czwartek, 30 czerwca 2016

#pięć.

#muzyka.

  Dni mijały powoli. Gdybyś powiedziała, że ciągnęły się do granic możliwości to i tak pewnie byłoby zbyt delikatne określenie. Z braku większych atrakcji, poza Stephanie starającą się urozmaicać ci jakkolwiek czas i dodatkowymi zmianami w Sundown, w przypływie nudy zapisałaś się na letni semestr na uczelni. Tym sposobem miałabyś rok do przodu w porównaniu ze swoimi niezbyt ambitnymi kolegami ze studiów. Nie chciałaś im ubliżać, ale w żaden sposób nie dało się łagodnie określić ludzi, którzy ledwo przechodzili egzaminy semestralne, a wykłady były dla nich okazją do odespania nocnych eskapad. Z początku do tego mało zaszczytnego grona należała także twoja najlepsza przyjaciółka, jednak udało ci się ją nawrócić na dobrą ścieżkę. Może nie miała najwyższej średniej na roku, ale radziła sobie całkiem nieźle. To był twój mały powód do dumy. 
 -Możesz mi powiedzieć gdzie szlajasz się całymi dniami?-wita cię niezwykle radośnie w progu matka
 -Pracuję, studiuję?-rzucasz wymijająco
 -Uważasz mnie za idiotkę?-podnosi ton głosu- Rok akademicki się już skończył. Jeśli się z kimś puszczasz, nie wracaj do domu z brzuchem.-dodaje lekceważąco, a w tobie się aż gotuje
 -Do twojej cholernej wiadomości, zapisałam się na semestr letni. To po pierwsze.-niemal warczysz- Po drugie, nie jestem tobą żeby się puszczać.-mówisz z ironią- No dalej, uderz mnie. Pokaż jak beznadziejną matką jesteś.-dodajesz kiedy widzisz ewidentną wściekłość w jej oczach
 -Powinnaś się cieszyć gówniaro, że możesz tu w ogóle mieszkać!-krzyczy- Jesteś dokładanie taka sama jak twój cholerny ojciec. Zero szacunku i zero wdzięczności.
  Pewnie wydzierałaby się dalej, gdyby nie fakt, że chcąc nad sobą zapanować zanim jej przyłożysz, po prostu ją minęłaś i zignorowałaś. Tak, miałaś ochotę uderzyć własną matkę. Bo tak naprawdę jej nie miałaś. Nigdy nią nie była i doskonale to wiedziała. Chciałaś powiedzieć, że jej nienawidzisz. Ale jeśli byś ją znienawidziła, straciłabyś jedyną rodzinę jaką miałaś. Z ojcem miałaś tak słaby kontakt, że nie jesteś pewna, czy byłabyś w stanie go rozpoznać na ulicy. Jasne, dzwonił do ciebie regularnie kilka razy w roku, ale nigdy nie miałaś ochoty rozmawiać z nim dłużej niż pięć minut. Nie wiedziałaś z czego wynikała ta niechęć, ale sądziłaś, że wiązało się to z tym, że wiódł szczęśliwe życie u boku nowej rodziny, zostawiając cię na łaskę tyranicznej i bezdusznej Carol. Normalny człowiek o zdrowych zmysłach zapytałby więc, dlaczego wciąż z nią mieszkam? Sama chyba nie do końca znałaś odpowiedź. Mogłaś się wyprowadzić i mieszkać w jakimś nieciekawym mieszkaniu na przedmieściach i ledwo wiązać koniec z końcem, ale byłabyś niezależna. Problem polegał na tym, że po rozwodzie rodziców ten dom trafił do ojca, który przekazał go tobie i twojej matce. Dopóki nie osiągnęłaś dwudziestego drugiego roku życia, pełnoprawnym właścicielem była właśnie twoja matka. Do tego była jedyną krewną jaką miałaś. Była jedynaczką, a jej rodzice nie żyli od dawna. Więc chyba wygodniej było ci tkwić w tym domu.
