. Jej obecność była dla ciebie naprawdę nieoceniona. Znosiła twoje najróżniejsze humoru i stany emocjonalne. Trwała przy tobie, nawet gdy ją wyganiałaś i jej groziłaś. Dziękowałaś Bogu, że chociaż jej ci nie zabrał. Bo była dla ciebie ogromnym wsparciem i nie byłaś pewna, czy kiedykolwiek będziesz w stanie jej się odwdzięczyć. Z resztą to samo mogłaś powiedzieć o Thomasie. Nawet pomimo faktu, iż aktualnie przebywał z reprezentacją niemal na drugim końcu świata, to i tak mogłaś na niego liczyć. Może i czułaś się trochę jakby zakpił z ciebie los, bo jeszcze niedawno obydwoje stwierdziliście, że lepiej będzie zakończyć waszą przyjaźń, ale dziś nie wyobrażałaś sobie, aby go nie było obok. Naprawdę się do siebie zbliżyliście i był dla ciebie wielkim oparciem. Pewnie gdyby nie on, nie przetrwałabyś pierwszych dni po wiadomości o śmierci Tedd'a. Między innymi dzięki niemu powoli zaczynałaś wychodzić na prostą. Serce dalej krwawiło i pewnie szybko ten stan rzeczy nie ustanie, ale odnalazłaś w sobie wolę, aby żyć. Pomimo wewnętrznego bólu, wiedziałaś, że masz po co dalej żyć. Chciałaś to zrobić, chociażby dla Tedd'a. O to cię przecież prosił w swoim liście.
 -Jak się czuje starszy człowiek spędzający swoje urodziny na drugim końcu świata?-pytasz Thomasa, kiedy dzwoni do ciebie za pośrednictwem Skype'a
 -Fantastycznie, mam ci przypomnieć kto ma za trzy tygodnie urodziny?-pyta z nutą rozbawienia
 -Wszystkiego najlepszego, wygraj ten Puchar Świata i przestań mieć tyle kontuzji, co?
 -Dzięki Sophie, zrobię co w mojej mocy.-uśmiecha się- Mam nadzieję, że jeszcze nie udusiłaś ani Steph ani mojej siostry?
 -Jeszcze nie, ale w zeszłym tygodniu było blisko.
 -To postaraj się tego nie zrobić do czasu, aż wrócę, okej?-pyta
 -Nie mogę obiecać, to zależy jak bardzo będą mnie wkurzać.-boczysz się
 -Jesteś strasznie drażliwa.-ściąga brwi
 -Przejdzie mi, kobiety tak czasem mają.
 -W takim razie chwała niebiosom, że nie mam więcej sióstr.-śmieje się
 -I tak zaraz znowu wyjeżdżasz na koniec świata, nie narzekaj bo będzie ci nas jeszcze bardzo brakować.
 -Europa to nie koniec świata Phi.-odpowiada nieco rozbawiony- Zawsze będziecie mogły wpaść.
 -Wciąż nie zmienia to faktu, że jest daleko.
 -Sophie, nie marudź, wiedziałaś o tym, że wyjeżdżam w zasadzie od maja.
 -Wiem, po prostu uświadomiłam sobie, że będzie mi cię strasznie brakować.-krzywisz się- A biorąc pod uwagę nadopiekuńczość Steph i Jaimie to chyba umrę.
 -Poradzisz sobie, zawsze możesz uciec do Polski.
 -Nie żartuj sobie.-ganisz go wzrokiem
 -Wcale nie żartuję, będziesz naprawdę mile widziana Phi.-uśmiecha się nieśmiało.
  Nie rozmawiacie zbyt długo bo Thomas musiał uciekać na trening, ty za to szykowałaś się do spania. Chociaż w ostatnich tygodniach powinnaś to nazwać przewracaniem się z boku na bok przez całą noc. Nie byłaś pewna, czy w ostatnich tygodniach spałaś dłużej, aniżeli przez godzinę czy półtorej. Za każdym razem kiedy zamykałaś oczy, już po chwili budziłaś się z ogromnym przerażeniem. Nigdy do końca nie pamiętałaś nocnych zjaw, ale mogłaś się tylko domyślać czego dotyczyły. Bo trwały one dokładnie od dnia, w którym zadzwoniła do ciebie matka Tedd'a. Tak naprawdę tylko dwukrotnie udało ci się zasnąć bez problemów i choć trochę się zregenerować. I to dwukrotnie w towarzystwie tej samej osoby. Nie byłaś do końca pewna z czego to wynikało, ale prawdopodobnie z tego, że był niemal jedyną ostoją i bezpieczną przystanią jaka ci pozostała. No przynajmniej do czasu, aż w niedalekiej przyszłości się zakocha i nie będzie cię potrzebował już tak blisko.
 -Rany Phi, wyglądasz okropnie.-krzywi się Jaimie
 -Mi też cię miło widzieć Jaimie.
 -Ale ja mówię serio, wyglądasz ja siedem nieszczęść.-patrzy na ciebie z troską- Idziemy do lekarza.
 -Przestań, potrzebuję tylko trochę czasu żeby do siebie dojść.
