środa, 22 czerwca 2016

#cztery.

#muzyka

  Szanowałaś decyzję Thomasa. Wydawało ci się, że w pewnym sensie ją rozumiesz. Słowo klucz: wydawało. Wolałaś tak właśnie myśleć, to było o wiele wygodniejsze od zadręczania się jego wyborem. Bo w głębi serca nie pogodziłaś się z tym. Był w twoim życiu przez ostatnie piętnaście lat. Był przy tobie, kiedy go potrzebowałaś. Ty także byłaś zawsze blisko niego. Naprawdę potrafił o tym tak po prostu zapomnieć? Bo ty nie umiałaś i nie chciałaś tego robić. Tęskniłaś za nim. Może nie mówiłaś tego na głos, ale czułaś, że czegoś brakowało w twoim życiu. Brakowało ci nawet głupiej rozmowy przez telefon. Głupiego smsa. Dosłownie wszystkiego, co się z nim wiązało. Dlaczego było ci tak trudno zrezygnować z tej przyjaźni? Byłaś kompletnie rozbita i skołowana.
 -Sophie, jesteś tutaj czy znowu odleciałaś?-słyszysz głos Tedd'a
 -Przepraszam.-wzdychasz cicho- Co mówiłeś?
 -Mówiłem, że jak wrócę z misji to pojedziemy na wakacje.
 -W porządku.-kiwasz głową- Kiedy wracasz?
 -Wyjeżdżam w przyszłym tygodniu, a wrócę gdzieś na przełomie sierpnia i września. Zależy czy znowu nam przedłużą pobyty.-krzywi się
 -Co to za grymas?-patrzysz na niego- Przecież kochasz wojsko.
 -Tak, to jest coś co zawsze chciałem robić w życiu.-kiwa twierdząco głową- Ale to nie jest taka bajka, jak mi się wydawało.-wypuszcza głośno powietrze z ust- To zostawia piętno w mojej psychice, musiałbym być potworem żeby nie reagować na to, co dzieje się wokół mnie. Do tego w czasie każdej misji czy patrolu, zastawiam się czy jeszcze usłyszę twój głos.
 -Chcesz zrezygnować?-ściągasz brwi
 -Nie, raczej nie.-przeczy- Po prostu po tej misji chcę mieć dłuższą przerwę. Kończy mi się kontrakt, więc będę mieć chwilę na dojście do siebie.-sili się na uśmiech
 -Nienawidzę jak wyjeżdżasz, ale wiem, że to twoje życie.-kładziesz dłoń na jego ramieniu- I choć mi się to nie podoba, to będę przy tobie. Niezależnie od decyzji, jaką podejmiesz.
 -Więc daj mi się porwać, przynajmniej do czasu mojego wyjazdu.-gładzi dłonią twój policzek- Chcę cię mieć tylko dla siebie Sophie.
  Nie potrafiłaś mu odmówić. Z resztą nie chciałaś nawet tego robić. W duchu piszczałaś ze szczęścia jak mała dziewczynka. Sposób w jaki na ciebie patrzył, sprawiał, że zapominałaś na chwilę o całym bożym świecie. O wszelkich problemach. Zwłaszcza o stracie Thomasa. Pomimo ogromnej wyryw w sercu jaką to uczyniło, szłaś do przodu. Szłaś, chociaż momentami twoje serce niemiłosiernie krwawiło. Życie toczyło się po prostu dalej, jedyne co mogłaś zrobić to po prostu kontynuować swoją ziemską wędrówkę. Zawiedziona czy nie, musiałaś.
  Spędziliście razem pięć dni. Wydawało się to być niczym, w porównaniu z kilkumiesięczną rozłąką jaka znowu was czekała, jednak dla ciebie to były wyjątkowe chwile. Mogliście nie tylko podziwiać piękno przyrody w Górach Skalistych, ale i nacieszyć się sobą z dala od świata. A takie właśnie chwile były dla was na wagę złota. 
 -Wiesz Sophie, że chętnie bym nie pakował w ogóle tej walizki.-rzuca Tedd, kiedy pakuje swój dobytek na kolejną misję
 -Ale to robisz, bo to kochasz.-wypalasz siedząc naprzeciwko niego