 -Sophie, ale na pewno nie chcesz jechać ze mną?-dopytuje Stephanie
 -Jezu Steph.-przewracasz oczami- Na pewno. Nie dam rady się wyrwać z roboty.
 -Kurde, sądziłam, że odpowiesz "oczywiście, że z tobą pojadę przyjaciółko!".
 -Nie masz jakiegoś gorącego faceta do zabrania?-pytasz
 -A co, mam zapytać Thomasa?-chichocze, jednak widząc twój morderczy wzrok, poważnieje- Nie zachowuj się jak pies ogrodnika.-kręci głową- Z resztą on teraz spotyka się z Lauren O'Neal, nic po mnie.-wzdycha
 -Jesteś lepiej zorientowana w jego życiu osobistym niż ja.-zauważasz
 -Po prostu znam ludzi, którzy zadają się z tą szaloną i niezrównoważoną Jaimie, a oni tak jak i ona, lubią pogadać.-śmieje się po czym zaczyna nawijać o wrażeniach z ostatniej imprezy u Tony'ego Peacock'a na którą nie poszłaś bo pracowałaś. Przysłuchując się jej szczegółowej relacji, ani przez chwilę nie żałowałaś swojej nieobecność. Niezbyt fascynowali cię bełkoczący ludzie, klejący się do każdej dziewczyny wstawieni goście i to, że ktoś się z kimś przespał. Może i w oczach niektórych swoich rówieśników wydawałaś się być nieco nietowarzyska, ale szczerze powiedziawszy nie czułaś usilnej potrzeby uczęszczania na tego typu imprezy. Dlatego też źródło najnowszych plotek stanowiła dla ciebie Stephanie. Jednak przez najbliższe dziesięć dni musiało ucichnąć, gdyż wybierała się na wakacje do Kalifornii. Co prawda spodziewałaś się codziennego bombardowania smsami i telefonami, ale miałaś całe dziesięć dni żeby odpocząć od jej szalonych pomysłów i wycieczek. Co prawda w duchu wiedziałaś, że będziesz tęsknić za tą wariatką, ale nie mówiłaś jej tego głośno, żeby nie chełpić jej już i tak zawyżonej samooceny.
 -Więc co mi powiesz Sophie?-ciągnie Jaimie, która jakimś cudem wyciągnęła cię na lunch
 -Jaimie, gadamy prawie codziennie.-patrzysz na nią podejrzliwie
 -No wiem, ale myślałam, że usłyszę jakieś rewelacje, które przekazała ci Stephanie.-chichocze
 -Niestety, naczelny stróż plotek wyjechał na wakacje.-odpowiadasz jej rozbawiona
 -Kurde, moje życie przez te dni dopóki nie wróci będzie bezsensu.-udaje poważnie zmartwioną- Dobrze, że chociaż mój brat mi dostarcza rozrywki.-intryguje cię swoimi słowami, choć starasz się po sobie tego nie pokazać.
 -To znaczy?
 -Ach, wiedziałam, że cię zaintryguje.-mówi z perfidnym uśmieszkiem na twarzy- Mój brat to ogólnie największy tępak na tej planecie, bo non stop ma jakąś inną dziewczynę, jedna głupsza od drugiej swoją drogą, a tak naprawdę udaje, że nie widzi tej, która pasuje do niego idealnie.-wzdycha przejęta
 -Wybrałaś mu jedną ze swoich przyjaciółek?-pytasz rozbawiona
 -Tak, Ally.-odpowiada ze śmiertelną powagą, jednak po chwili chichocze jak mała dziewczynka- Tak serio to ci nie powiem, bo ją znasz i byś mnie zamordowała.