 -Sophie, proszę cię, bardzo się o ciebie martwię, z resztą nie tylko ja, po prostu pójdź do tego lekarza i niech ci pomoże, bo nie mogę na ciebie patrzeć w tym stanie.
 -Dobra.-przewracasz oczami
 -Cieszę się, że w końcu udało nam się dojść do porozumienia w tej sprawie.-mówi triumfalnie- Mój brat by mnie chyba zabił gołymi rękami jakby cię zobaczył w takim stanie.
 -Niby za co?-marszczysz czoło
 -Obiecałam, że będę mieć na ciebie oko.
 -Może powinniście mnie oddać do jakiegoś domu opieki?-prychasz
 -Nie denerwuj się, po prostu wszyscy cię kochamy i chcemy ci pomóc.-mówi spokojnie- Tylko musisz nam na to pozwolić, naprawdę chcemy dla ciebie dobrze Phi.
 -Wiem, przepraszam.-wzdychasz- Słabo sypiam i przez to czuję się wypompowana no i  mam beznadziejny humor.
 -Dlatego właśnie chcę cię wysłać do lekarza, ciężko z tobą wytrzymać ostatnio.-chichocze po czym otacza cię ramieniem- Damy radę Phi.-mówi po czym przytula cię, co musi wyglądać dość kuriozalnie bo jest od ciebie o głowę wyższa i jest nieco lepiej zbudowana. Jednak nie przeszkadzało jej to w przytulaniu cię, co robiła ostatnimi czasy dość często, jakby bojąc się, że za chwilę się rozpadniesz. Było to dość szokujące, bo Jaimie nigdy nie była aż tak wylewna jeśli chodziło o okazywanie uczuć. Jednak śmierć Tedd'a wszystkimi z was wstrząsnęła, w mniejszym bądź większym stopniu. Widziałaś to także po Jaimie, która nigdy specjalnie za nim nie przepadała. Po jego odejściu wszystko było inne, na chwilę straciło dawny sens. Nawet ulubione miejsca w mieście, nie były już tak wyjątkowe. Ludzie nagle przestali się śpieszyć. Zwłaszcza ci, którzy go znali. To nie był pierwszy żołnierz z Wheaton, który zginął na służbie, ale pierwszy, który tak bardzo potrafił zjednywać sobie ludzi. Przede wszystkim pierwszy, który odszedł tak młodo i tak nagle. To było najgorsze do przyjęcia. Kiedy widziałaś przypadkiem jego matkę, w niczym nie przypominała dawniej siebie. Nie było już tej pełnej energii i temperamentu kobiety. Nie było już tamtej Evelyn Connor. Była zamknięta w sobie, nieustannie przeżywająca stratę jedynego dziecka kobietą. Kompletnie nie radząca sobie z okolicznościami. Nie dziwiłaś jej się, bo sama ledwo funkcjonowałaś. Jednak jej ból był niewyobrażalnie większy, w końcu była matką. Nie trzeba było słuchać plotek krążących po mieście, mówiących, że jest na silnych antydepresantach. Jej cierpienie było wymalowane na jej umęczonej twarzy. Było ci jej żal, nawet pomimo faktu, iże nie do końca cię akceptowała jako życiową wybrankę swojego syna. To jedyne co mogłaś dla niej zrobić, po prostu jej współczuć.
  -Kiedy masz wyniki badań?-pyta Steph
 -Nie wiem, mają do mnie zadzwonić.-wzruszasz ramionami starając się skoncentrować na meczu w telewizji
 -No mam nadzieję, chociaż muszę przyznać, że lepiej wyglądasz.-przygląda ci się badawczo- Stwierdziłaś, że jednak jedzenie to nie taka zła rzecz?
 -Coś w tym guście.-odpowiadasz zgodnie z prawdą, bo musiałaś przyznać, że ostatnimi czasy choć żywienie powoli wracało do normy. Nie odrzucało cię już od niego, wręcz przeciwnie. Uznałaś to za dobry znak, więc za bardzo cię nie przejmowały wyniki badań, które zrobiłaś niedawno. Wykonałaś je tylko dlatego, żeby Jaimie i Stephanie dały ci spokój.
 -To ile im tego jeszcze zostało?-pyta przyjaciółka
 -Cztery.
 -I kiedy wracają?
 -Dwudziestego czwartego.-odpowiadasz
 -A kiedy ucieka ci do Polski?
 -Pod koniec października.
 -Do kiedy trwa liga w Polsce?-dopytuje
 -Chyba do kwietnia.-wzruszasz ramionami- Co to za wywiad?-mierzysz ją spojrzeniem
 -Zastanawiam się jak wytrwasz pól roku bez niego.
 -Jakoś będę musiała, jest internet. To nie koniec świata.-mówisz nie do końca wierząc w to, co mówisz
 -Niby nie, ale przecież nie jestem głupia i widziałam, że jego obecność naprawdę ci pomaga Sophie.-odpowiada patrząc na ciebie z troską- Może powinnaś rozważyć opcję przerwy?
 -Nie.-mówisz stanowczo- Muszę czymś zająć umysł, a został mi ostatni rok.
