piątek, 12 sierpnia 2016

#dziewięć.


  Minęło już kilka dni, a ty wciąż miałaś wrażenie, że to wszystko było snem. Łudziłaś się, że po prostu się obudzisz i wszystko będzie znowu normalnie, zupełnie jak wcześniej. Jednak mogłaś się szczypać, drapać, to nic nie dawało. Naprawdę byłaś w ciąży, a Tedd'a przy tobie nie było i nie będzie. Rzeczywistość była brutalna, momentami miałaś wrażenie, że aż zbyt. 
  Pomimo upływu dni, wciąż nie potrafiłaś się przyzwyczaić do obecnego stanu rzeczy. Wciąż musiałaś się sama pilnować żeby nie napić się kawy czy nie pójść ze znajomymi z uczelni na drinka. A już tym bardziej musiałaś się hamować z podjadaniem. Nigdy do tej pory nie miałaś tak wielkiej ochoty na słodycze, w zasadzie to ich nawet nie jadłaś. Do tego powoli dostrzegałaś zmiany na swoim ciele, zwłaszcza na brzuchu. 
  Tak jak się spodziewałaś, Carol nie przyjęła za dobrze nowiny o zostaniu babcią. Wedle przewidywań wściekała się tak, jak jeszcze nigdy. Wrzeszczała, przeklinała, rzucała przedmiotami. Wpadła niemal w furię. Oczywiście zostałaś określona mianem puszczalskiej i nieodpowiedzialnej. Musiała też rzucić kilka uszczypliwych uwag, jak chociażby tej dotyczącej ojcostwa. Miałaś ochotę za to na nią nawrzeszczeć i wdać się w wielką kłótnię, ale jakimś cudem tego nie zrobiłaś. Po prostu powiedziałaś jej, że nie zamierzasz jej więcej oglądać, co skwitowała tylko szyderczym śmiechem i stwierdzeniem, że i tak sobie bez niej nie poradzisz. Nie zamierzałaś wysłuchiwać więcej jej tyrad. Trzasnęłaś jej drzwiami tuż przed nosem i po prostu wyszłaś. Nie miała nad tobą żadnej władzy. Nie czułaś się zobowiązana do niczego jej względem. 
 -Sophie.-słyszysz w słuchawce dźwięczny kanadyjski akcent- Dzwoniła do mnie Carol.
 -I co z tego?-pytasz obojętnie
 -Była wściekła.-mówi- Co się stało?
 -Obchodzi cię to?
 -Sophie, jesteś moim dzieckiem i tak, obchodzi mnie to.-wzdycha- Więc?
 -Wybacz, ale to nie jest raczej rozmowa na telefon.
 -W przyszłym tygodniu będę w Chicago służbowo, moglibyśmy się spotkać?-dopytuje
 -Jak chcesz.-odpowiadasz obojętnie
 -Zadzwonię do ciebie jak będę w Stanach, dobrze?-kontynuuje- Nie wiem o co chodzi, ale chyba musiałaś nieźle dać jej popalić skoro posunęła się do ostateczności i zadzwoniła do byłego męża.-prycha
 -I tak jej to pewnie nie obchodzi, jestem dorosła.
 -Nie brzmiała jakby jej to nie obchodziło.-odpowiada szczerze- Dobrze Sophie, muszę kończyć bo Karen mnie potrzebuje, trzymaj się i do zobaczenia?
 -Tak, narazie.-odpowiadasz bez większych emocji po czym kończysz rozmowę z ojcem. Wasze relacje był dość poprawne. Od czasu do czasu rozmawialiście, ale raczej nic nadto. Miał drugą żonę i dwoje dzieci. Po niepowodzeniach w Stanach, wrócił do swojego ojczystego kraju. Oczywiście wielokrotnie zapraszał cię do siebie, ale nigdy przez ostatnie trzynaście lat nie miałaś ochoty ani okazji by skorzystać.Wolałaś się nie czuć jak piąte koło u wozu wśród szczęśliwej rodzinki. Nie wiedziałaś nawet ile lat miało twoje przyrodnie rodzeństwo, chociaż twój ojciec usilnie starał się informować cię o ich życiu. Zupełnie jakby cię to powinno obchodzić.