 -No nieeee, teraz mi musisz powiedzieć!-protestujesz- Za bardzo rozbudziłaś moją ciekawość.
 -Oszalałaś chyba.-kręci głową- Powiem ci jedynie, że on sobie zdaje z tego sprawę, że ona istnieje, a nawet więcej, ale wie też, że nie może z nią być z pewnych względów moralnych.
 -Ciągle mi to nic nie mówi.-kręcisz zrezygnowana głową- No błagam cię, powiedz mi chociaż jej inicjały.
 -Sorki Sophie, ale za bardzo sobie cenię ciąganie cię ze sobą po różnych stronach światach żeby ci to wyjawić i złamać serce.
 -Złamać serce?-powtarzasz
 -No wiesz, mogłabym bo ty w sumie złamałaś je mojemu bratu, ale za bardzo cię lubię.-mówi bezceremonialnie, a ty patrzysz na nią z otwartymi ustami
 -Powiedział mi dość dosadnie, że...
 -A ty byłaś taka wspaniałomyślna, że mu uwierzyłaś.-przerywa ci- Cholera, Sophie.-marszczy czoło- Znam go całe pieprzone życie i uwierz, wiem jak z nim jest.
 -O mój Boże, to ma sens.-uderzasz się dłonią w czoło. Dlaczego dopiero teraz to do ciebie dotarło? Dlaczego dopiero teraz przejrzałaś na oczy? Przecież to by miało sens. Nie odzywał się nie dlatego, że chciał dam wam dać trochę przestrzeni. Nie pokłócili cię z Tedd'em dlatego, że ten mu coś insynuował. Powinnaś sobie napisać na czole "największa kretynka na świecie". Naprawdę go skrzywdziłaś? To cię kompletnie przerażało. Sądziłaś, że Stephanie żartowała za każdym razem mówiąc o sprawie z Thomasem żeby cię wkurzyć. Czy naprawdę mówiła prawdę? Byłaś tak skołowana, że nawet Jaimie przez chwilę zaniemówiła. A trzeba było przyznać, było to zjawisko iście niespotykane.
 -I co z tym zrobisz?-pyta spokojnie przeglądając kartę dań
 -A powinnam coś robić?-pytasz niepewnie
 -Nie wiem.-wzrusza ramionami- Jesteś szczęśliwa z Tedd'em, więc chyba to zostaw.
 -Mój Boże, Jaimie, dlaczego wcześniej żadna z was nie zdzieliła mnie po moim pustym łbie?
 -Ziemia do Sophie, Stephanie non stop starała cię się uświadomić?
 -Czuję się jak największa suka tego świata.-krzywisz się
 -Przestań, to nie jest twoja wina.-krzywi się patrząc w twoim kierunku- On sobie z tym poradzi. Po prostu raziło mnie to, że wciąż wierzysz w te durne zapewnienia i nie rozumiesz jego zachowania.
 -Przepraszam.-wzdychasz cicho wbijając wzrok w blat stołu.- Jest teraz w Wheaton?-dodajesz po chwili ciszy
 -Tylko do jutra.-odpowiada po czym nagle wstaje i bierze swoje rzeczy- Więc jeśli chcesz się paść do stóp, to leć. Ja idę do Amandy na ploty.-mówi zadowolona po czym w mgnieniu oka znika z twojego pola widzenia. Szczerze podziwiałaś ją, że potrafiła podchodzić do spraw z takim dystansem. Przecież gdybyś była na jej miejscu, to chyba byś dała sobie w łeb za ten brak racjonalnego rozumowania.
  Naprawdę go zraniłaś. Jak mogłaś być tak głupia? To znaczy to było chyba nieuniknione w obecnej sytuacji, ale przynajmniej nie udawałabyś, że nic się nie stało i nie zamęczałabyś go swoją osobą. Sama nie wiesz jakbyś się zachowała, gdyby się okazało, że dwójka twoich najlepszych przyjaciół jest parą. Pewnie byś się obraziła na cały świat i postanowiła znaleźć nowych. Bo czułabyś się jak istne piąte koło u wozu. A już tym bardziej jeśli, do jednego z nich czułabyś cokolwiek więcej.