 -Tylko ja nie jestem pewna, czy to miejsce pozwoli ci wrócić do siebie.-wzdycha- Sophie, ja wiem, że jest lepiej, ale widzę też, że wciąż cierpisz. Po prostu zastanawiam się, czy zmiana otoczenia chociaż na chwilę, by ci nie pomogła.
 -Nie chcę wyjeżdżać.-odpowiadasz cicho- Na razie nie.
 -Ale...-ciągnie
 -Ale będzie mi go brakować.-wzdychasz ciężko
 -Do przyszłego roku masz prawie spokój z uczelnią bo zaliczyłaś sporo rzeczy latem, powinnaś rozważyć małą wycieczkę do tej strasznej Polski.-chichocze- Słyszałam, że nie jest tam tak okropnie.
 -Może potem się nad tym zastanowię.-mówisz obojętnie kończąc temat, przynajmniej na tę chwilę.
  Na cztery ostatnie mecze reprezentacja USA wygrała trzy, ulegając jedynie Polsce. Był to na tyle dobry rezultat, iż pozwolił im na zwycięstwo w rozgrywkach Pucharu Świata i tym samym, zakwalifikowanie się na igrzyska w Rio. Może nie byłaś wielki znawcą i koneserem tego sportu, ale cieszyłaś się szczęściem Thomasa i jego kolegów. Naprawdę na to zasłużyli.
  Choć odebrałaś wyniki, to nie zgłosiłaś się do lekarza. Szczerze mówiąc nawet ich nie otworzyłaś, bo czułaś się znacznie lepiej, przynajmniej fizycznie. Może nie spałaś o wiele lepiej, ale zdarzało ci się spać przez parę godzin, co było dość znacznym ewenementem, biorąc pod uwagę fakt, iż nie pamiętałaś kiedy ostatnio spałaś dłużej niż kilkadziesiąt minut.
 -Pani Sophie Richards?-słyszysz w telefonie szorstki męski głos
 -Tak, o co chodzi?
 -Z tej strony doktor Ralph Olivier, dzwonię z kliniki z Wheaton.-mówi- Czy odebrała pani wyniki badań?
 -Tak, jakiś czas temu.-potakujesz
 -W ich opisie była prośba o niezwłoczne skonsultowanie się z lekarzem. Czy zrobiła to pani?
 -Eee, w zasadzie to nie otwierałam ich.-mówisz zmieszana- Czuję się lepiej, więc uznałam, że nie ma sensu.
 -Bardzo proszę o umówienie się do doktor Green.
 -Dziękuję za troskę.
 -Proszę podziękować znajomej.-kończy chłodno.
  Nie miałaś pomysłu, która z nich była aż tak upierdliwa, ale w tej chwili miałaś gorszą sprawę na głowie. Czy te wyniki były aż tak słabe, że miałaś nakaz pilnego skonsultowania ich z lekarzem? Czy to możliwe, aby ci cokolwiek dolegało? Nie miałaś zielonego pojęcia, więc po prostu zadzwoniłaś do przychodni i umówiłaś się do wskazanego lekarza.
  Już nazajutrz siedziałaś w poczekalni zastanawiając się, co też właściwie tu robisz. Widząc dookoła pacjentów doktor Green, lub też ich stan nie miałaś pojęcia co tutaj robiłaś. Uznałaś po prostu, że musiało zajść jakiejś nieporozumienie jeśli chodziło o lekarza. Weszłaś, więc do gabinetu, uprzednio odczekawszy na swoją kolej. Przez pierwsze pięć minut byłaś niemal pewna, że to była pomyłka. Jednak z każą kolejną chwilą i kolejnymi słowami lekarki, traciłaś tą pewność. Straciłaś ją całkowicie po wykonaniu kolejnego badania, które zupełnie rozwiało twoje wątpliwości. Nie byłaś tu przypadkiem. To działo się naprawdę. Nie wiedziałaś czy powinnaś histerycznie płakać czy zacząć na siebie wrzeszczeć. Kompletnie nie wierzyłaś w diagnozę, jakąś otrzymałaś od doktor Green. Nawet po wyjściu z jej gabinetu, stałaś otępiała, nie mając pojęcia co robić. Miałaś jedynie dwa wyjścia, choć właściwie tylko jedno brałaś pod uwagę. Wziąć się w garść i stawić temu czoła. Nawet pomimo faktu, iż teraz byłaś okropnie przerażona i skołowana. Wzięłaś głęboko oddech i zadzwoniłaś do Stephanie. Była jedyną osobą, która w tej chwili mogła ci pomóc, a przynajmniej zrozumieć.
 -Steph...-mówisz słabym głosem, walcząc ze sobą, żeby się nie rozpłakać
 -Boże, Sophie, co się dzieje?-pyta przestraszona
 -Byłam u lekarza i...-łamie ci się głos- Przyjedź po mnie, proszę.-niemal szepczesz
 -O matko, zaraz będę!
Czułaś jak słone łzy, spływały po twoich policzkach. Dlaczego kiedy wydawało ci się wreszcie, że stajesz na nogi, życie znowu cię boleśnie doświadczało? Byłaś kompletnie rozbita...

