czwartek, 25 sierpnia 2016

#jedenaście.

#muzyka

  Okres świąteczny minął szybciej, niż się wszyscy spodziewali. W zasadzie dłużej trwały przygotowania, aniżeli samo świętowanie. Nim się zorientowałaś Thomas wrócił do Polski, a wszyscy wpadli w kolejny szał, tym razem sylwestrowy. Z racji swojego stanu nie dałaś się namówić Jaimie na żadne wyjście. Dłuższą chwilę zajęło ci, aby przekonać ją do wyjścia ze znajomymi, gdyż wpadła na genialny w jej mniemaniu pomysł o pozostaniu z tobą. Tym sposobem spędzałaś noc sylwestrową samotnie, z tanim romansidłem w dłoni na którym kompletnie nie potrafiłaś się skupić. Nie przeszkadzało ci złe samopoczucie, odgłosy świętujących ludzi czy dźwięki fajerwerków. Rok temu o tej porze bawiłaś się w towarzystwie ludzi, których kochałaś i którzy wiele dla ciebie znaczyli. Byłaś wtedy młodą i beztroską dziewczyną. Mającą wiele planów i marzeń na przyszłość. A teraz? Miałaś niespełna dwadzieścia trzy lata, byłaś sama, a do tego spodziewałaś się dziecka. Gdyby ktoś dwanaście miesięcy temu powiedział ci, że tak właśnie będzie wyglądać twoje życie, to nigdy byś mu nie uwierzyła. Bo nie tak miało być. Twoje życie poszło w zdecydowanie złą stronę. A co gorsze, na chwilę obecną nie zapowiadało się, aby ta droga była mniej wyboista.
 -Co wy tu robicie?-marszczysz czoło kiedy u progu stoją Stephanie i Jaimie
 -No jak to co?-pyta Stephanie- Chyba nie sądziłaś, że naprawdę pozwolimy ci siedzieć samej, podczas gdy my będziemy się bawić.-mówi zupełnie szczerze- Wiem, że ostatnimi czasy nie byłyśmy w najlepszych relacjach, ale miałaś rację Sophie. To twoje życie, ja po prostu będę cię wspierać we wszystkim, co robisz. Tak powinna robić prawdziwa przyjaciółka.-uśmiecha się nieśmiało po czym obejmuje cię w geście pojednania. Jako, że nie byłaś za bardzo przygotowana na towarzystwo, Jaimie przyniosła ze sobą chyba połowę sklepu spożywczego. Nie potrafiłaś wyrazić tego, jak bardzo się cieszyłaś, oraz jak bardzo byłaś im wdzięczna, że są z tobą w tym momencie. Nie tylko dlatego, że własne myśli cię zaczynały dobijać. Ostatnimi dniami czułaś się samotna i opuszczona, nawet pomimo faktu, że mogłaś liczyć na swojego ojca i Karen. Brakowało ci ich towarzystwa, choć doskonale wiedziałaś, że mają swoje rodziny i swoje sprawy. Możliwe, że przez ciążę byłaś tak bardzo wyczulona na wszelkie doznania i uczucia.
 -W tej podniosłej chwili, życzę ci mały grubasku żebyś się częściej uśmiechała i uwierzyła, że w twoim życiu będzie jeszcze pięknie.-wyrzuciła z siebie Jaimie chwilę po północy, gdy Stephanie odbierała telefoniczne życzenia od swojej mamy- Nawet sobie nie wyobrażasz jak dużo osób cię kocha z całego serca, w tym mój wspaniały brat, więc po prostu uwierz.
 -Chciałabym Jaimie.-uśmiechasz się nikle- Ale doceniam to, że tu jesteś zamiast być królową jakieś ekstra imprezy w mieście.