 -Sophie?-wypowiada twoje imię wyraźnie zaskoczony twoją obecnością
 -Potrzebuję z tobą pogadać.-mówisz patrząc na niego, a on jedynie kiwa głową po czym wychodzicie na spacer. W pierwszej chwili masz taki mętlik w głowie, że nie wiesz od czego zacząć.
 -Przepraszam.-wypowiadasz wreszcie- Przepraszam, że nie zauważyłam Thomas.-wzdychasz żałośnie- Przepraszam, że przeze mnie cierpisz. Nie chciałam tego.
 -Sophie, przestań przepraszać.-kręci głową- To nie ma znaczenia.
 -Owszem, ma.-mierzysz go spojrzeniem- Czuję się paskudnie z tym, że swoim postępowaniem zadałam ci ból. To ostatnia rzecz jakiej chciałam. Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam.
 -Jeśli ktoś tu jest winien, to tylko i wyłącznie ja.-mówi zupełnie szczerze- Jesteś z nim szczęśliwa, więc nie roztrząsajmy tego.
 -Zależy mi na tobie.-wzdychasz- Dlatego ci to mówię.
 -Mi na tobie też zależy Sophie.-uśmiecha się lekko- Dlatego się właśnie odsunąłem. Nie jestem typem kolesia, który odbija dziewczynę swojemu najlepszemu przyjacielowi. Nawet jeśli jest na mnie zły.
 -Więc dlaczego nie może być tak, jak wcześniej?-stajesz i patrzysz mu w oczy- Nie ufasz mi już?
 -Ufam ci.-odpowiada niemal natychmiast- Tylko nie ufam na tyle sobie, by wciąż być blisko.-dodaje niepewnie- Dlatego zrozum mnie, Sophie. Bycie obok jest dla mnie trudne, dlatego zrozum, że lepiej czuję się będąc z boku. Nie przeszkadzając żadnemu z was.
 -Teraz rozumiem.-kiwasz głową i patrzysz na niego przez dłuższą chwilę. Łamało ci się serce, gdy widziałaś jego zbolałą minę. Ale co mogłaś zrobić? Mogłaś mu tylko dać odejść. To była jedyna i najlepsza dla niego opcja. Mimo, że dość bolesna dla ciebie, teraz wiedziałaś dlaczego uważał to za najrozsądniejsze rozwiązanie.
  Teraz, gdy znałaś przyczyny jego decyzji, wcale ci nie było lżej. Można było powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Miałaś nieziemskie wyrzuty sumienia. Wiedziałaś przecież, że nie byłaś w pełni odpowiedzialna za ten obrót spraw, ale i tak nie byłaś w stanie sobie tego wytłumaczyć. Ciężko ci z tym było. A najgorsze, że nie miałaś się komu wygadać, Jaimie wyjechała ze znajomymi do Meksyku, Stephanie została dłużej w Kalifornii. Wtedy poczułaś się naprawdę samotna i opuszczona. Jedyną osłodą był dla ciebie telefon od Tedd'a. Ale nawet nie jemu nie powiedziałaś o tym wszystkim. Wiedziałaś, że i tak byli pokłóceni, więc nie chciałaś dolewać oliwy do ognia.
 -Wszystko w porządku?-pyta troskliwie
 -Tak, po prostu okropnie mi się nudzi i tęsknie za wami wszystkim.-odpowiadasz dość zgodnie z prawdą
 -Nie martw się, Stephanie lada moment wróci.
 -Szkoda, że nie ty.-wzdychasz- Nie, wcale nie narzekam.
 -Och Sophie, wiesz, że już niedługo.-odpowiada troskliwie- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się za tobą stęskniłem mała.