~*~
Na wstępie przepraszam za sporą zwłokę. Ostatni tydzień upłynął mi pod znakiem załatwianiem
 spraw i wizytami w Krakowie. Za to mogę się pochwalić wywiadem dla Polsat Sport przed pierwszym meczem w krakowskim Final Six oraz faktem, iż oficjalnie zostałam studentką Uniwersytetu Jagiellońskiego! :)
Jestem pewna, że część z Was odkryje moje niecne zamiary, więc nie będę komentować :P
Ściskam ♥

14 komentarzy:

  1. Smutny rozdział. Ale jeśli traci się kogoś bliskiego, to jest to naturalne. Mam nadzieję, że naszej bohaterce uda się wyjść na prostą. Prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze smutkiem czyta się o pogrążonej w rozpaczy Sophie, ale to jest coś, przez co po prostu musi przejść, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi. Nie da się z dnia na dzień wrócić do normalnego życia, jeśli traci się kogoś, kogo się kochało i z kim planowało się wspólną przyszłość. Myślę, że Sophie powinna częściej kontaktować się z Thomasem, bo widać, że nawet krótka rozmowa z nim sprawiła, iż przez moment poczuła się lepiej. A jeśli zaś chodzi o niecne zamiary... no cóż, nie będę pisać nic wprost, ale swoją terię mam :P
    Gratuluję dostania się na UJ! Wygląda na to, że od teraz łączy nas nie tylko dzień i miesiąc urodzin, ale i miasto, w którym postanowiłyśmy się zakotwiczyć na czas studiów :) A jaki kierunek wybrałaś, jeżeli można zapytać? :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! My po prostu wiemy, co dobre :D a wybrałam filologię angielską z językiem niemieckim 😊