 -Cześć mamuśka.-stajesz jak wryta kiedy przed drzwiami twojego mieszkania stoi Jaimie- No nie patrz tak jak na ducha, wiem od Thomasa.-prostuje- Chciałam sprawdzić czy żyjesz.
 -Dlaczego miałabym nie żyć?
 -Może dlatego, że się nie odzywasz, z resztą nie tylko do mnie.-mierzy się spojrzeniem
 -Potrzebowałam czasu żeby to sobie jakoś poukładać.-spuszczasz wzrok
 -Wiesz, że nie możesz go unikać?-pyta dość dosadnie- Chce dla ciebie dobrze Sophie, nie odpychaj go.
 -Tylko, że on nie wie, w co się pakuje.-jęczysz
 -Pewnie nie wie, ale ma niebywałą ochotę się przekonać.
 -Nie mogę mu tego zrobić.-kręcisz głową
 -Jesteś strasznie uparta.-przewraca oczami- Wiesz, że on ma w dupie twoje zakazy? Z resztą jak my wszyscy. Czy chcesz, czy nie, pomożemy ci. Twoje dziecko będzie miał najlepszych wujków i ciocie pod słońcem!-mówi wyraźnie zadowolona ze swojego planu
 -Może powinnam wyjechać.
 -Jedynym miejscem gdzie dostaniesz zezwolenie na wyjazd będzie Polska, a konkretniej Rzeszów. A jak trzeba będzie, to wsadzę cię do samolotu siłą.-mówi stanowczo- I przestań się sprzeciwiać bo nie obchodzi mnie, że jesteś w ciąży i możesz dostać po tej swojej durnej głowie.
 -Potrafisz człowieka podnieść na duchu Jaimie.-mówisz sarkastycznie
 -A co, mam się nad tobą trząść? Przecież byś mnie zamordowała.-chichocze- Takie rzeczy się zdarzają, więc po prostu trzeba to przyjąć i jak najlepiej się przygotować na małą rewolucję.
 -Tylko ja nie wiem, czy jej chcę.-przygryzasz wargę
 -Och, Sophie.-mówi wyraźnie poruszona i siada tuż obok ciebie- Wiem, że się boisz. Ja na twoim miejscu byłabym za przeproszeniem posrana z przerażenia.-bierze wdech- Ale wiem, że sobie poradzisz. Poradzimy sobie.-poprawia się- Masz wokół siebie naprawdę sporo ludzi, którzy są gotowi, aby ci pomóc. A wiesz dlaczego? Bo cię kochają.-uśmiecha się- Więc przemyśl tę decyzję. Pewnie wydaje ci się, że twoje życie się skończy, będziesz już zawsze samotna i nie zapewnisz dziecku dobrych warunków do życia.-mówi jak gdyby czytając w twoich myślach- Przede wszystkim nigdy nie będziesz sama. Jestem bardziej niż pewna, że na tej planecie, ba, nawet w tym mieście jest facet, który gotów będzie pokochać także twoje dziecko.-patrzy na ciebie ciepło- Nie mieszkasz pod mostem, więc warunki jak najbardziej masz. Do tego jesteś szalenie zdolna i mądra, więc nawet nie mam wątpliwości, że dasz radę się zorganizować.
 -Łatwo ci mówić, to nie ty przez następne miesiące będziesz tyć i wyglądać jak słoń. Nie ty będziesz chodziła jak zombie po nieprzespanych nocach i wrzaskach. Nie będziesz babrać się w kupach i pieluchach.
 -Ależ z ciebie pesymistka.-przewraca oczami- Po co się martwić na zapas? Masz jeszcze bardzo dużo czasu. Musisz na razie przede wszystkim odpoczywać i się nie martwić na zapas.