 -Cóż, podobnie jak Thomas z siatkówką.-śmieje się, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że dla ciebie to wciąż był drażliwy temat. Puścił mimo uszu twoje zachowanie. Dla niego ta sprawa była o wiele prostsza, być może dlatego, że faceci widzieli wszystko czarno na białym i nie komplikowali nadmiernie spraw. A dla was kobiet, to było niemal ulubione zajęcie. Twoim w ostatnim czasie z całą pewnością. W tej chwili odłożyłaś to jednak na bok. Musiałaś się uporać z wyjazdem Tedd'a. To nie był pierwszy raz kiedy się rozstawaliście, ale za każdym razem tak samo to przeżywałaś. Gdybyś powiedziała, że nie ma dnia, w którym nie drżysz o niego ze strachu, to skłamałabyś. Jedyną rzeczą, jaka była cię wtedy w stanie uspokoić to był jego głos. Dzwonił do ciebie i to dość często. Podejrzewałaś, że ukradł któremuś z kolegów roczny zapas minut, bo w zasadzie słyszałaś go niemal codziennie, a już na pewno co drugi dzień. Z całą pewnością nie narzekałaś na to, nawet jeśli twoje szalone przypuszczenia okazałyby się prawdą.
 -Wiem, że zanudzisz się tu na śmierć, więc odwiedź go.-mówi patrząc ci w oczy
 -Kogo?-nie rozumiesz o kim mówi
 -Mówię o Thomasie.-odpowiada ze spokojem- Będziesz go teraz potrzebować. 
 -Dlaczego tak mówisz?
 -Bo czuję, że nie wrócę stamtąd szybko Sophie.
 -Nie mów tak.-odpowiadasz cicho
 -Z tego co mówili poprzednia brygada zostawiła po swojej zmianie niezły bałagan i jeśli wrócę do domu przed świętem dziękczynienia to będzie sukces.-wzdycha- A wiem, że i on niedługo wyjeżdża do Europy. 
 -Będę na ciebie czekać.-mówisz patrząc prosto w jego oczy- Tak jak zawsze Tedd. Tylko wróć do mnie, cały i zdrowy. Proszę.
 -Zrobię co w mojej mocy królewno.-zakłada pukiel twoich włosów za ucho, a ty żeby się nie rozpłakać przytulasz się do niego z całych sił. Nienawidzisz wręcz chwil, w których wyjeżdża. Nienawidzisz tego czekania. Nienawidzisz tego, że nigdy nie wiesz, czy nie widzisz go po raz ostatni. Ale co możesz zrobić? Możesz tylko codziennie modlić się o to, by usłyszeć jego głos, który mówi, że bardzo cię kocha i już niedługo się zobaczycie. I czekać aż go powtórnie zobaczysz. To wszystko.
  Standardowo pierwszy tydzień po jego wyjeździe ciągnie się niczym rok. Nie za bardzo potrafisz znaleźć sobie miejsce. W domu po prostu nie wchodzisz Carol w drogę, bo ostatnimi czasy miała w oczach wzrok, który potrafiłby zabić. Zakładałaś, że albo miała jakieś problemy w pracy albo rzucił ją kolejny już w tym roku facet. Szczerze powiedziawszy, nie miałaś najmniejszej ochoty zagłębiać się w temat życia uczuciowego własnej matki. Przestało ono dla ciebie mieć znaczenie w chwili, w której powiedziała ci z dumą, że rozwodzi się z twoim ojcem. Wtedy straciła w twoich dziecięcych oczach niemal wszystko, włącznie z rodzicielskim autorytetem. Możliwe, że zbyt pochopnie ją oceniłaś, ale miałaś wtedy niespełna dziewięć lat i twój świat się kompletnie zawalił. Nie dość, że utrudniała ci kontakty z ojcem, to próbowała stosować tresurę, nie wychowanie. Doprowadziło to mniej więcej do tego, że w wieku niespełna dwudziestu dwóch lat z trudem zamieniałyście dwa słowa bez sprzeczki. Ty miałaś jej za złe za odsunięcie w chwili, w której jej potrzebowałaś, a ona była zła, że jej nie słuchałaś. W zasadzie gdyby nie więzy krwi, nie łączyłoby was zupełnie nic.
 -Soooooooooophie.-słyszysz piskliwy głosik tuż przy swoim uchu. Wiesz zbyt dobrze do kogo należy, aby się nie podnieść. Odwracasz się, więc na drugi bok i przykrywasz się kołdrą po sam nos. Niestety na nic się zdały twoje próby oporu. Za chwilę pozbawiła cię ostatniego bastionu obronnego, to jest kołdry i jednym ruchem ściągnęła cię do parteru i pozycji siedzącej.