 -Daj spokój, jesteś dla mnie jak siostra, z resztą słabo się bawiłam z myślą, że siedzisz tu taka skwaszona.-przytula cię
 -Dlatego czuć od ciebie na kilometr wódkę?-wybuchasz cichym śmiechem
 -Musiałam się jakoś poratować zanim udało nam się ze Stephanie wyrwać.-chichocze jak nastolatka- Trochę bardzo.-dodaje, a ty widzisz jak krzywi się, co jest ewidentną oznaką tego, iż wypity alkohol zaczynał odznaczać na niej piętno.- Zanim odpadnę bo czuję, że to będzie za kilka sekund, powiem ci, że mój brat kocha się w tobie od podstawówki i daję wam dwa lata.-bełkotała po czym padła jak długa na twojej kanapie, pozbawiając cię przy tym miejsca do siedzenia, bo przy swoim wzroście, zajmowała jej całą długość. Dosłownie chwilę po spektaklu pod tytułem opuszczenie świata trzeźwych przez Jaimie, do pokoju weszła Stephanie, która niemal popłakała się ze śmiechu na widok przyjaciółki.
 -No nie, najlepsze mnie ominęło.-kręciła głową wciąż rozbawiona, jednak po kilku minutach także i ją znużył sen. Dlatego nie pozostało ci nic innego, jak dołączenie do krainy snów.
 Otworzyłaś oczy, wyrwana przez dźwięk telefonu Jaimie, dochodzący z salonu. Niewyspana przetarłaś tylko z niezadowolenia oczy i powoli powłóczyłaś nogami w tamtym kierunku. Jakimś cudem udało ci się obudzić samą zainteresowaną, która łaskawie odebrała dzwoniący telefon. Nie przysłuchiwałaś się jej rozmowie, bo udałaś się do kuchni, w której siedziała już zmarnowana Steph. Musiałaś, że był to dość zabawny widok, widząc jak bardzo są zmordowane.
 -Skoro jesteś tak rozbawiona to teraz się skup, bo mam poważną ofertę dla twoich czterech liter.-po dłuższej chwili milczenia odzywa się Jaimie- Jako, że już chudsza nie będziesz, a potem ciężko cię będzie z domu wyciągnąć to za parę dni lecimy w podróż w nieznane.
 -Skąd pewność, że mam ochotę się gdziekolwiek ruszać?
 -Daj spokój, kogo chcesz oszukać?-prycha- Nawet ślepy zauważyłby jak bardzo ci się cieszy micha na samo wspomnienie o Thomasie, o nim nie wspomnę, bo jak wrócił od ciebie ze świątecznej wizyty wyglądał jakby co najmniej wygrał na loterii.-przewraca oczami
 -Nie wiem czy mogę.-krzywisz się
 -Dlatego jutro wraz z ciotką Steph idziesz ładnie do lekarza i pytasz o pozwolenie na trzy tygodnie poza kochaną Ameryką.-klaszcze wesoło w dłonie
 -Czy ty zawsze musisz spiskować poza moimi plecami?-wzdychasz
 -Inaczej byś się stąd nie ruszyła, a jak mówiła Jaimie, to twój ostatni dzwonek.-wtrąca się Steph, a ty wiesz, że nie masz już z nimi nic do gadania. Dlatego też bez zbędnego narzekania i marudzenia posłusznie udałaś się nazajutrz do lekarza. Liczyłaś po cichu na udaremnienie karkołomnej misji Jaimie przez doktora, ale niestety nie udało się. Twoja ciąż przebiegała niemal książkowo, więc lekarz nie widział żadnych przeciwwskazań. Właśnie tym sposobem, w przyśpieszonym tempie miałaś skorzystać ze świątecznego prezentu. Nie powiesz byś skakała z radości na myśl o kilkunastogodzinnej podróży samolotem na drugi koniec świata, jednak chyba potrzebowałaś zmiany otoczenia. Chociażby na chwilkę. Powoli miałaś dość ciekawskich spojrzeń ludzi, w