      Usuń
  3. No i się nie spotkałyśmy. Szkoda. Ej no teraz to jestem i zaskoczona i smutna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyszło :( Chociaż przy tych "tłumach" na hali może gdzieś przypadkiem :p

      Usuń
  4. Gratuluje UJ!
    co do rozdziału to smutny, mocno smutny ale wiadomo jaki okres w życiu ma teraz Sophie :(
    jeśli chodzi o ciaże to oby nie, samotne rodzicielstwo, dziecko bez ojca, przecież ma studia, życie na prawdę dalej jej w kość, oby sie myliła co do jej stanu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Cóż, co do teorii nie będę nic potwierdzać ;)

      Usuń
  5. Na wstępie, wielkie gratulacje za studia! Jagielloński, nonono! Rozgromiłaś tę maturkę! ♥
    Dośc spokojny rozdział, jak na Ciebie, choć pełen bólu. Podejrzewam, że nawet gdybyś nie miała zamiaru dobijać nas kolejną bombą i tak jeszcze dużo czasu minęłoby, nim Phi zupełnie doszłaby do siebie. W końcu straciła człowieka, którego kochała. Tym razem nie jestem pewna, co dla nas szykujesz. Przez chwilę pomyślałam o tym, że Sophie jest w ciąży z Tedd'em, ale skoro "życie boleśnie jej doświadczyło", to chyba nie o to chodzi. Mam pewien pomysł, ale nie będę się wychylać :P Czekam na ósemkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, to fakt, matura wyszła bardzo dobrze ❤
      Teorii jest parę, więc nie potwierdzę i nie zaprzecze :D

      Usuń
  6. Brawo ty za UJ!!!
    Ich smutek łamie serce :((

    OdpowiedzUsuń
  7. Po pierwsze: OLBRZYMIE GRATULACJE Z TYM UJ! Powodzenia!
    Po drugie: mam złą teorię, która nie może się sprawdzić. Zaśmiałam się sama do siebie o tym przed rozdziałem i tu nagle!
    Po trzecie: Rzeszów czeka Phi!

    ret.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, prowadzenie na pewno się przyda! :)
      Chyba jestem mocno przewidywalna xD

      Usuń