 -Wyobrażam, bo ja za tobą też okropnie tęsknie.-wzdychasz ciężko- Mam nadzieję, że jesteś tam bezpieczny.
 -Ciężko mówić o bezpieczeństwie w środku afgańskiej wojny, ale robimy co w naszej mocy, żeby tak było.-prycha
 -Wiem, ale się boję.-mówisz- Ostatnio zginęło tylu żołnierzy.-zagryzasz wargę
 -Obiecuję ci, że zrobię wszystko żeby do ciebie wrócić.-mówi zupełnie szczerze- To jedyna myśl jaka mi przyświeca kiedy otwieram i zamykam oczy.
 -Och, Tedd.-mówisz cicho
 -Skreślam kolejne dni w tym cholernym kalendarzu i ciągle jest ich dużo.-wzdycha ciężko- Ale wiem, że każda kolejna doba przybliża mnie do powrotu. Do zobaczenia się z tobą. Momentami tylko to mnie trzyma przy życiu Sophie.
 -Więc po prostu do mnie wróć. Cały i zdrowy, proszę.-mówisz dopiero po chwili- To jedyne o co proszę codziennie Boga. Żebyś wrócił.
 -Wrócę.-zapewnia cię- Muszę już kończyć.-dodaje niezadowolony- Kocham cię Sophie i zawsze będę cię kochał, pamiętaj o tym.
  I właśnie z tymi słowami w pamięci odpływasz w objęcia Morfeusza. Nie myślisz o tym, jak skrzywdziliście Thomasa. Nie zastanawiasz się dlaczego tego nie widziałaś. Nie rozmyślasz i nie zarywasz nocy. Zbyt wiele ich już zmarnowałaś na takie myślenie. Po prostu usnęłaś, wiedząc, że to kolejny dzień mniej do spotkania z Tedd'em.
  Zostajesz wyrwana ze snu grubo po czwartej nad ranem. Masz ochotę obrócić się na drugi bok i spać, jednak twój telefon wciąż dzwoni. Ledwo przytomna sięgasz po niego i odbierasz.
 -Cześć Sophie, tutaj Evelyn Connor.-mówi drżącym głosem- Przepraszam, że dzwonię o tej nieludzkiej porze, ale musisz się o czymś dowiedzieć. I proszę, usiądź...-urywa.
  Jej kolejne słowa niemal do ciebie nie docierają. Brakuje ci tchu. Czujesz jak kolana się pod tobą uginają. Kiedy kończysz z nią rozmowę, osuwasz się na ziemię i wybuchasz przeraźliwie głośnym płaczem. W tym momencie cieszysz się, że Carol nie było w domu. Chociaż w tej chwili najmniej cię to obchodziło. Z trudem łapałaś dech. Nie wierzyłaś w to, co właśnie usłyszałaś. Nie potrafiłaś zrozumieć jak to było możliwe. Czułaś jak twoje serce właśnie w tym momencie pękło i rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Wśród spazmatycznego płaczu i przeraźliwego krzyku, miałaś wrażenie, że zaraz się udusisz. Nie obchodziło cię, że była czwarta nad ranem oraz to, że byłaś w piżamie. Musiałaś wyjść z domu. Usiadłaś na schodach i powtórnie zalałaś się łzami. Dopiero po chwili łkania dostrzegłaś znajomą sylwetkę w oddali, podążającą w twoim kierunku. Wystarczyło żebyś na niego spojrzała, a już wiedziałaś, że znał tą okrutną prawdę. Widziałaś na jego twarzy ogromny ból i łzy w oczach. Obydwoje w tej chwili cierpieliście. Więc po prostu się do niego przytuliłaś, a on pozwolił ci wypłakać się w ramię. Nie mówił nic. W tej chwili żadne słowa nie był w stanie ukoić twojego bólu, który rozdzierał cię wewnętrznie do granic możliwości...