tym najbardziej zagorzałych plotkar w Wheaton. Chcąc, nie chcąc docierały do ciebie ich rewelacje. Jeśli Steph czy Jaimie nie chciały nic na ten temat mówić, wystarczyło być spytała kogoś ze znajomych z uczelni. Sama nie wiedziałaś dlaczego chciałaś to usłyszeć. Może po prostu, aby przekonać się, że się nie pomyliłaś w swoich obawach. Zwłaszcza jeśli chodzi o Thomasa. Ludzie nie byli głupi i byli w stanie dostrzec waszą zażyłość, zwłaszcza po śmierci Tedd'a. Do tego twoja ciąża zaczynała być co raz bardziej widoczna i dość szybko kojarzyli fakty, niestety błędnie. Spotykałaś się z pogardliwymi spojrzeniami znajomych matki Tedd'a, które musiały uwierzyć w te kpiny. Jednak sama musiałaś przyznać, że z boku tak to właśnie wyglądało. A najbardziej dostawało się Thomasowi. Bo przecież wygłaszał mowę na pogrzebie, gdzie wszyscy wzięli go za załamanego przyjaciela, ale jak się okazało nie na tyle, by nie spodziewać się dziecka z ukochaną zmarłego. Obydwoje byliście zdrajcami i bezcześciliście imię Tedd'a. Właśnie tego się obawiałaś. Miałaś gdzieś, co ludzie mówili o tobie. Najbardziej cię bolała opinia o Thomasie. Może i go nie było w domu i te plotki do niego nie docierały, ale do jego rodziny na pewno dochodziły. Bolało cię to podwójnie bo doskonale znałaś jego rodziców, zwłaszcza jego mama była dla ciebie dość bliska. Nie miałaś na tyle odwagi by z nią o tym porozmawiać. Bałaś się, że w jej oczach jesteś zerem. Że ją zawiodłaś, choć zawsze powtarzała, że jej dzieci mogły się od ciebie uczyć i jest z ciebie dumna jak matka.
 -Jaimie, ja chyba nie powinnam jechać.-przygryzasz wargę- Nie chcę tego wszystkiego podsycać. Nie jestem ani głucha, ani ślepa. Wiem, że pewnie wasi rodzice mnie nienawidzą za to, że tak bardzo moje sprawy komplikują wasze życie.
 -Naprawdę?-prycha, po czym jak gdyby nigdy nic się rozłącza. Nie do końca rozumiesz jej zachowanie, więc po prostu opuszczasz dom i udajesz się na drobne zakupy. Musiałaś przyznać, że w ciąży jeszcze mniej fascynowało cię bieganie wśród sklepowych regałów, więc to była zazwyczaj bardzo szybka wizyta.
 -Ładnie to tak było bawić się kosztem takiego wspaniałego chłopaka i zdradzać go za plecami z najlepszym przyjacielem?-zaskakuje cię szorstki kobiecy głos
 -Słucham?-mrugasz kilkakrotnie powiekami nie mając pojęcia jak wybrnąć z sytuacji
 -Nawet ci współczułam bo wydawałaś się być naprawdę poruszona jego śmiercią, jednak Evelyn miała co do ciebie rację. Jesteś tylko małą, rozpuszczoną, dzi...
 -No dalej, powiedz kim.-wtrąca się ostro kolejna z kobiet, którą rozpoznajesz niemal w jednej chwili. Danielle Jaeschke stała tuż obok ciebie gromiąc kobietę spojrzeniem.
 -Rodzinka w komplecie?-prycha po czym obraca się na pięcie i udaje się w przeciwnym kierunku. Wypuszczasz jedynie głośno powietrze z ust, dopiero po chwili zauważasz troskliwy wzrok mamy Thomasa i Jaimie, utkwiony w tobie. Na jej pytanie o to, czy wszystko w porządku, reagujesz jedynie skinieniem głowy, jednak widziałaś, że nie wyglądało to zbyt przekonująco w jej oczach. Dlatego też nie mogłaś jej odmówić i nie pójść z nią na czekoladę.