 -Od kiedy jesteś mówcą motywacyjnym?
 -Od czasów, gdy mój durny brat miał durne pomysły.-chichocze- Spokojnie Phi, już się ogarnął.
 -Świetnie.
 -A i masz przestać go unikać, bo jakby on wie gdzie mieszkasz. Tak tylko cię uprzedzam.-dodaje z szerokim uśmiechem i w tej chwili jesteś bardziej niż pewna, że w najbliższym czasie możesz się spodziewać wizyty kolejnego z klanu Jaeschke.
  Nie zamierzałaś żyć w strachu i obawiać się napadnięcia przez Thomasa. Na pewno też go nie wypatrywałaś. Wiedziałaś, że prędzej czy później pojawi się na horyzoncie. Zwłaszcza, że właśnie starałaś się mu wybić z głowy poroniony pomysł jakim było pomaganie ci. Wytrwale obstawałaś przy swoim. Nie planowałaś mu niczego ułatwiać.
 -Mamy do pogadania, ale najpierw musimy iść do rodziców Tedd'a. Wyjeżdżają jutro, a zależy im żebyś coś zabrali.-mówi nie wyrażając żadnych emocji. Kiwasz jedynie głową i bez słowa podążasz za nim. Im bliżej celu się znajdowaliście, tym bardziej miękłaś. Nie byłaś pewna, czy byłaś na to gotowa. Przechodziły cię ciarki na samą myśl o przekroczeniu progu tego domu. O byciu w tym domu bez Tedd'a. Ta wizja tak bardzo cię przerażała, że nogi odmówiły ci posłuszeństwa w chwili, w której stałaś na schodkach prowadzących na ganek domu. Thomas popatrzył jedynie na ciebie i złapał za rękę. Prawdopodobnie wciągnął cię za sobą do środka. Prawdopodobnie, bo byłaś tak spanikowana, że niewiele pamiętasz. Nie wiedziałaś też co mówił do was Andrew Connor, ojciec Tedd'a. Po prostu jakimś magicznym sposobem znaleźliście się w jego pokoju. Za każdym razem kiedy przymykałaś oczy, wspomnienia wracały jak żywe. Zagryzałaś policzek niemal do krwi, aby tylko się nie rozpłakać. Miałaś wrażenie, że zaraz zemdlejesz. Dopiero głos Thomasa przywołał cię z powrotem do żywych. Siedział obok ciebie i trzymał w rękach pudełko. Po chwili drugie tkwiło na twoich kolanach. Na wieczku widniało nabazgrane twoje imię. Kiedy je otwierałaś, drżała ci ręka. W środku była cała masa fotografii. Waszych wspólnych, ale także tylko twoich. Niektóre pochodziły jeszcze z czasów podstawówki czy kolejnych lat szkoły. Pojedyncza łza spłynęła po twoim policzku. Tak bardzo tęskniłaś za tym wszystkim, co uwieczniały fotografie. A widać na nich było niesamowite szczęście i radość. Troje najlepszych przyjaciół. Dwoje zakochanych ludzi. Poza tym w środku było także kilka mniej istotnych rzeczy jak bilety kinowe, książka czy zwykłe pocztówki. Jednak jedna z rzeczy przykuła twoją uwagę. Zwłaszcza jej opakowanie. Ukryłaś twarz w dłoniach. Nie miałaś odwagi by je otworzyć. Zamknęłaś w pośpiechu karton.
 -Przykro mi Sophie.-usłyszałaś cichy głos Thomasa przy uchu
 -Mi też.-odpowiadasz słabym głosem i kładziesz głowę na jego ramieniu.
  Nie spędziliście zbyt wiele czasu w domu Tedd'a po tym wydarzeniu. Musiałaś stamtąd wyjść bo miałaś wrażenie, że zaraz stracisz możliwość oddychania. Dopiero po dłuższej chwili byłaś w stanie ochłonąć. A wiedziałaś, że za moment czekała cię także rozmowa z Thomasem.