 -Jezu Jaimie, jest siódma rano w sobotę.-ziewasz przeraźliwie- Thomas wyjechał i nie masz kogo prześladować?
 -Strzał w dziesiątkę.-kiwa głową- Masz dwadzieścia cztery minuty na zebranie swojego chudego tyłka, spakowanie gratów na trzy dni.
 -Nigdzie się nie wybieram.-krzywisz się
 -Zostały ci dwadzieścia dwie minuty, po ich upływie zostaniesz wyprowadzona z domu siłą, możesz być i naga, nie obchodzi mnie to.-mówi ze śmiertelną powagą
 -A powiesz mi chociaż gdzie mnie porywasz?
 -Do Anaheim głupolu.-chichocze
 -Co jest w Anaheim poza tym, że jest tam teraz jak na Saharze?
 -Paru wyrośniętych i piekielnie przystojnych kolesi, pocących się na hali.-szczerzy się- No wiesz, Anderson, Russell, Christenson i te sprawy.
 -Skąd pomysł, że w ogóle chcę jechać?-marudzisz- To jest milion mil.-zauważasz
 -Głuptasie, sądzisz, że zamierzam tam się tłuc samochodem?-śmieje się- Lotnisko w Chicago, dwie godziny i jesteśmy na miejscu. Jakbym miała tam jechać samochodem, to bym była w październiku.-mówi rozbawiona- A wiem, że chcesz jechać, bo widzę, że mój brat głupieje bez waszej dwójki. Z resztą ty też nie wyglądasz na szczęśliwą jak cię teraz wszyscy opuścili.-dodaje- Także za dziewiętnaście minut widzę cię z walizeczką przed domem.
  Jeszcze chyba nigdy w życiu tak szybko się nie zebrałaś. Po jakichś piętnastu minutach stałaś gotowa do wszelkiej wyprawy. Obawiałaś się, że zapomniałaś jakiejś istotnej rzeczy jak bielizna czy szczoteczka, ale Jaimie nie pozwoliła ci nawet na sprawdzenie tego. Niemal siłą wepchnęła cię do samochodu, w którym jak się okazało, tkwiła znudzona Stephanie, która także została uprowadzona przez pannę Jaeschke. Byłaś pełna podziwu dla jej szaleńczego zapału i zdolności organizacji. Tylko ona mogła wymyślić tak szatański plan.
  Po godzinie jazdy do Chicago, kolejnych pięćdziesięciu minutach transferu na lotnisko i samego oczekiwania na lot, udało wam się dotrzeć do Anaheim chwilę po dwunastej. W drodze do hotelu zgubiłaś się prawie trzy razy, ratunek zawdzięczasz swojej porywaczce, która wyższa o piętnaście centymetrów, wyglądała jak twoja matka czy bodyguard. Choć początkowo byłaś na nią zła z powodu tej nieplanowanej wycieczki, ale w chwili, w której zobaczyłaś okolicę zupełnie zmieniłaś zdanie. Prócz boskich plaż, najbardziej ekscytował cię fakt, że w tym mieście znajdował się Disneyland. Cieszyłaś się jak małe dziecko na samą myśl, że Jamie obiecała jak na przywódcę stada przystało, zabrać was tam pojutrze.
 Najpierw musiałaś jednak przebrnąć przez dwa towarzyskie mecze reprezentacji USA. Co prawda nie mogłaś powiedzieć żebyś się nie znała, bo jednak przyjaźniąc się z dwoma sportowymi zapaleńcami musiałaś cokolwiek wiedzieć. Jednak stresowałaś się ponownym spotkaniem z Thomasem. Naprawdę dawno już nie rozmawialiście. Od pamiętnego rozstania minął już ponad miesiąc.
 -Teraz pora na główną atrakcję wieczoru.-chichocze Jaimie po czym toruje wam drogę w kierunku niższych partii trybun.
 -Oni nie są adoptowani albo rozdzieleni po porodzie?-pyta rozbawiona Stephanie
 -Czasami też się zastanawiam, bo w życiu nie widziałam tak różnych bliźniaków.
 -Może to lepiej dla ciebie, że nie są do siebie podobni.-mówi przyjaciółka- Chyba byś nie przeżyła dwóch tak porąbanych ludzi.-śmieje się.
  Zanim zdążyłyście się dopchać do Jaimie, ta zdążyła już namierzyć swojego brata i dać mu znak o swojej obecności. Przy okazji rozmawiała z jednym z siatkarzy, którego potem wam grzecznie przedstawiła. Jej zainteresowanie jego osobą spadło, gdy okazało się, że o wiele bardziej ciekawiła go rozmowa ze Steph. Nie byłaś pewna jak miał na imię, ale twoja przyjaciółka nieco odpłynęła i nie była zbyt pożyteczna.
 -Phi?-słyszysz nieco zaskoczony głos Thomasa kiedy w końcu pojawia się w waszym pobliżu
 -Nie pytaj, to ona mnie tu zaciągnęła.-wskazujesz na stojącą obok Jaimie
 -No co?-wzrusza ramionami- Nie cieszysz się, że widzisz swoje ulubione kobiety?-chichocze
 -Cieszę.-kiwa głową po czym przytula na powitanie siostrę. Zagryzłaś wargę, bo nie byłaś pewna czy tobie będzie dane dostąpić aż takiego zaszczytu, zważając na to, że długo ze sobą nie rozmawialiście, ale twoje obawy były niepotrzebne. Przytulił cię dokładnie tak samo, jak robił to zawsze. Co prawda musiało to wyglądać dość zabawnie, bo byłaś od niego o dobre trzydzieści centymetrów niższa. Potem głownie mówiła Jaimie, od czasu do czasu wtrąciła się Steph, która także się do was dołączyła. Po dłuższej chwili rozmowy musieliście się pożegnać. Wieczór spędziłyście na plaży, więc ten dzień nie był tak beznadziejny jak się jeszcze wczoraj zanosił. Już o poranku Jaimie nie pozwoliła wam na zbyt długie wylegiwanie się. Niestrudzona biegała po sklepach, z prawdziwą pasją w oczach. Po tym morderczym maratonie po którym twoje nogi wołały o pomstę do nieba, powtórnie pojawiłyście się w ośrodku reprezentacji Stanów Zjednoczonych, gdzie został rozegrany drugi mecz z reprezentacją Brazylii.
  Nazajutrz Jaimie spełniła swoje obietnice. Oczywiście w całe przedsięwzięcie wplątała swojego brata, który wraz z kolegami dostał dzień wolnego. Nie byłaby sobą, gdyby nie kazała mu zabrać ze sobą kumpli. Tym sposobem Steph była w siódmym niebie, zwłaszcza, że jej wczorajszy rozmówca także się pojawił. Szczerze powiedziawszy nie za bardzo zwracałaś na nich uwagi, bo byłaś kompletnie zafascynowana tym miejscem. Spełniałaś dziecięce marzenia, więc ten stan rzeczy nie budził podejrzeń. Czułaś się znowu jak mała dziewczynka, przemierzająca bajkowy świat, swoich ulubionych bohaterów. Zamek Śpiącej Królewny, dom Tarzana, łódź Marka Twaina, dom Pinokia, Goofy, czy wycieczka po dżungli z Księgi Dżungli sprawiły cię wiele frajdy. Z resztą nie tylko tobie. Wszyscy bawiliście się jak małe dzieci, choć większość z was miała ponad dwa metry wzrostu. Męska część towarzystwa prześcigała się w zabawach sprawnościowych czy na strzelnicy. Tym sposobem wszystkie zostałyście obdarowane co najmniej jednym bohaterem Disneya.
 -Hej Sophie, przejdziemy?-pyta cię nagle Thomas- Obiecuję, że długo ci nie zajmę i odprowadzę cię z powrotem do hotelu.
 -Bierz ją, ma tylko wrócić w jednym kawałku!-wtrąca się Jaimie po czym znika wraz ze Steph z twojego pola w mgnieniu oka. Nie za bardzo wiesz o czym chciał rozmawiać, dlatego zaczynasz odczuwać lekkie poddenerwowanie. To jednak mija. Za dobrze się znaliście, by się krępować. Dlatego głucha cisza w końcu zostaje przerwana.
 -Przepraszam za Jaimie.-mówi w końcu- Jest trochę.. nadpobudliwa.
 -Uwierz, zdążyłam to zauważyć.-odpowiadasz mu- Zwłaszcza w chwili, w której ściągnęła mnie siłą z łóżka i dała dwadzieścia minut na zebranie.-chichoczesz
 -Ona musiała zostać zamieniona w szpitalu, ja nie wiem po kim ona to ma.-śmieje się nieustannie ci się przyglądając. Dopiero po chwili dostrzegasz jego wzrok, utkwiony w swojej osobie. Spoglądasz na niego pytająco.
 -O co chodzi?-marszczysz czoło
 -Po prostu wyglądasz na szczęśliwą.
 -Bo jestem szczęśliwa.-odpowiadasz zgodnie z prawdą- No prawie.
 -Sophie, nie zaczynaj.-kręci głową- Tak jest lepiej.
 -To jest głupie.-boczysz się
 -Sophie.-zatrzymuje cię i spogląda ci prosto w oczy- Ja nie każe ci o mnie zapomnieć, bo ja nie chcę i nie zapomnę o tobie.-wzdycha- Po prostu musisz trochę ograniczyć myślenie o tym wszystkim, to wszystko.
 -To znaczy, że chyba nie jest nam zabronione rozmawianie ze sobą?
 -A co robimy właśnie?-odpowiada z nutą rozbawienia- Od czasu do czasu chyba nam się nic nie stanie.-uśmiecha się- Ale i tak nie powinnaś tego robić tylko wtedy, gdy nie ma Tedd'a.
 -Nie moja wina, że zawsze wpadam na ciebie kiedy go nie ma.-patrzysz na niego gniewnie- Czyli czujesz się przez to wykorzystywany?-pytasz po chwili
 -Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mnie wykorzystać, uwierz.-śmieje się- Po prostu nie chcę być twoją zapchaj dziurą Sophie.-dodaje- Zaraz wyjadę do Polski na sezon, wtedy mnie dla ciebie nie będzie. Dlatego będzie lepiej, jeśli wciąż nie będziemy się za często spotykać.
 -To trudne.-wzdychasz i spoglądasz na buty
 -Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.-unosi twój podbródek ku górze- Ale wciąż cię uwielbiam Phi. Pamiętaj o tym jak wyjadę, okej?
 -Zastanowię się.-przekomarzasz się z nim
 -Chodź tutaj.-mówi miękko po czym przytula cię do siebie, tym razem przyciąga cię o wiele bliżej. Czujesz jego ciepły oddech na swoim karku, a jego perfumy delikatnie drażnią twoje nozdrza.
 -Nie bądź na mnie zła.-mówi wciąż nie wypuszczając cię z objęć- Tak jest dla nas wszystkich lepiej. I tak już wszystko skomplikowało się do granic możliwości.
 -Nie jestem zła.-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Wkurzam się na to, że pozwoliłam to tak skomplikować.
 -Tu nie było dobrego rozwiązania i wiesz to. Jakieś ofiary musiały być.-mówi opierając czoło o twoje- Ale ja cieszę się twoim szczęściem mała.-uśmiecha się- I jeśli cię to uszczęśliwi, jak Tedd wróci z tych swoich misji to się z nim spotkam i postaram się z nim dojść do porozumienia. Ale zrobię to tylko dla ciebie.-gładzi twój policzek.
 Upalne kalifornijskie powietrze i zbyt bliska odległość Thomasa sprawiły, że przez chwilę miałaś wrażenie, że zemdlejesz. Jednak na całe szczęście ten stan rzeczy nie trwał długo i po jakichś piętnastu minutach spaceru wreszcie dotarłaś do swojej bazy noclegowej. Grzecznie pożegnałaś się z przyjacielem i udałaś się w kierunku windy.
 -Jezusmaria Sophie!-w jednej chwili niemal wpada na ciebie Stephanie- CO TO BYŁO?!- niemal wrzeszczy
 -Co?-nie masz pojęcia o co jej chodzi
 -Czy on cię pocałował?
 -Steph, jesteś pijana czy naćpana?-mówisz zszokowana
 -Ani jedno ani drugie.-kręci głową- Byłam coś zjeść w barze i jak wracałam to was widziałam.-tłumaczy- I do jasnej cholery, jeśli cię nie pocałował, to co najmniej miał na to ochotę. Bo kurde, patrzył na ciebie jakbyś była ostatnią kobietą na całym bożym świecie i wcale nie przesadzam.
 -Jeśli już skończyłaś, to idę na górę, do pokoju.-puszczasz mimo uszu jej wywód po czym po prostu kierujesz się na górę.
  Nie widziałaś żadnego sensu w słowach przyjaciółki, więc szybciej o nich zapomniałaś, aniżeli je usłyszałaś. Byłaś naprawdę szczęśliwa z Tedd'em, a uwielbienie Steph do Thomasa nie wzbudzało już w tobie większych emocji. Był twoim przyjacielem, czy tego chciał, czy nie. I byłaś pewna, że nim pozostanie, bo nie zamierzałaś mu odpuścić. Nie tym razem.

~*~
Przyznam, że pisanie tej historii idzie mi nadspodziewanie łatwo. Chyba nigdy nie miałam
 tak wielkiego zapasu rozdziałów :D Mam nadzieję, że ta lekkość pisania, przekłada
się także na przyjemność czytania ;) Wiem, że troszkę mieszam i mało skupiam się na osobie Tedd'a, ale
to Sophie i Thomas są głównym bohaterami, nie zapominajcie :)
Dziękuję, że jesteście i poświęcacie swój czas na czytanie mojej historii ♥
I przepraszam za drobne obsuwy, ale planuję przenieść dzień publikacji na weekend :)

wingspiker.

19 komentarzy:

  1. Steph i Phi są cudowne <3 Jakbym widziała mnie i moją przyjaciółkę xd W sumie to nawet sytuacja jest dość podobna, ale mniej "dojrzała"... On ją kocha tak mocno, że widząc ją szczęśliwą on też czuje szczęście...To jest piękne <3 Czyta się przyjemnie, ale opowiadanie samo w sobie nie jest lekkie, bo żeby je zrozumieć to trzeb TO poczuć...

    Ściskam, ret.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzorowałam je poniekąd na swoich przyjaciółkach, więc też mi są bardzo bliskie :D

      Usuń
  2. Jest lekkie i dobrze się czyta. Tak ci to w sumie fajnie po amerykańsku wyszło i czuć ten specyficzny klimat USA, konstrukcję bohaterów. A z drugiej strony opowiadanie lekkie nie jest. Nie trudno zrozumieć co nimi kieruje, ale jak się myśli o tym co musi czuć Thomas to aż cholera boli. Widzisz kogoś kogo kochasz z kimś innym i za każdym razem jakby masz sztylety w sercu, bo to nie ty, ale nie możesz nic powiedzieć bo kochana osoba jest szczęśliwa. No i doszłam do wniosku że ja bym nie mogła umawiać się z żołnierzem. Nie wyobrażam sobie codziennego stresu czy przeżyje. Masakra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że poniekąd udaje mi się oddać amerykańskie klimaty :)

      Usuń
  3. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że niedługo stanie się coś złego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tedd jest kochany i wgl wspaniały ,ale to aż boli jak bardzo Thomasa ciągnie do Phi!
    Czekam na dalszy ciąg <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobrze znam to uczucie, gdy zdania niemal same układają się w głowie, a palce bezwiednie przelewają je na Worda, dlatego cieszę się, że tak dobrze Ci idzie pisanie i troszeczkę zazdroszczę, bo dawno tak nie miałam. Jeśli zaś chodzi o opowiadanie, to na pewno 99% czytelniczek zastanawia się, czy Tedd nie straci życia na misji, co z pewnością odwróciłoby bieg historii o 180 stopni. Biorąc pod uwagę Twoje zamiłowanie do radykalnych rozwiązań fabularnych i huśtawki emocjonalnej należy spodziewać się absolutnie wszystkiego ;)
    Thomas nadal wzbudza współczucie, bo choć wydawać by się mogło, że odseparowanie od Sophie jest najlepszym z możliwych rozwiązań, to jednak wcale nie sprawia, że jest mu lżej. Wciąż musi ukrywać się ze swoim uczuciem, do tego dochodzi jeszcze zwyczajna ludzka tęsknota, którą odczuwa również główna bohaterka, bo jak by na to wszystko nie patrzeć, jest silnie związana ze swoim przyjacielem. No i widać, że ogromnie jej na tej przyjaźni zależy.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana, ja nie wiem, dlaczegóż Ty mnie nie informujesz o nowych rozdziałaś? Zapomniałam się chyba wpisać w zakładkę, ale nadrobię to! ;D
    Zdecydowanie ubóstwiam postać Thomasa. 💕 Uwielbiam tego gościa i tak chyba zostanie. 😁
    Jednak boli mnie fakt, że jest on tutaj taki przybity. Ten szczęśliwy i pełen optymizmu chłopak! Niech w końcu dojdą do porozumienia i zrozumieją, że będą idealną parą, ja im kibicuję. 😄
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! 😄

    Pozdrawiam i całuję! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale moja skleroza sięga stąd aż do Republiki Kongo!

      Usuń
  7. Wybacz, że komentuję dopiero teraz i nie odezwałam się pod trójką, ale sesja dała mi w kość i nawet jak się skończyła, to nie miałam siły, żeby nadrabiać wasze dzieła :c ale już jestem, grzecznie nadrobiłam ^^
    No ładnie, ładnie :D Jaimie jest zdecydowanie szurniętym człowiekiem xD Ja bym chyba zwariowała z taką znajomą xD choć z drugiej strony mówi się przecież, że nie ma ludzi zdrowych - są tylko niezdiagnozowani :P
    Tedd nadal ma w sobie coś takiego... co bardzo ciężko mi określić, ale co mi się nie podoba. Mam do niego jakiś niewytłumaczalny dystans. Może to się zmieni z czasem, zobaczymy.
    Przykro mi, jeśli mam być szczera. Przykro, że Thomas i Sophie muszą cierpieć - bo oboje cierpią, to nie ulega wątpliwości. Ciekawa jestem, jak to dalej rozwiniesz. Bo zachowanie naszego pana siatkarza też jest jakieś dziwne. Niby kocham cię jak siostrę, ale z chęcią bym cię pocałował. I gdzie ta męska logika? :P
    czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnosi przynajmniej dużo ożywienia do życia Phi :D

      Usuń
  8. To jest niesamowita historia!
    tak czekam na jakiejś zbliżenie miedzy Thomasem i Sophie, mega im kibicuje.
    pisz szybko nowy rozdział, czekamy

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana ,
    od razu przepraszam za to,że dopiero tutaj jestem.Ale praca opóźniła moje przybycie.
    Tę lekkość czuć od razu i zgodzę się z moją przedmówczynią : czuć tutaj tą amerykańską specyfikę. Jest lekko ,ale jestem pewna,że za chwilkę rozpęta się tutaj jakaś burza.
    Bo przeczytałam już kilka Twoich historii i każda z nich niesie za sobą jakąś wiadomość.
    Jestem ciekawa ,co nauczymy się doceniać bardziej po przeczytaniu tej historii.
    Czekam i będę.Bo ta historia będzie wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Step jest jedyna w swoim rodzaju i myślę, że ma absolutną rację. Thomas jest zakochany w swojej przyjaciółce, lecz Thomas m także rację - niezaleznie od tego któregoby Phi wybrała, jeden z nich będzie cierpiał.

    OdpowiedzUsuń