 -Takie jak ona, powinno się zamykać w jakieś zorganizowanej jednostce plotkarskiej.-żartuje starając się rozluźnić atmosferę- Sophie, dlaczego mam wrażenie, że się mnie boisz?-pyta kobieta- Popatrz na mnie.-mówi miękko- Nic się nie zmieniło, jesteś dla mnie wciąż jak córka.-uśmiecha się ciepło- Wiem, że jesteś w ciąży i wiem kto jest jego ojcem.-dodaje- Nie potępiam cię ani nie nienawidzę skarbie. Nie mam za co.-łapie twoją dłoń- Szczerze mam gdzieś co sobie ludzie mówią, mogą mówić Bóg wie co, ja wiem swoje. Wiem, że jesteś dla moich dzieci, zwłaszcza dla Thomasa kimś bardzo ważnym i że nigdy cię nie zostawią. To tak jak ja czy mój mąż.-mówi wciąż spoglądając w twoim kierunku- Nie zastąpię ci matki i nigdy tego nie chciałam, ale w tej chwili i w tym miejscu przysięgam ci, że jeśli tylko będziesz chciała i mi na to pozwolisz, to chcę ci pomóc tak, jak robią to babcie.-kontynuuje- Oczywiście wiem, że to nie będzie mój wnuk, że nie jesteście z Thomasem razem, ale jesteś dla mnie jak moje własne dziecko i jak dla każdego z nich, chcę tego, co najlepsze.
 -Nie wiem, co mam powiedzieć.-mówisz cicho czując napływające do oczy łzy- Chyba po prostu dziękuję, bo nie wiem jak będę mogła się wam odpłacić.
 -Och kochanie, wystarczy, że będziesz po prostu szczęśliwa. To będzie najlepsza zapłata.-uśmiecha się po czym tak jak matka, zamyka cię w swoich objęciach.
Oczywiście trudno było ci uwierzyć w to, że to spotkanie było zrządzeniem zwykłego losu. Za bardzo ciążyło ci przerwanie połączenia przez Jaimie i słowa, jakie wypowiedziałaś. Nie zamierzałaś na razie do niej dzwonić i wyjaśniać. Dlaczego? Bo byłaś bardziej niż pewna, że ta szalona kobieta pojawi się w twoim mieszkaniu w przeciągu jednej doby, a nawet kilku godzin. Za dobrze ją znałaś, by nie wiedzieć, że tak się stanie. Bo dokładnie trzy godziny po spotkaniu z jej mamą, pojawiła się także i Jaimie.
 -Mam nadzieję, że moja wspaniała matka przemówiła ci trochę do rozsądku bo jutro mamy lot, w zasadzie to za kilka godzin.-informuje cię niemal na wejściu- A chyba nie chcesz jej rozczarować, a tym bardziej mojego brata, który się już nie może doczekać? I wcale nie jest tak bardzo stęskniony za siostrą, niestety.-chichocze
 -Jesteś niemożliwa Jaimie.-kręcisz głową
 -Już to słyszałam od ciebie z jakieś milion razy.-odpowiada niewzruszona po czym jak gdyby nigdy nic udaje się w kierunku twojej sypialni i rozpoczyna wielkie pakowanie. Wcale nie zdziwił cię fakt, że za chwilę pojawiła się także Stephanie i pomogła jej dokończyć dzieła zniszczenia. W zasadzie nie zrobiłaś nic, poza aprobowaniem strojów wyciąganych z twojej szafy, choć i to było bardzo ograniczone bo wszystko przechodziło przez baczną kontrolę twoich przyjaciółek.
 -Pamiętacie, że jestem w ciąży i nie planuję iść do dyskoteki?- przerywasz ich kłótnie o to, którą wyjściową sukienkę mają ci wsadzić do walizki
 -Ty tam cicho.-chichocze Steph
 -Pamiętam swoje słowa z Sylwestra, mimo, że byłam w stanie nieważkości i wciąż je utrzymuje. Zwłaszcza ostatnie zdanie. Dwa lata maks.-podkreśla ostatnie słowa, a ty jedynie wykrzywiasz twarz w geście grymasu
 -Jaimie daruj sobie, nie swataj mnie z Thomasem.-wzdychasz- On ma swój świat, jest młody, przystojny i może mieć każdą inną, nie swoją durną przyjaciółkę z brzuchem.