 -Nie możesz mnie unikać Sophie.-mówi surowo
 -W zasadzie to mogę, za chwilę i tak wyjeżdżasz.
 -Nie odwracaj kota ogonem.-mierzy cię spojrzeniem- Dlaczego jesteś tak cholernie uparta?
 -Bo nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia, rozumiesz?
 -Uważasz, że to właśnie zrobię jeśli będę przy tobie?-prycha
 -Wolę żebym tylko ja dostała, a nie ty.
 -Naprawdę obchodzi cię co powiedzą ludzie?-pyta zirytowany- Mogą sobie mówić, że jestem gnojem bo odbiłem zmarłemu przyjacielowi dziewczynę. Że nie szanuję go. Cokolwiek. Nawet, że to moje dziecko. Nie obchodzi mnie to.
 -Ale twoją rodzinę na pewno.
 -Moi rodzice o wszystkim wiedzą i są podobnego zdania co ja.-mówi kompletnie cię tym zaskakując- Więc w czym widzisz problem?
 -W tym, że nie wiesz na co się decydujesz.-patrzysz na niego gniewnie- Nie możesz dla mnie zrezygnować z wszystkiego, a już na pewno z szansy na szczęście czy miłość.-wzdychasz- Nie wiem nawet, czy chcę je zatrzymać.-dodajesz ciszej
 -Sophie, gdybyś mi kazała, to bez zastanowienia wskoczyłbym dla ciebie w ogień.-patrzy ci prosto w oczy- Znaczysz dla mnie tak dużo, że jestem gotowy na absolutnie wszystko. Więc przestań mnie odpychać.
 -Thomas...
 -Wiem, że się boisz i wcale ci się nie dziwię.-kontynuuje- Ale jestem bardziej niż pewien, że go nie oddasz. Będziesz świetną matką Sophie.-uśmiecha się delikatnie wodząc palcami po twoim policzku- I wiem też, że pewnego dnia będziesz dla kogoś kimś więcej. Jeśli już nie jesteś.
 -Nie zasługuje na to.-kręcisz głową
 -Owszem, zasługujesz.-wciąż patrzy na ciebie- W końcu przestaniesz mieć pod górkę, może właśnie to jest ten moment.-ciągnie- Mam, więc nadzieję, że przestaniesz mnie unikać bo nic nie zrobisz. Podjąłem już decyzję i jej nie zmienię. Nawet jeśli miałabyś się do mnie nie odzywać.
 -Chyba powinnam to rozważyć.
 -Przestań.-przewraca oczami- Rozejm?
 -Niech ci będzie.-wzdychasz teatralnie po czym miękniesz, widząc jego uśmiech. Wszelkie okopy zostają definitywnie zniszczone w chwili, w której przytula cię do siebie. Wtedy wiesz, że nic nie jesteś w stanie zrobić, bo on już postanowił.
 -Ciesz się dopóki jeszcze możesz to zrobić, bo za chwilę będę gruba i będę wyglądać jak wieloryb i pewnie będziemy mieć ten sam rozmiar ubrań.-przerywasz błogą chwilę
 -Przestań, nie będziesz gruba, jesteś w ciąży.-trafnie zauważa- A po za tym wciąż będziesz się topić w moich ubraniach, nawet w dziewiątym miesiącu ciąży.
 -Założyłabym się z tobą, ale chyba nie będzie ci dane tego zobaczyć bo będziesz siedział wtedy w Polsce.
 -Cóż, nie będę przeczył, ale zakład można rozstrzygnąć wcześniej, jak do mnie przyjedziesz.
 -Mówisz poważnie?-spoglądasz na niego
 -Może nie wyglądam, ale tak.-mówi rozbawiony- Jeśli tylko będziesz miała ochotę, to po prostu do mnie przyleć. Naprawdę.
 -Nie wiem.-wzruszasz ramionami- Na razie obiecałam spotkać się z ojcem, dopiero potem się zastanowię się co zrobić ze swoim porąbanym życiem.
  Szczerze mówiąc nie planowałaś brać na poważnie jego propozycji. Nie sądziłaś, aby potrzebował zbędnego balastu w twojej postaci. Bo niewątpliwie twoja obecność mogłaby być nieco kłopotliwa. Na pewno będzie miał tam jakichś znajomych, kolegów. I niby kim miałabyś być? W jakim charakterze miałabyś występować? Utrzymanki? Dziewczyny z wpadki? Narzeczonej? Zagubionej siostry? Wolałaś nie komplikować aż nadto sytuacji. Do tego nie wiedziałaś też jak będziesz znosić dalsze miesiące błogosławionego stanu. Z resztą chyba bałabyś się lecieć na inny kontynent bez znajomości tamtejszego języka. Przecież musiałabyś odbywać comiesięczne wizyty kontrolne. Musiałbyś tam cokolwiek robić. Dlatego właśnie nie uważałaś tego za dobre rozwiązanie. Do tego wasza relacja była dość niejasna. Bo niewątpliwie traktowałaś go jak przyjaciela, jednak momentami słyszałaś od niego takie słowa, że łapały cię za serce i sprawiały, że przyśpieszało bicia. Najbliższe pół roku planowałaś spędzić na przygotowywaniu się do nowej roli w życiu. Na wyciszeniu i zaakceptowaniu sytuacji. I tego zamierzałaś się trzymać. Nawet pomimo faktu, iż wiedziałaś, że będziesz za nim bardzo tęsknić.
 -Cóż Sophie, nie spodziewałem się tego, że mając niespełna dziesięcioletnie dzieci zostanę dziadkiem.-starał się rozluźnić atmosferę
 -Ja też tego nie planowałam.-krzywisz się
 -Mimo wszystko nawet się trochę cieszę.-uśmiecha się- Oczywiście, razem z Karen ci pomożemy i nie chcę słyszeć sprzeciwów.
 -Nie potrzebuję sponsora.-przewracasz oczami
 -Przeprowadzamy się do Chicago, być może nawet do Wheaton.
 -Co takiego?-pytasz zszokowana
 -Moja firma otwiera tutaj oddział i dostałem nominację.-odpowiada ze spokojem- Przy okazji będę mógł wreszcie być bliżej ciebie i ci pomóc.
 -Co na to Karen?
 -Nie była do końca zachwycona, ale nie lamentuje.-uśmiecha się- Naprawdę mi zależy żeby ci pomóc Sophie, na tyle ile będę potrafił.-mówi- Zasługujesz by mieć chociaż jednego rodzica przy sobie.
 -No tak, bo niestety na Carol nie mam co liczyć.-prychasz
 -Cóż, nie będę jej bronił, ale może z czasem zrozumie, że źle postąpiła. Może.-podkreśla- Jednak ja jestem córeczko i mam nadzieję, że mi na to pozwolisz.
 -Postaram się.-kiwasz głową.
 Nie byłaś do końca pewna, co z tego wyniknie, ale nie miałaś nic do stracenia. Chcąc, nie chcąc, któregoś dnia będziesz potrzebowała pomocy. Nadejdzie dzień, w którym zechcesz pójść do pracy czy dokończyć studia. Wtedy właśnie najbardziej nieoceniona będzie pomoc bliskich ci osób. Chociażby takich jak twój ojciec. Może nie zasługiwał na miano rodziciela roku, ale przynajmniej się starł. I wydawało ci się, że możesz na niego liczyć, na pewno w jakimś stopniu.
 Pozostała ci jeszcze ostatnia rzecz do zrobienia. Poinformowanie rodziców Tedd'a o tym, że będą dziadkami. Zasługiwali na to, by wiedzieć. Nie chciałaś żeby dowiedzieli się od osób trzecich. A już na pewno nie chciałaś, aby dowiedzieli się od kogoś, że zdradziłaś ich syna. Wystarczy, że jego matka i tak nie za bardzo cię akceptowała. Nie zamierzałaś dawać jej kolejnego dowody do nienawiści. Choć i tak spodziewałaś się, że nie uwierzy w twoje słowa i pewnie otrzymasz od niego niezbyt pochlebne słowa. Wiedziałaś jednak, że musisz to zrobić.