~*~
Znacie mnie na tyle dobrze, że same przewidziałyście, że coś zacznie się dziać.
 No, więc macie :D  Nie będę mówić co się stało, ale jestem bardziej niż pewna, że się domyślacie.
Wiem, jestem strasznie przewidywalna, ale dopiero wracam
do rytmu pisania, więc przepraszam :P
Miłego dnia, dzisiaj trzymamy też kciuki za naszych piłkarzy!

11 komentarzy:

  1. po 1. - och Sophie, czemu Ty taka głupia jesteś? Naprawdę nie widziała? Na serio myślała, że przyjaciółka tylko jej dogryza? Myślałam, że to kobiety są mistrzyniami w doszukiwaniu się drugiego dna i w czytaniu między wierszami, a tu proszę...
    a po 2., mimo tego, że wiedziałam, że to się stanie (nie będe mówić co, bo może ktoś jest niedomyślny, to mu nie będę psuła niespodzianki ;p), mimo, że za Tedd'em nie przepadam, to jednak łezka zakręciła mi się w oku. No i brawa dla Jaimie. Nie pomyślałabym, że ten trzpiot tak się postawi w sprawie brata i to przed Phi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkie są mistrzami domysłów, niestety :D

      Usuń
  2. Niezmiennie zaskakuje mnie rozmach z jakim prowadzisz akcję tego opowiadania, a może to tylko moje wrażenie, wszak sama mam tendencję do rozwlekania fabuły. Tego, co wydarzyło się pod koniec rozdziału na pewno mogłyśmy się spodziewać, co nie zmienia faktu, że jest to cholernie przykre, bo Tedd nie zasłużył na taki koniec. "Zgaduję", że ta tragedia na pewno w jakiś sposób na nowo zbliży Sophie i Thomasa, pytanie tylko jak... ;)
    Główna bohaterka chyba za bardzo "obwinia się" o sytuację z przyjmującym, a przecież nie miała wpływu na jego uczucia ani to, jak wiele smutku one mu przysporzą. Niby niczego się nie domyślała, ale może po prostu nieświadomie wyparła ów fakt ze świadomości? Być może nie chciała sobie wyobrażać, że coś takiego mogłoby doprowadzić do rozłamu w przyjaźni całej trójki?
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że sama siebie też momentami zaskakuję, jeśli chodzi o fabułę ;)

      Usuń
  3. Czułam, że coś się stanie, że nie skończy się dobrze. Wcale mnie nie cieszy, że to przewidziałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Serduszko zaczęło mi bić zdecydowanie szybciej, gdy odebrała ten telefon.

    Ona nie widziała, bo czasem gdy nawet widzimy ciężko się do tego przyznać. Bo może nam się wydaje? Bo przecież to tylko przyjaźń.

    Chcę zobaczyć, co będzie dalej. Choć wiem, że teraz wszystko będzie prostsze (?), w pewnym sensie oczywiście to i tak będzie ciężko.

    ściskam, ret

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, czasem nieumyślnie wypieramy pewne rzeczy :)

      Usuń
  5. To trochę przewidywalne, ale za to bardzo dobrze napisane :) Dlatego nie mogłabym być kobietą żołnierza. Nie da się nie myśleć o tym - czy dziś się uda. Czy pozostanie żywy. Ten strach.
    Niby kobiety mają szósty zmysł, ale jak sprawa dotyczy nich samych to jest trudno. Dlatego to że Sophie nic nie zauważyła mnie ani trochę nie dziwi. Dobrze że Sophie chociaż będzie ciężko ma ze sobą ludzki, którzy z nią będą.
    E meglio esserci. Także tak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem podobnego zdania, te kobiety są nie mniejszymi bohaterami jak ich partnerzy ;)

      Usuń
  6. Szkoda Tedda ale jednak teraz nasza ukochana dwójka może zbliżyć się do siebie i na to licze. Tyle w życiu przecierpieli, że należy im sie.

    OdpowiedzUsuń