 -Nie będziesz wiecznie w ciąży, co nie?
 -Ale będę samotną matką, nie zamierzam szukać na tu i teraz faceta. Nie chcę tego w najbliższym czasie, po prostu nie jestem na to gotowa Jaimie.-wzdychasz
 -No przecież nic na siłę mała.-odpowiada ze stoickim spokojem- Ja po prostu chcę powiedzieć, że jestem waszym jednoosobowym fanklubem i będę po cichu liczyć, że kiedyś mi spełnicie te moje szalone marzenie, jeśli nie to raczej to jakoś przeżyję, ale każda dziewczyna mojego brata może liczyć się z tym, że jej nie pokocham i nie będę wymarzoną bratową.-szczerzy się.
 Musiałaś szczerze przyznać, że Jaimie w ostatnich tygodniach naprawdę zaskakiwała cię swoją dojrzałością. Może i to brzmiało dość śmiesznie, zwłaszcza, że miała tyle samo lat, co ty, jednak w jej przypadku było naprawdę czymś zaskakującym. Dlaczego? Bo była najbardziej zwariowaną i zakręconą osobą, jaką znał ten świat. Rzadko kiedy bywała poważna, nie pamiętałaś ani chwili, w której na jej twarzy nie byłoby uśmiechu, a znałaś ją dobrych piętnaście lat. Możliwe, że także i ją wreszcie dopadał proces dojrzewania i stawania się poważnym. Oczywiście na jej własny na sposób.
  Już o czwartej nad ranem sterczała pod twoimi drzwiami, usilnie domagając się wpuszczenia. Pewnie gdyby to była Stephanie, to po prostu byś ją zignorowała i spała dalej. Jednak Jaimie nie dawała za wygraną. W akompaniamencie walenia w drzwi na różne możliwe sposoby, dobijała się do ciebie przez telefon. Podniosłaś się z łóżka dopiero, gdy zagroziła, że wyważy drzwi albo wejdzie oknem. Wiedziałaś, że raczej byłaby do tego zdolna, więc wpuściłaś ją do środka. I tak nie sypiałaś zbyt dobrze od wielu miesięcy, więc ta wczesna pobudka nie odcisnęła na tobie wielkiego piętna. W przeciągu trzydziestu minut zdołałaś doprowadzić się do porządku i już po chwili wraz ze swoją szaloną towarzyszką udawałyście się w kierunku lotniska w Chicago.
  Lot był dość wyczerpujący, dla was obu. Najpierw kilka dobrych godzin z Chicago do Frankfurtu zupełnie wyciągnęło z was wszelkie chęci do życia, a i ogromna różnica czasu nie pomagała. O tyle, o ile Jaimie mogła sobie spokojnie odsypiać, tak ty, ilekroć targana przez nocne mary, które nie opuszczały cię już od dawna, nie byłaś w stanie. Dlatego, gdy wylądowałyście wreszcie na polskiej ziemi czułaś się kompletnie wykończona. Dopiero po chwili oczekiwania na bagaże mogłyście wkroczyć do sali przylotów. Niemal natychmiast dostrzegłyście wysoką postać, składającą w tym momencie swój podpis na kartce zapewne jednego z fanów jego obecnego klubu.
 -Oto i mój brat celebryta.-rzuca żartobliwie Jaimie kiedy zbliżacie się do samego zainteresowanego
 -Mi też cię miło widzieć Jaimie.-przewraca oczami po czym ściska siostrę na przywitanie. Wtedy jego zainteresowanie przenosi się na twoją osobę.- Ciebie jeszcze bardziej Phi.-dodaje nieco ciszej, lecz i tak nie uchodzi to uwadze jego siostry, za co dostaje kuksańca w bok. Mimo to, nie omija cię uścisk twojego przyjaciela. Oczywiście na tyle, ile to możliwe.