  -Dobry wieczór panie Connor, wiem, że macie inne sprawy na głowie, ale zajmę dosłownie kilka chwil.-mówisz- Jest coś, o czym powinniście wiedzieć.-przełykasz głośno ślinę, mając kompletną pustkę w głowie.

~*~
Przepraszam za ostatnią nieregularność, ale przez blisko dwa tygodnie nie miałam komputera,
do tego praca i igrzyska i po prostu zabrakło doby. Od teraz u dołu bloga jest data publikacji, tak żebyście nie musiały bezsensownie czekać.
Rozdział w zasadzie o wszystkim i niczym. Sophie dalej mierzy się z widmem macierzyństwa i z.. Thomasem i jego wyborami ;)

Ściskam ♥



12 komentarzy:

  1. Dobrze, że Thomas wciąż jest i nie odpuszcza, że Sophie może na niego liczyć, mimo że tak bardzo się przed tym broni. W takiej sytuacji jak się znalazła warto żeby miała przy sobie kogoś bliskiego. A że jest to Thomas to nie narzekam ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, choć ciągle smutno. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła na miejscu Sophie. Dziwi mnie tylko, że ona nie widzi, że komuś na niej zależy. Jej przyjacielowi na przykład. Przyjacielowi, który chyba jednak wolałby być kimś więcej, ale z racji ostatnich wydarzeń aż tak mocno się nie wychyla. No błagam, Phi, to jest tak oczywiste, że aż oczy bolą! :P Ciekawa jestem, jak to dalej rozwiniesz, no bo Thomas zaraz nam ucieknie do Rzeszowa, a ta uparta mamuśka tak szybko zdania chyba nie zmieni. Może rozmowa z rodzicami Tedd'a coś w niej ruszy. Czekam z niecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ulega wątpliwości, że Sophie znalazła się w dość trudnej sytuacji. Samotne macierzyństwo, matka, z którą kompletnie się nie dogaduje i niepewna przyszłość. Na szczęście jest Thomas (czy on ma jakiekolwiek wady? :D Bo jak dotąd nie zdołałam zauważyć), który dałby się pokroić, byle tylko była szczęśliwa. Robi wszystko, by otoczyć ją opieką, nie oczekując niczego w zamian. Zasługuje jak nikt inny na to, żeby jego uczucie zostało odwzajemnione, ale czy główna bohaterka kiedykolwiek będzie w stanie go pokochać? Na to nie ma gwarancji, więc zupełnie się nie dziwię, że w pewien sposób trzyma go na dystans i nie pozwala, by robił sobie nadzieje. Ale może w jednej chwili zmieni zdanie i skusi się jednak na ten Rzeszów? ;) Ciekawa jestem, jak to dalej się potoczy!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. No Sophie ,kiedy zauważysz że taki jeden facet tak bardzo cie kocha , że zrobi dla ciebie wszystko? To kiedy wyprawa do pl?? ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodzę i ciąża! Osłupiałam normalnie, ale uzmysłowiłam sobie, że muszę coś nadrobić... O kurde ♥ Bardzo podoba mi się postawa Thomasa, bo nie naciska jednak opiekuje się Phi. To jest "coś" niesamowitego ♥ Uwielbiam!

    ret.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech ona przestanie odpychać Thomasa bo tam przyjadę i jej przemówię do rozumu!
    Mają szansę na rodzinę, mają szansę być wszyscy szczęśliwi
    Mam nadzieje, że powoli smutek będzie znikał z tej historii i pojawi się więcej radości
    czekam co tutaj wymyślisz im dalej

    OdpowiedzUsuń