 -Chodźcie już bo czuję się jak jakaś przyzwoitka.-chichocze Jaimie, po czym jej brat przejmuje wasze bagaże i udajecie się ku wyjściu z lotniska. Sama nie wiedziałaś czego się spodziewać po następnych trzech tygodniach, jednak byłaś gotowa na tą przygodę.

~*~
Muszę przyznać, że jak na siebie to bardzo rozciągnęłam akcję,
 bo końca nie widać w tym moim pisaniu xD Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale muszę się chyba ograniczać, bo mi wyjdzie niekończąca się opowieść :D
Co do rozdziału to stała się chwila, którą przewidziałyście, Jaimie wyciągnęła Sophie na wycieczkę do Polski. Co z tego wyniknie? O tym już niebawem ;)

Ściskam ♥


14 komentarzy:

  1. Ludzie są podli i podli zawsze będą, a mając nudne życie zawsze będą komentować życie innych. To słabe. Ale dobrze, że mama Thomasa nie przejmuje się tym co ludzie gadają i nadal Sophie jest dla niej ważna. To budujące dla Soph.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tacy ludzie byli, są i zawsze będą. Żyją szukaniem sensacji.

      Usuń
  2. Mimo trudów i zagmatwania całej sytuacji, Sophie może nazywać się szczęściarą, bo trafiła na prawdziwych przyjaciół, którzy są jej życzliwi i nie zostawią jej w potrzebie. Nie jest ze wszystkim zupełnie sama i wie, że może liczyć na nich w każdym momencie, zwłaszcza na Thomasa.
    Smutne jest to, że świat skonstruowany jest w taki sposób, że wydaje się pochopne osądy, że ocenia się książkę po okładce.
    Mam nadzieję, że przyjazd do Polski zmieni coś w sposobie myślenie głównej bohaterki i stanie się impulsem do jakichś pozytywnych zmian.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi tam nie przeszkadza, jeśli akcja jest troszkę wydłużona. Lubię czytać Twoje teksty, nie śpieszy mi się do zakończenia tej historii tym bardziej, że nie mogę jej rozgryźć. O ile początki była dla mnie oczywiste o tyle teraz nie mam pojęcia, czego oczekiwać xD Mam nadzieję, że Phi będzie dobrze bawiła się w Polsce. No i coś tak czuję, że banda naszych siatkarzy doskonale o to zadba.
    Bardzo mnie wzruszyła postawa matki Thomasa. To wspaniałe wiedzieć, że wśród ludzi, którzy Cię szykanują, choć kompletnie Cię nie znają jest ktoś, kto potrafi te głosy odpędzić i udowodnić, że zna Ciebie, prawdziwą Ciebie i kurcze, kocha Cię taką jaka jesteś. To bardzo ważne dla każdego człowieka, a dla Phi w szczególności, zwłaszcza teraz.
    Czekam na kolejny! ♥
    PS-ostatnio zauważyłam, że lubisz pisać coraz dłuższe zdania. Chwilami z tego wychodzi strasznie długi monolog, trochę bez emocji. Może czasem wciśnij gdzieś kropkę ? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczę co da się zrobić, ale nie jestem polonistką ;)

      Usuń
  4. Sophie w Polsce ojjj będzie sie działo! czuje to :D
    oby jak najwięcej romantycznych chwil z Thomasem
    może zakocha się w Polsce i zechce zostać tam na dłużej? oby oby :D
    te podłe plotkary mnie wkurzyły, ahh te małe miasteczka
    czekam co dalej wymyślisz, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie Twoje historie mogą nigdy nie mieć końca.W Polsce chyba będzie ciekawie, może zostanie aż do porodu?Widzę, że pragniesz umilić 1 września takim osóbkom jak ja,więc myślę, że będzie odrobinkę milej w czwartek :D Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie myślałam że Sophie tak szybko wyląduje w Polsce, ale zmiana otoczenia w sumie może jej tylko pomóc

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie przyjaciółki to skarb. Czekam na wyprawę do Polski bo może być baaaaaaaaaaaaardzo ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń